6 odcinek włoskiej etapówki jawił się jako etap na leczenie ran po wczorajszym etapie pełnym kraks. Przypomnijmy, że w środę główny faworyt do zwycięstwa Belg Remco Evenepoel dwukrotnie zaliczył upadek. Pecha mieli również Primoz Roglic oraz inni kolarze walczący w klasyfikacji generalnej. Na szczęście na starcie dzisiejszego odcinka stawili się wszyscy zawodnicy, którzy mają odegrać pierwszoplanowe role w tegorocznym Giro d'Italia.
Aura na trasie dzisiejszego etapu o długości 162 kilometrów z Neapolu do Neapolu była dla kolarzy zdecydowanie łaskawsza niż wczoraj. Słońce towarzyszyło zawodnikom od startu do mety. Przed rozpoczęciem rywalizacji bukmacherzy obstawiali, że walkę o etapowy skalp ponownie stoczą między sobą sprinterzy.
Niewiele jednak brakowało, aby stało się inaczej za sprawą wspaniałej akcji Australijczyka Simona Clarke'a oraz Włocha Alessandro De Marchiego. Obaj zawodnicy znaleźli się w pięcioosobowej ucieczce dnia, która zawiązała się przed peletonem niedługo po starcie, jednak ostatnie kilkadziesiąt kilometrów uciekali już tylko we dwóch.
ZOBACZ WIDEO: Zrobiła to! Jechała rowerem nad przerażającymi przepaściami
Niestety ich marzenia o etapowym zwycięstwie prysły na ostatnim kilometrze. Napędzany przez grupy sprinterskie peleton dopadł Clarke'a i De Marchiego 300 metrów przed kreską. Najskuteczniej z głównej grupy zafiniszował Duńczyk Mads Pedersen. Mistrz świata z 2019 roku skompletował tym samym zwycięstwa etapowe we wszystkich trzech wielkich tourach, tj. Giro d'Italia, Tour de France oraz Vuelta a Espana.
Tego samego wyczynu mógł dokonać uciekający Simon Clarke. 36-latek na mecie nie krył łez wzruszenia, bowiem zdawał sobie sprawę, że mogła to dla niego być już ostatnia szansa na sukces w Giro d'Italia.
- Wolałbym zostać doścignięty 10 kilometrów przed metą, a nie 300 metrów przed metą, ale takie jest kolarstwo - mówił w wywiadzie dla stacji Eurosport podłamany Australijczyk.
Klasę uciekających zawodników docenił sam zwycięzca Mads Pedersen.
- Dzisiaj uciekali naprawdę dobrzy i utytułowani kolarze. Pojechali wspaniale, dlatego jest mi ich żal, no ale jestem szczęśliwy, że wygrałem.
Liderem wyścigu pozostał Norweg Andreas Leknessund. Na piątkowym etapie peleton Giro d'Italia po raz pierwszy wjedzie w góry i możemy się spodziewać nowego rozdania w walce o różową koszulkę.
Zobacz też:
Pierwsza taka sytuacja od 42 lat! Potężna sensacja na trasie Giro d'Italia
Kapitalne zachowanie Australijczyka na finiszu. Jak on to wytrzymał?