W tym tygodniu Senat w Stanach Zjednoczonych przyjął tzw. ustawę Rodchenkov Act. Nazwa dokumentu przyjętego przez amerykański Senat pochodzi od nazwiska Grigorija Rodczenkowa. To właśnie były szef moskiewskiego laboratorium antydopingowego ujawnił dopingowy proceder w Rosji. Teraz ukrywa się w Stanach Zjednoczonych.
O co chodzi w ustawie? Najkrócej - daje ona USA możliwość ścigania osób zamieszanych w proceder dopingowy z innych krajów. Wymóg? Oszustwo ma zostać popełnione podczas zawodów z udziałem amerykańskich sportowców, sponsorów lub nadawców telewizyjnych.
Kara? Milion dolarów grzywny, a nawet 10 lat więzienia.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kapitalne uderzenie na polu golfowym. Nagranie jest hitem
Wydawałoby się, że pierwszym zwolennikiem ustawy powinna być Światowa Agencja Antydopingowa (WADA), starająca się walczyć z dopingiem na każdej szerokości geograficznej. Okazuje się, że ustawa przyjęta przez amerykański Senat budzi tam jednak ogromne wątpliwości.
Szef agencji Witold Bańka przekonuje, że choć na pierwszy rzut oka zamierzenia USA wyglądają uczciwie, mogą doprowadzić do wielkiego chaosu i zachwiać systemem antydopingowym na całym świecie.
- Zawsze będziemy sprzyjać rządom, które chcą walczyć z dopingiem, jednak diabeł tkwi w szczegółach. Amerykanie chcą bowiem ścigać ludzi na terenie całego świata, jednak ten akt nie obejmuje nawet 90 procent organizacji które reprezentują amerykańscy sportowcy. Dlatego pytamy: skoro ta ustawa jest tak dobra, dlaczego nie wprowadzicie jej u siebie? - tłumaczy były minister sportu.
- USA przyjęło rolę żandarma, który chce przejąć kontrolę nad całym systemem antydopingowym na świecie, ale oni powinni zacząć od siebie. Jesteśmy tym oburzeni. W ostatnim czasie na stosowaniu dopingu wpadł jeden z tamtejszych futbolistów i otrzymał sześciotygodniowe zawieszenie. Według naszych sankcji dostałby cztery lata - podkreśla Bańka.
Według słów Bańki amerykańska agencja USADA wychodzi z pozycji siły i nie zamierza przyjąć argumentów WADA, a także innych narodowych agencji antydopingowych, które również mają ogromne wątpliwości co do ustawy.
- Skierowaliśmy swoje wątpliwości do USADA, zgłosiliśmy chęć pomocy. Nasze argumenty zostały wysłuchane, jednak oni nie chcą z nami współpracować. Przyjąłem zaszczyt pełnienia funkcji szefa WADA nie po to, by służyć jakiemukolwiek z mocarstw. Nie chcę destabilizacji całego systemu antydopingowego. Ale jeśli jesteśmy krytykowani zgodnie zarówno przez USA, jak i przez Rosję, to chyba dobry znak - zaznacza.
Szef Światowej Agencji Antydopingowej ma też wielkie wątpliwości dot. ochrony informatorów. Jego zdaniem wprowadzona ustawa może sprawić, że nie będą decydować się na współpracę.
- Wielką siłą światowej agencji jest ochrona informatorów, do tej pory żaden z nich nie został zdekonspirowany. USA rości sobie prawo do ścigania ludzi zaangażowanych w doping, jednak to rodzi zagrożenie. Informator może zacząć mieć obawy, czy będzie należycie chroniony. Szczerze, to nie wiem, czy Rodczenkow zdecydowałby się na swój krok, gdyby obowiązywała go nowa ustawa.
- Amerykanie chcieli chronić wszystkich, a doprowadzą do tego, że wszyscy będą ścigać się nawzajem. To nie jest wykluczone. Zobaczymy, czy to nie jest po prostu zagranie PR-owe. Na razie to tylko przepis, który jeszcze nie wszedł w życie. Mamy nadzieję, że nie zdestabilizuje on naszej pracy - dodaje.
Już kilka miesięcy temu USA zapowiedziało, że jeśli WADA nie zmieni swojego podejścia do skandalu dopingowego w Rosji i ich zdaniem "opieszałości" wykazywanej przez agencję, oni wstrzymają swoje finansowanie, czyli około 3 mln dolarów rocznie.
Bańka: - Do tej pory wycofanie się z finansowania z przyczyn politycznych nie nosiło dużych konsekwencji. Teraz podjęliśmy działania dot. przygotowania katalogu możliwych sankcji dla wszystkich, którzy będą chcieli się wycofać z obowiązującego od ponad 20 lat kompromisu.
Były polski minister sportu ujawnia też, jakie żądania wystosowali Amerykanie do jego agencji: - Powiem wprost - żądania Amerykanów dotyczyły liczby miejsc w ciałach statutowych WADA, oni chcą mieć ich więcej. Po prostu chodziło o uzależnienie poziomu finansowania od wpływów. Już się powoli z tego wycofują. Podobnie jak z żądania, by wycofać przedstawicieli ruchu olimpijskiego, bo ich zdaniem nie są niezależni. To jest niemożliwe, to by oznaczało koniec agencji. Te żądania są irracjonalne.
W najbliższym czasie ma zapaść niezwykle istotna decyzja dla całego sportu, dotycząca startu rosyjskich sportowców w najbliższych letnich i zimowych igrzyskach olimpijskich. Rok temu WADA nałożyła na Rosjan czteroletnią dyskwalifikację, od której zostało złożone odwołanie.
- Finalna decyzja dot. Rosji należy do Trybunału Arbitrażowego w Lozannie. W tym miesiącu odbyło się wysłuchanie stron, jesteśmy bardzo zadowoleni jak nasi prawnicy przedstawili całą sprawę pod względem merytorycznym i dowodowym. Decyzja powinna zapaść do końca roku, liczymy, że będzie ona klarowna - ocenia Bańka.
Za kilka tygodni minie rok, od momentu przejęcia przez Polaka sterów w Światowej Agencji Antydopingowej. Były medalista mistrzostw świata w sztafecie 4x400 metrów nie kryje, że mimo sukcesów kilka kwestii budzi jego duże rozczarowanie.
- Największym jest koncentrowanie się ludzi na polityce. Nie rozmawia się za dużo m.in. o pomocy państwom bez procedur antydopingowych, ale o tym kto powinien zasiadać w komitetach, kto mieć większą władzę, dotyczy to także sportowców. Za dużo jest dyskusji politycznych, chciałbym żeby było więcej decyzyjności - podsumowuje.
Złe informacje dla Igi Świątek. Chciała tego uniknąć--->>>
Jerzy Brzęczek o materiale wideo TVP Sport. "Manipulacja"--->>>