Powodem rozważań o możliwości przeniesienia olimpijskich zmagań na inny termin jest rzecz jasna pandemia koronawirusa. W Japonii odnotowano do tej pory ponad 700 przypadków zachorowania, zmarło 19 osób. Nie jest to duża liczba biorąc pod uwagę bliskość głównego ogniska choroby - Chin, gdzie zachorowało ponad 80 tysięcy ludzi.
Jeśli jednak w Tokio ma się odbyć impreza, na którą z całego świata przyjadą sportowcy, kibice i dziennikarze, sytuacja musi być opanowana nie tylko w Japonii. Organizatorzy igrzysk wierzą, że do lata uda się zwalczyć epidemię i nie rozważają zmiany terminu na przyszły rok, co zasugerował w czwartek Donald Trump.
Na tę chwilę igrzyska w Tokio rozpoczną się zgodnie z planem, a więc 24 lipca 2020 roku. - Międzynarodowy Komitet Olimpijski oraz komitet organizacyjny nie rozważają odwołania lub przełożenia - absolutnie nie - powiedziała Hashimoto na piątkowej konferencji prasowej w Tokio.
Japońska minister, siedmiokrotna uczestniczka igrzysk (trzech letnich jako kolarka oraz czterech zimowych jako panczenistka), zapewniła, że organizatorzy dołożą wszelkich starań, by sportowcy nie czuli w zaistniałej sytuacji niepewności lub zdezorientowania.
Tymczasem Grecki Komitet Olimpijski ogłosił, że odwołuje wszystkie etapy sztafety z ogniem olimpijskim, które miały się odbyć się w tym kraju. Data przekazania płomienia Japończykom pozostaje niezmieniona - ma się to stać 20 marca. Sześć dni później ogień rozpocznie czteromiesięczną podróż po kraju kolejnych igrzysk.
Czytaj także:
Koronawirus. Anna i Robert Lewandowscy zostają w domu. Żona polskiego piłkarza rusza z nową akcją
Dwóch kolejnych piłkarzy Fiorentiny i klubowy fizjoterapeuta z koronawirusem
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film