Pił, ćpał i wygrywał w Formule 1. 40 lat od tytułu Jamesa Hunta
Hunt niejednokrotnie miał problemy z policją. Pewnego dnia mistrz F1 podróżował po Szkocji ze swoją małżonką. Hunt przekroczył prędkość i nie zatrzymał się do kontroli policyjnej, gdyż w jego bagażniku znajdowały się torby pełne tytoniu i innych używek.
Policjanci ruszyli w pogoń za Huntem, ale ich umiejętności i możliwości radiowozu nie sprostały Huntowi i jego szybkiemu Mercedesowi. - Przypuszczam, że po fakcie dotarło do nich kogo gonili, że to właśnie James Hunt prowadził ten samochód - wspomina Freddie Hunt.
Hunt w dość prosty sposób tłumaczył swoje podejście do życia. Miał świadomość, że starty w F1 są obarczone tak dużym ryzykiem, że nie może zwlekać ze świętowaniem sukcesów. Brytyjczyk złamał nawet tabu panujące w tym sporcie i pewnego dnia uciął sobie pogawędkę z Laudą na temat śmierci.
- Doszliśmy do wniosku, że ze względu na nasz zawód odkładanie świętowania sukcesów na później jest bez sensu. To było dość racjonalne podejście, bo przecież istniało spore ryzyko, że pewnego dnia obaj zginiemy. Efekt był taki, że zdecydowaliśmy w jednej chwili, że idziemy świętować i... poszliśmy - opowiadał Hunt.