F1. Jarosław Wierczuk: Wyjątkowy sezon. Wszystko zostało wywrócone do góry nogami [KOMENTARZ]

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Max Verstappen
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Max Verstappen

Finał tego wyjątkowego sezonu Formuły 1 za nami. Sezonu innego niż wszystkie do tej pory, w którym prawie wszystko w F1 zostało wywrócone do góry nogami, zanim jeszcze doczekaliśmy się jego inauguracji.

Mam wrażenie pewnej satysfakcji i powiedziałbym lekkiej dumy po tym sezonie Formuły 1. Dumy z tego, iż dyscyplina, z którą bądź co bądź się identyfikuję, tak dobrze poradziła sobie z niemożliwymi do przewidzenia choćby rok wcześniej wyzwaniami.

Mam na myśli nie tylko wzorowe narzucenie i egzekwowanie standardów, ale przede wszystkim fakt, iż to właśnie F1, w skali światowej była pierwszym sportem, czy raczej globalnym przedsięwzięciem, które podniosło się i zaczęło w miarę normalnie działać po pandemicznym uderzeniu i w całkiem nowych realiach.

Na tor w Yas Marina w Abu Zabi z pewnością dwóch kierowców przyjechało z mocnym niesmakiem po ostatnim Grand Prix. Chodzi mi zarówno o George'a Russella, jak i Maxa Verstappena. Pierwszy już na początku wyścigowego weekendu w Abu Zabi komentował aktualny charakter najwyższej z formuł. Twierdził, że przy tak wyrównanym poziomie jeździeckim kierowców, samochód decyduje w zasadzie o wszystkim. Może to lekka przesada wynikająca z goryczy ostatniej porażki i tak szybkiego powrotu na ziemię w formie relokacji z pierwszej linii na koniec stawki, ale trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Maria Szarapowa w wersji retro. Fani są zachwyceni

Z kolei Verstappen był w stanie przekuć ewidentną i nieskrywaną złość po całkowicie niezasłużonym przecież wypadku w Bahrajnie na dodatkową motywację i szybkość w finałowym wyścigu sezonu. Pisałem wcześniej, że ten kierowca miał naprawdę sporo pecha w tym roku i oprócz wyjątkowego talentu mam wrażenie, że właśnie niewzruszony poziom motywacji jest jego największą zaletą. Zaletą, która może być decydująca w walce nie o jeden, ale o kolejne tytuły mistrzowskie, a przecież tego rzesze nie tylko holenderskich kibiców od niego oczekują.

Można doszukiwać się w tym koncentracji Mercedesa na przyszłym sezonie, jak i problemów zdrowotnych Lewisa Hamiltona. Tak czy inaczej, Verstappen zdominował w perfekcyjnym stylu cały wyścig w Abu Zabi, a Hamilton wyraźnie dał do zrozumienia po minięciu mety, że do optymalnej formy brakowało mu dużo. I to było widać de facto przez cały weekend.

Hamilton jechał bardzo dobrze, na wysokim poziomie, ale brakowało tych decydujących 2 proc., które w tak charakterystyczny dla siebie sposób jest w stanie dać w kluczowych momentach. Tego, zapewne z powodów zdrowotnych, zabrakło i w efekcie Verstappen bez większych przeszkód zdominował GP Abu Zabi.

To lekko przykre, że Hamilton tak podkreślając swoją niezbyt optymalną formę zdecydował się na start. Czy po wydarzeniach ostatniego weekendu nie warto byłoby dać ponownej szansy Russellowi? Red Bull niewątpliwie był bardzo dobrze przygotowany pod względem ustawienia samochodu i strategii, ale trudno podejrzewać Mercedesa o jakiś nagły spadek konkurencyjności. Ten zespół nie tylko wygrywał, ale zdobywał w Abu Zabi pole position od 2014 roku. Wszystkie. Nieprzerwanie.

Przecież wyrównane szanse, zero polityki w stosunku do szans dla kierowców to motto Toto Wolffa. Czy z Georgem na starcie w bolidzie Mercedesa wynik mógłby być inny? Nie wiem, ale mam przekonanie, że Russell dałby z siebie wszystko i taka konfrontacja pomiędzy nim a Maxem mogłaby być scenariuszem być może najciekawszego wyścigu sezonu. To są właśnie batalie, za którymi fani F1 tęsknią.

GP Abu Zabi to również duży sukces McLarena. Miejsca piąte i szóste zagwarantowały teamowi trzecią pozycję w klasyfikacji konstruktorów, w której rzutem na taśmę McLaren wyprzedził też bardzo konkurencyjny przecież Racing Point. I tu również dochodzimy do schematu ostatnich sezonów w F1. Różnice pomiędzy kilkoma teamami spoza ścisłej czołówki zacierają się. Konkurencja od McLarena poprzez Racing Point i Renault, czasem aż po Alpha Tauri jest aktualnie bardzo wyrównana. To dobrze. Taki kierunek powinien być utrzymany.

Problem w tym, że nieprzerwanie od wielu sezonów ta tendencja nie dotyczy głównego potentata, który z precyzją komputera zgarnia od lat wszystkie możliwe trofea, przynajmniej w skali sezonu. Czy to się zmieni? Czy mamy szansę na sezon trzymający w napięciu do ostatniego wyścigu jeśli chodzi o tytuł mistrzowski i to niekoniecznie w ramach rywalizacji pomiędzy kierowcami Mercedesa, tak jak to było w 2016 roku , wygranym ostatecznie przez Nico Rosberga? Mam wrażenie, że odpowiedź na to pytanie w dużej mierze kryje się w przyszłości dwóch panów - Hamiltona i Wolffa.

Tymczasem nadchodzący sezon zapowiada się bardzo ambitnie. Rekordowa liczba wyścigów to tym razem 23 z nowym Grand Prix w Arabii Saudyjskiej. Zobaczymy też pewne dawno niewidziane twarze, jak chociażby Fernando Alonso.

Jarosław Wierczuk

Czytaj także:
Robert Kubica: Formuła 1 bywa okrutna
Hamilton zrujnowany fizycznie po wyścigu. Wszystko przez COVID-19

Źródło artykułu: