W tym tygodniu McLaren ogłosił plan masowych zwolnień. Firma produkująca sportowe samochody oraz rywalizująca w Formule 1 łącznie ograniczy zatrudnienie o 1200 osób. W samej ekipie F1 pracę straci ok. 70-80 pracowników.
Ogłoszenie restrukturyzacji McLarena nadeszło w momencie, gdy FIA przegłosowała i zatwierdziła plan sporych cięć finansowych w F1. Od roku 2021 zespoły będą mogły wydawać maksymalnie 145 mln dolarów, a już w sezonie 2023 pułap sięgnie 135 mln dolarów.
- Wraz z przegłosowaniem tego przepisu zwyciężyła Formuła 1. To niezwykle ważny moment dla naszego sportu. F1 od pewnego czasu była niezrównoważona pod względem finansowym. Dalsza bezczynność zagroziłaby przyszłości dyscypliny i zespołom. Dlatego należy pochwalić wszystkich za podjęte decyzje - przekazał w komunikacie prasowym Zak Brown, szef grupy McLaren.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams
To właśnie zespół z Woking najmocniej domagał się ograniczenia wydatków w F1. Nowe limity dotknęły po części samego McLarena, bo planowane zwolnienia pracowników wynikają właśnie z konieczności cięcia kosztów.
- Od pewnego czasu było jasne, że wprowadzony zostanie limit wydatków. Sami na to nalegaliśmy, aby F1 stała się zdrowym sportem pod względem finansowym. Przed nami na pewno duże wyzwanie. Musimy się odpowiednio dostosować do nowych realiów, choć może to być bolesne. Musimy zwolnić część pracowników, ale chcemy być jak najlepsi i najbardziej wydajni w przyszłości - skomentował Andreas Seidl, szef McLarena w F1.
Jak się okazuje, część personelu McLarena nie była zaskoczona ogłoszoną w tygodniu decyzją o masowych zwolnieniach. - Od środy, gdy ogłosiliśmy plan zwolnień, zrozumienie sytuacji wśród pracowników okazało się bardzo ważne. Nasz zespół jest świadom nowych przepisów - dodał Seidl.
Czytaj także:
Williams wypowiedział umowę głównemu sponsorowi
Claire Williams pełna optymizmu