Jeszcze kilka dni temu szefowie Formuły 1 zakładali, że nowy sezon uda się rozpocząć 7 czerwca wraz z Grand Prix Azerbejdżanu. Do tego czasu miała się uspokoić sytuacja spowodowana koronawirusem, a i w samym Azerbejdżanie wydawało się, że ryzyko zachorowania na COVID-19 nie jest tak duże.
To się jednak zmieniło. Wprawdzie w Azerbejdżanie stwierdzono do tej pory ledwie 65 przypadków koronawirusa, a zmarła tylko jedna osoba, mimo to władze jednak wprowadziły restrykcje, co do przyjazdu na teren państwa osób z terenów zagrożonych COVID-19.
Azerowie nie mają gwarancji, że sytuację na całym świecie uda się opanować w najbliższych tygodniach, a lada moment musieliby zacząć prace nad budową toru ulicznego w Baku. Dlatego podjęto działania, by wyścig zaplanowany na 7 czerwca nie odbył się w tym terminie.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
"Głównym zmartwieniem organizatora było zdrowie i bezpieczeństwo mieszkańców Azerbejdżanu, a także wszystkich fanów odwiedzających Baku, personelu F1, jak i samych kierowców. Promotor podziela rozczarowanie fanów, że nie będziemy mieć wyścigu na ulicach stolicy w czerwcu tego roku" - napisano w komunikacie.
Formuła 1 czyni starania, aby znaleźć miejsce dla Grand Prix Azerbejdżanu w dalszej fazie sezonu. Wynika to z faktu, że kraj ten płaci jedną z wyższych stawek za prawa do organizacji imprezy. Jego utrata byłaby zatem ogromnym ciosem finansowym dla F1.
W tej chwili jako pierwszy wyścig w kalendarzu F1 widnieje Grand Prix Kanady, ale te zawody również stoją pod znakiem zapytania. Nie tylko ze względu na logistykę i konieczność wysłania sprzętu do Montrealu, ale również z powodu kosztów. Kanadyjczycy, podobnie jak Azerowie, musieliby wkrótce rozpocząć prace nad torem ulicznym.
Czytaj także:
Dwa wyścigi F1 w trakcie jednego weekendu?
Ferrari nawiązało współpracę z producentem respiratorów