Na przedostatnim okrążeniu GP USA Kevin Magnussen wylądował w żwirze i spowodował żółte flagi. Jak się okazało, przygoda Duńczyka była spowodowana awarią w jego samochodzie. Eksplodowała bowiem jedna z tarcz hamulcowych.
- Przez cały wyścig miałem problemy, gdy tylko dotykałem pedału hamulca. Prosiłem zespół, by spojrzał na dane, ale nic w nich nie widzieli. Do tego temperatura hamulców była w porządku. Dlatego jechałem dalej, aż w końcu tarcza eksplodowała - wyjaśnił duński kierowca w "Motorsporcie".
Czytaj także: Decyzja Kubicy ws. przyszłości najwcześniej w grudniu
W momencie awarii reprezentant Haasa zajmował szesnaste miejsce w klasyfikacji GP USA. Wprawdzie na początku wyścigu Magnussen plasował się nawet na dziewiątej pozycji, ale nie trwało to długo. Dały bowiem o sobie znać tegoroczne problemy amerykańskiej ekipy, której samochód na dystansie wyścigu nie potrafi odpowiednio zadbać o opony.
- Nawet wyprzedziłem jednego z kierowców Red Bulla, co było dobre. Jednak po kilku okrążeniach wiedziałem, że ten stan nie potrwa długo i że wkrótce spadnę w klasyfikacji wyścigu. Nasze opony wręcz się gotują, zaczynasz się ślizgać, a to pogarsza sprawę, aż w końcu ogumienie umiera - przyznał Magnussen.
Czytaj także: Hamilton nie myśli o rekordzie Schumachera
Duńczyk nie ukrywa, że w obecnej sytuacji Haasa nie pozostaje nic innego, jak czekać na koniec sezonu i z nowymi nadziejami przystąpić do kolejnej kampanii F1. - Trzeba odpowiednio zarządzać oponami przez cały wyścig, a my nie jesteśmy w stanie tego zrobić. Rywale nas wyprzedzają i sytuacja jest do bani. Walczę o utrzymanie pozycji, momentami walczę o pozostanie na torze, ale to beznadziejna robota - podsumował Magnussen.
Gunther Steiner, szef amerykańskiego zespołu, już kilka tygodni temu zdradził, że problemy z oponami w samochodzie Haasa biorą się z błędnej koncepcji aerodynamicznej obranej na sezon 2019. Dlatego sytuacji nie da się już naprawić w obecnej kampanii F1.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica otwarty na starty poza F1. "Chodzi też o rozwój. Chcę się ścigać"