Wydawało się, że Charles Leclerc jedzie po trzecią wygraną w F1 z rzędu. Monakijczyk zdobył pole position do Grand Prix Singapuru, a po dobrym starcie utrzymał prowadzenie i dyktował tempo. Ferrari postanowiło jednak powalczyć o dublet i jako pierwsze wezwało na pit-stop Sebastiana Vettela.
Wcześniejsza wymiana opon u Niemca miała kluczowe znaczenie dla wyścigu. Dzięki tej zagrywce 32-latek nie tylko wyprzedził Lewisa Hamiltona, ale też zespołowego kolegę z Ferrari. Leclerc był wściekły z takiego obrotu wydarzeń i kilkukrotnie przez radio zgłaszał pretensje swojemu inżynierowi.
Czytaj także: Williams podpisał kontrakt z Airbusem
- Nie sądzę, abym w tym wyścigu mógł zrobić wiele rzeczy lepiej lub inaczej. Mogę tylko zapytać zespół o strategię i pewnie to zrobię. Nie byłem świadomy tego, że Vettel ma zjeżdżać okrążenie wcześniej, więc nie wiem czy powinienem był na jednym okrążeniu mocniej naciskać i jechać na limicie. Nie mam danych, musiałbym to przeanalizować - powiedział Leclerc, cytowany przez "Motorsport".
ZOBACZ WIDEO: The Championship. Trudne popołudnie Kamila Grabary. Cztery stracone bramki i kolejna porażka [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
Leclerc od początku wyścigu jechał dość wolnym tempem, bo chciał dbać o opony, a przy tym zminimalizować szansę, że rywale jako pierwsi zjadą na pit-stop i go wyprzedzą. Ferrari w ten sposób udało się przechytrzyć Mercedesa.
- Jechaliśmy tak wolno, jak to tylko możliwe, aby kierowcy z tyłu mnie nie "podcięli" przy zmianie opon. Mogłem wtedy wykonać lepszą robotę, jechać szybciej, ale zdecydowałem się trzymać planu zespołu. To pozwoliło nam na osiągnięcie dubletu - dodał.
Czytaj także: Giovinazzi ukarany za bezmyślną jazdę w Singapurze
- Z pokładu samochodu, to było bardzo frustrujące. Jednak już po zakończeniu wyścigu rozumiem lepiej sytuację. Zostaje mi cieszyć się z sukcesu Ferrari, muszę pogratulować Sebastianowi. Zasłużył na to. Teraz idziemy do przodu. Żałuję, że nie byłem na pierwszym miejscu, ale takie jest życie. Wrócimy silniejsi w Rosji - podsumował Leclerc.