F1: Mark Hughes dokonał analizy Kubicy i Williamsa. "Nie skreślajcie go"

Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica
Materiały prasowe / Williams / Na zdjęciu: Robert Kubica

- Nie skreślajcie jeszcze Kubicy - twierdzi Mark Hughes. Jeden z bardziej cenionych dziennikarzy w padoku Formuły 1 dokonał analizy dotychczasowego tempa Polaka, i biorąc pod uwagę uszkodzenia w jego samochodzie, nie jest ono najgorsze.

Bilans dwóch dotychczas rozegranych weekendów wyścigowych nie jest korzystny dla Roberta Kubicy. Polak dwukrotnie przegrywał batalię z Georgem Russellem w kwalifikacjach i wyścigu. Dopiero piątkowe treningi przed Grand Prix Chin były pierwszymi, w których 34-latek rozprawił się gładko z Brytyjczykiem.

Słabe występy w Australii i Bahrajnie wystarczyły, aby część ekspertów i kibiców skreśliła Polaka. W obronie Kubicy stanął jednak Mark Hughes, jeden z bardziej doświadczonych dziennikarzy zajmujących się królową motorsportu.

Czytaj także: Ferrari zamierza nadal faworyzować Vettela 

- Powrót Kubicy do F1 po ośmiu latach pozostaje bardzo emocjonalnym tematem, tak jak jego pasja i walka, które do niego doprowadziły. Polak ma do dyspozycji najwolniejszy samochód w stawce i jest to rozczarowujące, bo odziera nas z możliwości zastanawiania się, na co naprawdę stać Kubicę po powrocie - stwierdził w swoim najnowszym tekście felietonista "Motorsport Week".

ZOBACZ WIDEO: Andrzej Borowczyk: Orlen już wiele lat temu chciał kupić miejsce dla Kubicy w F1

Hughes zauważył, że do tej pory Kubica nie był w stanie pokonać Russella. - Czy zatem jego powrót powinien być traktowany jako porażka? Jeszcze nie. Prawdziwy obraz jest bowiem niejasny - dodał.

Dziennikarz nie chce odbierać zasług Russellowi. - Wykonuje niemal bezbłędną pracę jako debiutant i jest szybki, zaangażowany, bardzo inteligentny. Z jakiegoś powodu miał lepsze wyczucie samochodu w treningach i kwalifikacjach. Był mniej podatny na błędy - stwierdził Hughes.

Brytyjczyk zauważył, że obraz walki pomiędzy Russellem a Kubicą jest niejasny, bo w Australii polski kierowca musiał korzystać z uszkodzonej podłogi. Miało to wpływ na jego jazdę i tempo.

- Musiał być uważny przy unikaniu krawężników. To miało wpływ na czas okrążenia podczas kwalifikacji. Potem błędnie ocenił sytuację i doprowadził do kontaktu ze ścianą. W wyścigu stracił przednie skrzydło po kontakcie z Gaslym. Wrócił na tor pół okrążenia za kolegą z zespołu. W samochodzie, który był mocno uszkodzony, bo przednie skrzydło dodatkowo zniszczyło podłogę - ocenił Hughes.

Z analizy Hughesa wynika, że w Australii na pośrednich oponach Kubica był średnio wolniejszy o 0,34 s. Jednak już na miękkim ogumieniu był lepszy średnio o 0,12 s. - W przypadku uszkodzonego samochodu ten drugi rezultat Kubicy wygląda na więcej niż przyzwoity. Z drugiej strony, nie wiemy ile rezerwy w zapasie miał Russell, który w tej sytuacji z nim nie walczył na torze - stwierdził Hughes.

Zdaniem Hughesa, również analiza czasów z Bahrajnu może być myląca, bo samochód Kubicy zachowywał się inaczej, choć był ustawiony tak samo jak ten Russell.

- W Williamsie ustalono, że podczas hamowania rozbieżność między samochodami wynosi 8 proc. w balansie aerodynamicznym między przodem a tyłem. I to mimo tych samych ustawień. Balans aerodynamiczny pojazdu Kubicy przesuwał się bardziej do przodu niż u Russella. Czyniło go to bardziej nadsterownym w czasie pomiędzy wjazdem do zakrętu a jego wierzchołkiem - przekazał Hughes.

Czytaj także: Nielegalne skrzydło w samochodzie Mercedesa

Hughes ma też teorię na temat różnic w zachowaniu obu samochodów Williamsa. - Przyczyn może być wiele, ale to sugeruje różnicę w sztywności między podwoziami. Pospieszna budowa pojazdów mogła odegrać w tym dużą rolę. Russell na testach w Bahrajnie, korzystając z podwozia Kubicy, był nieco wolniejszy od Polaka - stwierdził dziennikarz "Motorsport Magazine".

- Dlatego nie możemy wydać werdyktu ws. Kubicy. Nie skreślajcie jeszcze Kubicy. Po ośmiu latach przerwy w F1 jest nieco zardzewiały, ale po tym co przeszedł, zasługuje na więcej czasu i szans - podsumował Hughes.

Źródło artykułu: