W zeszłym sezonie Mercedes zastosował team orders podczas wyścigu w Soczi, gdzie nakazał prowadzącemu Valtteriemu Bottasowi przepuścić Lewisa Hamiltona. Fin nie ukrywał wówczas swojego rozczarowania, bo po zwycięstwie w kwalifikacjach był przekonany, że zespół pozwoli mu rywalizować o zwycięstwo w Grand Prix Rosji. Ważniejsza okazała się jednak walka Hamiltona o tytuł mistrzowski.
- Ani ja, ani Valtteri nie powiedzieliśmy, że jesteśmy za tym, aby odwrócić kolejność na torze. Obaj chcieliśmy wyjechać na tor i walczyć o pozycję, o wygraną w wyścigu. Ostatecznie to on był szybszy w Rosji i zasługiwał na zwycięstwo - ocenił Hamilton.
Aktualny mistrz świata nie ukrywa, że nie czuł się najlepiej po odniesieniu zwycięstwa w Soczi. - Sytuacja była niezręczna. Kiedy otrzymałem sygnał, że Valtteri mnie przepuści, to nie pamiętam, co dokładnie powiedziałem inżynierom. Jednak to było coś w stylu "przekażcie mu, by przyspieszył". Sądzę, że w wyścigu to ja byłem szybszy, a on był lepszy w kwalifikacjach - dodał Hamilton.
Po zastosowaniu team orders, Bottas pytał szefów Mercedesa przez radio czy w dalszej fazie wyścigu odzyska prowadzenie. W odpowiedzi usłyszał, że nic takiego się nie wydarzy.
Hamilton ma nadzieję, że w tym roku Mercedes nie będzie musiał ani razu sięgać po polecenia zespołowe. - Valtteri przeżył w Rosji ciężki dzień. Jednak po raz kolejny udowodnił, że potrafi grać na rzecz zespołu. Nie jest łatwo być moim partnerem, ale też nie jest łatwo dzielić ekipę z nim. Bo to bardzo szybki kierowca, który jest coraz lepszy. Ja jestem w Mercedesie od sześciu lat, on od dwóch. I sprawia, że muszę przesuwać granicę. Mimo to, mam nadzieję, że już nigdy więcej nie będziemy musieli sięgać po scenariusz z team orders - podsumował 33-latek.
ZOBACZ WIDEO: Kubica popełnił duży błąd? Włodzimierz Zientarski: Wszyscy na tym ucierpieli