Przez Japonię do Formuły 1. Egzotyczny kierunek dla młodych kierowców

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Pierre Gasly podczas startów w Super Formule
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Pierre Gasly podczas startów w Super Formule

Nie ma jednej, skutecznej drogi prowadzącej do Formuły 1. Logika wskazuje, że najłatwiej jest przygotować się do awansu do królowej motorsportu poprzez F2. Istnieje jednak jeszcze jedna seria wyścigowa, która skutecznie szkoli przyszłe gwiazdy F1.

Super Formuła to japońska seria wyścigowa. Bolidy używane przez kierowców znacznie różną się od samochodów, którymi jeżdżą zawodnicy Formuły 1 czy Formuły 2. Nie przeszkadza to jednak w tym, by SF skutecznie szkoliła przyszłe gwiazdy królowej motorsportu.

Tym bardziej, że liczba miejsc jest mocno ograniczona, a również w F2 niełatwo o fotel w konkurencyjnym zespole. Dlatego też młodzi kierowcy coraz częściej spoglądają w kierunku kraju kwitnącej wiśni. Bo poprzez starty w Super Formule również można zdobyć punkty niezbędne do superlicencji, czyli tzw. prawa jazdy F1.

Inne bolidy

Super Formuła ściga się na turbodoładowanych silnikach R4 o pojemności 2 litrów. Generują one moc ponad 550KM. To niewiele, porównując je do konkurentów z F1 czy F2. Formuła 2, która ma być najlepszą szkołą przed startami w Formule 1, narzuca zespołom samochody z turbodoładowanymi jednostkami napędowymi V6 o pojemności 3,2 i mocy 620KM. W Super Formule występują tylko silniki Hondy (HR-417E) oraz Toyoty (R14A).

Warto jednak zauważyć, że pojazdy SF są dużo lżejsze. Ważą zaledwie 660 kg z kierowcą na pokładzie, przy 750 kg w F2. Co ciekawe, i bardzo ważne dla przebiegu rywalizacji, w japońskiej serii wyścigowej kierowcy mają do dyspozycji tylko jednego producenta podwozia i jest to Dallara. Oznacza to, że zawodnicy rywalizują na bardzo podobnym sprzęcie, a różnice między nimi są minimalne.

Dlatego też nie ma mowy, aby w Super Formule kluczowe były osiągi samochodu. W tej serii wyścigowej dochodzi do weryfikacji talentu kierowcy, co jest wartością dodaną. Jeśli któryś z zawodników dobre wyniki z Europy potwierdzi również w Azji, daje jasny sygnał zespołom z F1, że warto na niego postawić.

Wielkie wyzwanie

Swoich sił w Super Formule próbował między innymi nowy kierowca Red Bull Racing, Pierre Gasly. Francuz uważa, że była to dla niego wielka szkoła życia. - Rywalizacja w Japonii bardzo wzmocniła mnie mentalnie. Zdobyłem ogromne doświadczenie, niezwykle dla mnie cenne - powiedział Gasly serwisowi "Autosport".

Podobnego zdania jest Helmut Marko, który zajmuje się młodymi talentami w ekipie Red Bulla. To właśnie on stał za wysłaniem Francuza do Japonii w sytuacji, gdy brakowało dla niego miejsca w F1. - Gasly w Japonii dojrzał. To spowodowało, że stał się gotowy na F1. Musiał się nauczyć martwić o siebie, mało kto mówił tam po angielsku. Wysłanie go tam było świetną decyzją - powiedział doradca Red Bulla ds. motorsportu.

Eskapada do Japonii to spore wyzwanie dla każdego kierowcy. Oprócz bardzo emocjonujących wyścigów, pełnych walki samochodów o zbliżonych osiągach, to także egzamin z życia. Żaden młody zawodnik nie jest tam traktowany wyjątkowo.

Gasly przykładem dla innych

Helmut Marko jest zbudowany tym, jak Pierre Gasly rozwinął się w Japonii. Francuz w swoim pierwszym pełnym sezonie w F1 pokazał namiastkę swoich umiejętności. Zdobył dla Toro Rosso 29 punktów, podczas gdy partnerujący mu Brendon Hartley zapisał na swoim konie ledwie 4 "oczka". To najlepszy dowód na to, że nauka pobrana w Japonii nie poszła na marne.

Z tego też powodu, opiekun talentów w Red Bullu wysyła do Super Formuły kolejnych swoich kierowców. - Jesteśmy pod wrażeniem postępów Francuza. Bolidy SF są wyjątkowo szybkie, a na dodatek trudno poradzić sobie z oponami. Generalnie to świetny grunt do nauki dla każdego, kto chciałby osiągać dobre wyniki w Formule 1 - powiedział Marko cytowany przez portal onestopstrategy.com.

Nie tylko Pierre Gasly miał przyjemność rozwijać się w kraju kwitnącej wiśni. Podobne doświadczenia ma Stoffel Vandoorne, który przejeździł w SF cały sezon 2016, a w latach 2017-2018 ścigał się regularnie na torach Formuły 1 w barwach McLarena. Swoich sił próbowali tam też m.in. Andre Lotterer czy Felix Rosenqvist.

Red Bull patrzy w kierunku Japonii

Marko zdecydował, że w przyszłym sezonie Super Formuły zobaczymy dwóch członków programu juniorskiego Red Bulla - Dana Ticktuma i Lucasa Auera. Trzeci samochód brytyjskiego producenta otrzyma Harrison Newey, który jest wspierany przez RB, lecz nie jest członkiem ich akademii.

Oczy kibiców zwrócone będą zwłaszcza na Ticktuma, bo na Wyspach Brytyjskich doczekał się on opinii niezwykłego talentu. Toro Rosso brało nawet pod uwagę zakontraktowanie 19-latka na sezon 2019, ale na przeszkodzie stanął brak superlicencji.

To efekt głupiego zachowania Ticktuma w roku 2015, kiedy to w wyścigu brytyjskiej Formuły 4 celowo wjechał w rywala. FIA ukarała go dwuletnim zakazem startów, przez co Ticktum nie mógł zbierać punktów do superlicencji. Kierowca z Wysp ma trudny charakter, co było widać w tym sezonie, gdy przegrywał rywalizację w F3 z Mickiem Schumacherem. Oskarżał wtedy młodego Niemca i jego zespół o oszustwa.

Dlatego Super Formuła jawi się jako idealna opcja dla Ticktuma. Może w niej nie tylko zdobyć niezbędne punkty do superlicencji, ale też nieco spokornieć, żyjąc z dala od Europy. Być może tropem podopiecznych Marko pójdą także inni młodzi kierowcy. Przykład Pierra Gasly'ego udowodnił, że droga do F1 wiedzie nie tylko przez F2.

ZOBACZ WIDEO: Kubica popełnił duży błąd? Włodzimierz Zientarski: Wszyscy na tym ucierpieli

Komentarze (0)