Kierowca inżynier. Dziś w F1 brakuje takich postaci jak Dan Gurney

Getty Images / David Taylor / Na zdjęciu: Dan Gurney
Getty Images / David Taylor / Na zdjęciu: Dan Gurney

W czasach gdy Formuła 1 walczy z nadmiarem pay-driverów, warto oddać hołd tym, którzy wnosili do tego sportu innowację i spore umiejętności. Dan Gurney, który zmarł w niedzielę, zapisał się w historii F1 jako "kierowca inżynier".

W tym artykule dowiesz się o:

Legenda, o której słyszało niewielu

Niewielu kierowców Formuły 1 może powiedzieć, że wygrało wyścig królowej motorsportu za kierownicą samochodu własnej konstrukcji. Tak było w przypadku Dana Gurneya, który w roku 1967 triumfował w Grand Prix Belgii. Miał wtedy do dyspozycji model Eagle-Weslake, nad którym sam pracował.

Obecnie Gurneya próżno szukać na listach rekordów F1. Wystąpił w 86 Grand Prix, z czego wygrał cztery. Trudno ustawiać go w jednym rzędzie obok takich legend jak Juan Manuel Fangio czy Ayrton Senna, jednak Amerykanin zapracował sobie na szacunek rywali z toru. Nie bez przyczyny Jim Clark, dwukrotny mistrz świata F1 i zwycięzca wyścigu Indianapolis 500, określił go mianem jedynego konkurenta, przed którym czuł strach.

Amerykanin nie obawiał się rywalizacji i śmierci, która w tamtych czasach czaiła się w każdym zakręcie wyścigu F1. Wpływ na to miały wydarzenia z jego życia. Jako żołnierz amerykańskiej armii brał udział w wojnie koreańskiej. Rywalizował też w wyścigach na ulicach Kalifornii. Mając zaledwie 19 lat zbudował samochód, którym pojechał z prędkością 222 km/h na trasie Bonneville Salt Flats.

Wypadek i zabicie kibica

Nikt nie kwestionował jego talentu. W 1957 roku otrzymał zaproszenie na testy samochodu Arciero Special, wyposażonego w silnik Maserati o pojemności 4,2 litra i skrzynię biegów Ferrari. To był potwór, nad którym potrafili zapanować nieliczni. Tymczasem Gurney w debiutanckim Grand Prix Riverside zajął nim drugie miejsce.

W sezonie 1959 kierowca ze Stanów trafił do F1 i zespołu Ferrari. Dla wielu byłoby to spełnieniem marzeń. Zdobył dla Włochów dwa podia, ale nie był zadowolony ze stylu zarządzania w ekipie z Maranello i postanowił odejść. Rok później trafił Owen Racing Organisation. Oddano do jego dyspozycji samochód BRM, który nie miał najlepszej opinii.

To właśnie wydarzenia z sezonu 1960 odcisnęły piętno na Gurneyu. Podczas Grand Prix Holandii przeżył najpoważniejszy wypadek w swojej karierze. Wprawdzie on wyszedł z niego z zaledwie złamaną ręką, ale jego samochód zabił młodego kibica na trybunach toru w Zandvoort. To zaszczepiło w nim nieufność do inżynierów.

ZOBACZ WIDEO Wypadek Tomasza Golloba wstrząsnął Polską. "To najważniejszy wyścig w jego życiu"

Incydent z Holandii miał też wpływ na jego jazdę. Zaczął ostrożniej obchodzić się z pedałem hamulca, co miało swoje profity, szczególnie w wyścigach długodystansowych. Gurney potrafił zadbać o stan tarczy i klocków, co niejednokrotnie było kluczem do sukcesu. Amerykanin słynął z tego, że delikatnie dotykał pedału przed decydującym momentem wbicia go w podłogę. W ten sposób upewniał się, że wszystko działa jak należy.

Postawa fair-play ważniejsza niż wygrane

Charakteryzowała go czysta i płynna jazda. W roku 1961, gdy reprezentował barwy Porsche, trzykrotnie kończył wyścigi na drugim stopniu podium. W Grand Prix Francji mógł jednak sięgnąć po zwycięstwo. Tyle, że nie chciał blokować w zakręcie kierowcy Ferrari - Giancarlo Baghettiego. Gurney uważał taki manewr za niebezpieczny i niesportowy, co Włoch wykorzystał i wjechał jako pierwszy na linię mety. Rok później, gdy Porsche poprawiło swój samochód, Amerykanin doczekał się jednak pierwszej wygranej w F1. Miała ona miejsce... we Francji. I do dziś pozostaje jedynym triumfem niemieckiej marki w królowej motorsportu.

Po odejściu Porsche z F1, wspólnie z Jackiem Brabhamem tworzyli Brabham Racing Organisation. Dla tej ekipy odniósł dwie wygrane i kilka razy stanął na podium. Ważniejsze były jednak wydarzenia sprzed sezonu 1966, kiedy to Gurney zajął się własną ekipą i konstruowaniem samochodu na własną ręką. Pomógł mu w tym Victor Holt, prezydent firmy Goodyear, który wyłożył na to odpowiednie środki. Tak powstał zespół Anglo American Racers, który miał do dyspozycji pojazd Eagle-Weslake. Gurney zwyciężył w nim Grand Prix Belgii w sezonie 1967. Był tym samym pierwszym kierowcą w historii, który triumfował w królowej motorsportu dla trzech różnych marek.

Zbudowany przez niego samochód cechował się jednak niezwykle wysoką awaryjnością. Niektóre komponenty silnika projektowane były jeszcze w czasach I wojny światowej. Bardzo często psuły się takie elementy jak chociażby pompa paliwa. Dlatego projekt zarzucono w 1968 roku, zaś sam Gurney pozostał w F1 do sezonu 1970.

Kandydat na prezydenta

Popularność oraz charyzma Gurneya sprawiła, że magazyn "Car and Driver" widział w nim idealnego kandydata na prezydenta Stanów Zjednoczonych. W roku 1964 czasopismo na swoich łamach promowało kierowcę na najważniejszą funkcję w państwie.

Jak się później okazało, nikt nie wziął pod uwagę, że Gurney nie spełnia wymogów dotyczących wieku i nie mógł w tamtym okresie starać się o prezydenturę. Dlatego zaprzestano agitacji wyborczej. Temat wracał jednak przy kolejnych wyborach, podsycany przez media i przyjaciół Amerykanina. On sam jednak nigdy nie zdecydował się na poważne wejście w politykę.

Kierowca inżynier

W środowisku powszechnie znano i ceniono wiedzę Gurneya z zakresu inżynierii. Jego trzej wujowie byli inżynierami i studiowali na MIT. Amerykanin nie tylko zajmował się ustawianiem samochodów do wyścigów. Zbudował też motocykl o nazwie "Alligator", którego cechą charakterystyczną było nisko położone siedzisko.

Gurney nigdy nie dopiął swego celu i nie uzyskał licencji na masową produkcję i sprzedaż maszyny. Mimo tego, powstało 36 sztuk "Alligatora". Wyprzedały się one na pniu i dziś w Stanach mają charakter kolekcjonerski.

Nie tylko Formuła 1

Gurney odnosił sukcesy nie tylko w królowej motorsportu. W roku 1967 wygrał 24h Le Mans, gdzie na podium spontanicznie otworzył szampana i zaczął nim oblewać wszystkich wokół. W ten sposób zapoczątkował tradycję, bez której obecnie trudno sobie wyobrazić ceremonię wręczania nagród. Na swoim koncie zapisał też zwycięstwa w IndyCar i NASCAR.

Po tym jak Gurney zakończył starty w F1, poświęcił się pracy na rzecz własnego zespołu. Zarządzał produkcją samochodów wyścigowych w All American Racers aż do 2011 roku, kiedy to stery w firmie przejął jego syn Justin. Ekipa Gurneya może się pochwalić aż 78 wygranymi, głównie w Indianapolis 500, 12h Sebring i 24h Daytona. Jej kierowcy zdobyli osiem tytułów mistrzowskich w różnych seriach.

W 1990 roku, w uznaniu dla zasług Gurneya, jego nazwisko zostało wpisane do Międzynarodowej Galerii Sław Sportów Motorowych.

Komentarze (0)