Przed przyjazdem do Spielberga Max Verstappen był bohaterem największej liczby artykułów dotyczących zmian w składach zespołów Formuły 1. Kierowcę Red Bulla silnie łączono z Ferrari, a austriacki team określił to jako nagonkę na młodego zawodnika i zapewnił, że nie będzie on bohaterem głośnego transferu.
Przyszłość Verstappena jest określona w jego kontrakcie. Zespół mimo woli kierowcy może ją przedłużyć aż o dwa sezony. - Po roku 2018 wciąż nie będzie wolnym kierowcą. Umowa jest podpisana do 2019 roku - oznajmił szef Red Bulla, Christian Horner.
Holenderskie media sugerowały, że zawodnik z pomocą ojca, byłego kierowcy F1 Josa Verstappena, "pracuje" na to, by Red Bull sam zdecydował się z niego zrezygnować. W kuluarach pojawiały się zaś informacje o podpisaniu przedwstępnej umowy z Ferrari na rok 2019, co jeszcze raz dementował Horner. - Zwykłe plotki. To tylko propaganda - mówił.
Były kierowca F1, Marc Surer, który gości często na padoku, uważa, że obóz Verstappena może rzeczywiście prowadzić polityczną grę, by uwolnić się z Red Bulla już po tym sezonie.
- Nie wierzą w moc silników Renault i wiedzą, że do walki o tytuł potrzebują innej jednostki napędowej. Samochód jest szybki, ale brakuje mu mocy. W takiej sytuacji szukasz innej alternatywy - stwierdził Surer.
ZOBACZ WIDEO: Robert Kubica wróci do Formuły 1? Michał Kościuszko zabrał głos (VIDEO)