Formuła 1 przeżywa najlepszy okres w swojej historii. Po przejęciu przez Liberty Media królowa motorsportu kwitnie w Stanach Zjednoczonych, kolejne kraje są gotowe płacić fortunę za prawa do organizacji Grand Prix, a nowe przepisy wyrównały stawkę. Wartość samej F1 to obecnie ok. 16 mld dolarów, najcenniejsze zespoły w postaci Ferrari i Mercedesa warte są ponad 4 mld dolarów, a najlepiej opłacany kierowca (Max Verstappen) inkasuje rocznie ok. 65 mln dolarów.
Rozkwit F1 sprawił, że zespoły stały się maszynkami do zarabiania pieniędzy. Nawet najsłabsze potrafią generować kilka milionów dolarów zysku w sezonie. Nie przekłada się to jednak na pensje "szeregowych" pracowników. Okazuje się, że mechanicy i inżynierzy wykonujący podstawowe prace zarabiają grosze. Dlaczego?
Problem z pensjami w F1
- Limit wydatków działa jak należy - śmieje się Blake Hinsey, były pracownik Red Bull Racing, który porzucił pracę w Formule 1. Brytyjczyk ma na myśli rozwiązanie, które wyrównało rywalizację. Każdy z zespołów może wydać maksymalnie ok. 140-145 mln dolarów rocznie. Do limitu budżetowego nie są jednak wliczane m.in. pensje kierowców i pięciu najlepiej zarabiających inżynierów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: To był spektakularny powrót gwiazdy
Efekt jest taki, że Ferrari mogło zaoferować Lewisowi Hamiltonowi kontrakt, który po spełnieniu określonych warunków opiewać będzie aż na 100 mln dolarów rocznie. Z kolei Aston Martin był skłonny dać ok. 25 mln dolarów Adrianowi Neweyowi. 66-latek uważany jest za najlepszego inżyniera w F1 i ma sprawić, że ekipa z Silverstone zacznie walczyć o zwycięstwa.
- Limit ma pewne negatywne konsekwencje. Konieczne jest znalezienie sposobu na ograniczenie wydatków, aby Formuła 1 nie stała się wyścigiem zbrojeń, by nie wygrywał zespół z największym budżetem. Tyle że obecnie F1 przestała być najlepiej płatną branżą. Kiedyś w Red Bullu traciliśmy pracowników na rzecz konkurencji, teraz inżynierzy odchodzą po prostu do firm technologicznych, bo tam można więcej zarobić - powiedział Newey w "Auto Motor und Sport".
Czy faktycznie jest tak źle? - To zależy, jak się na to spojrzy. Inżynierzy zaraz po studiach zarabiają w F1 niewiele. Do tego muszą mieszkać w okolicach fabryk zespołów, gdzie wynajem jest droższy, przez co robi się im trudniej. Przeżyć można, ale pewnie wielu oczekiwałoby od F1 czegoś lepszego - mówi nam Patryk Sokołowski, były inżynier m.in. McLarena i Ferrari, który żartuje, że "informatycy w Polsce zarabiają lepiej".
Potwierdza to Hinsey, który sam odszedł z F1. - Maksymalna pensja inżyniera w jednym z zespołów F1 była niższa od tej, którą zarobiłem, pracując na pół etatu w wyścigach długodystansowych WEC jako inżynier ds. wydajności - zdradza.
- Od początku było jasne, że limit wydatków stworzy problem. Nie bardzo widzę, jak można go rozwiązać. Jeśli zwiększymy liczbę pracowników nieobjętych limitem, to po prostu zyskają ci najlepiej opłacani - dodaje Sokołowski.
Kalendarz Formuły 1 liczy 24 wyścigi. Sezon rozpoczyna się w lutym od zimowych testów, więc personel musi się liczyć z częstymi podróżami, przebywaniem z dala od domów i życiem na walizkach. Za to w WEC mamy tylko osiem wyścigów w ciągu roku, więc pracę w wyścigach długodystansowych można łączyć z innym dobrze płatnym etatem.
Ile zarabia się w F1?
WP SportoweFakty otrzymały wgląd do dwóch raportów, jakie na temat zarobków w F1 opracowały dwie brytyjskie agencje pracy - Indeed oraz Fluid Jobs. To właśnie na Wyspach siedziby ma aż siedem z dziesięciu zespołów F1. Z badania Indeed wynika, że średnia pensja mechanika wyniosła w zeszłym roku 30 195 funtów, co daje nieco ponad 37 tys. dolarów (F1 rozlicza się w dolarach). W przeliczeniu na złotówki jest to ponad 150 tys. zł, czyli ok. 12,5 tys. zł miesięcznie.
"Mechanicy F1 muszą podróżować z resztą zespołu, aby brać udział w wyścigach na całym świecie. Pracodawca zazwyczaj pokrywa koszty podróży i zakwaterowania, a mechanicy mogą spędzić w trasie ok. 180 dni w roku" - czytamy w raporcie "Indeed".
- Nie chodzi o same podróże, bo pracując w Formule 1, trzeba liczyć się też z ogromnym obciążeniem mentalnym. Stawki nie są najwyższe, a jeśli jeszcze weźmiemy pod uwagę liczbę przepracowanych godzin, to wyjdzie na to, że korzystniej jest pracować w innej branży - ocenia Sokołowski.
Bardziej szczegółowe dane zgromadziła agencja Fluid Jobs, wysyłając anonimowe zapytania do zespołów F1. Wynika z nich, że dyrektorzy techniczni czy też szefowie głównych departamentów mogą zarobić rocznie od 120 do 230 tys. funtów (150-285 tys. dolarów/600 tys. zł-1,15 mln zł). Znacznie gorzej wygląda to jednak w przypadku podstawowych mechaników. Roczne widełki wynoszą od 23 do 72 tys. funtów (28-90 tys. dolarów/115-360 tys. zł).
Zarobki w F1 (według agencji Fluid Jobs):
Funkcja | Zarobki w funtach | Zarobki w złotówkach | Zakres obowiązków |
---|---|---|---|
Dyrektor techniczny/szef departamentu | 120-230 tys. | 600 tys.-1,15 mln | dyrektor techniczny, szef ds. osiągów, szef inżynierów |
Inżynier wyścigowy | 40-170 tys. | 200-855 tys. | inżynier wyścigowy, inżynier ds. strategii, inżynier ds. osiągów |
Aerodynamik | 35-162 tys. | 175-815 tys. | aerodynamik, inżynier CFD, inżynier ds. tunelu aerodynamicznego |
Inżynier ds. osiągów | 35-90 tys. | 175-450 tys. | inżynier ds. osiągów |
Analiza symulacji i danych | 32-86 tys. | 160-432 tys. | inżynier ds. analizy danych, inżynier ds. symulacji |
Inżynier ds. projektowych | 32-128 tys. | 160-643 tys. | projektant kompozytów, projektant |
Mechanik/Technik | 23-72 tys. | 115-362 tys. | mechanik, szef mechaników, technik ds. kompozytów |
"Formuła 1 to branża, w której wartość pracownika w znacznym stopniu uzależniona jest od jego poprzednich wyników i reputacji. Jeśli jesteś inżynierem wyścigowym i zdobyłeś mistrzostwo kierowców lub konstruktorów, to podczas negocjacji nowego kontraktu będziesz żądał podwyżki" - napisała agencja "Fluid Jobs".
Zespoły F1 nie są jednak skore do dawania podwyżek. W dobie limitów wydatków, każdy dodatkowy dolar wydany na pracownika ogranicza ekipie ruchy. Zostaje jej bowiem mniej "tortu" na rozwój bolidu i produkcję nowych części.
- Ekipy są obecnie warte miliardy, zaczęły zarabiać pieniądze, a nie przekłada się to na pensje pracowników. One stanęły w miejscu - podsumowuje Sokołowski, który sam zrezygnował z pracy w padoku i zaczął rozwijać własną firmę.
Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty