Spisek przeciwko prezydentowi FIA? "Wiem, kto za tym stoi"

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Mohammed ben Sulayem (po lewej) i Christian Horner
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Mohammed ben Sulayem (po lewej) i Christian Horner

Mohammed ben Sulayem jest krytykowany za sposób, w jaki rządzi FIA. Niedawno przeciwko prezydentowi światowej federacji wszczęto nawet wewnętrzne dochodzenie. Emiratczyk został oczyszczony z zarzutów, ale nie ukrywa, że wie, kto kopie pod nim dołki.

W tym artykule dowiesz się o:

Mohammed ben Sulayem od momentu objęcia rządów w FIA w grudniu 2021 roku nie ma łatwego życia. Emiratczyk wielokrotnie wchodził w konflikt z Formułą 1. Nie chciał się zgodzić na organizację większej liczby sprintów, wbrew woli F1 wszczął też procedurę mającą prowadzić do powiększenia mistrzostw o nowy zespół. Zaniżał również wartość królowej motorsportu po tym, jak pojawiły się doniesienia, że Saudyjczycy są gotowi kupić F1 za 20 mld dolarów.

Pod koniec ubiegłego roku FIA wszczęła też śledztwo ws. Toto i Susie Wolffów. Federacja podejrzewała, że szef Mercedesa wynosi informacje z kluczowych spotkań zespołów i w prywatnych rozmowach przekazuje je żonie. Tymczasem Brytyjka jest zatrudniona przez Liberty Media (właściciel F1) i odpowiada za serię wyścigową mającą promować kobiety. FIA chciała zbadać, czy nie mamy do czynienia w tej sytuacji z konfliktem interesów.

Dochodzenie ws. Wolffów szybko zakończono, bo okazało się bezpodstawne. Co więcej, Brytyjka poczuła się zniesławiona i pozwała FIA. To nie był jednak koniec kłopotów ben Sulayema. W ostatnich tygodniach przeciwko Emiratczykowi toczyło się wewnętrzne śledztwo. 62-latek był podejrzewany o wywieranie nacisków na sędziów w F1, jak i próbę zablokowania organizacji GP Las Vegas.

ZOBACZ WIDEO: W wyniku wypadku stracił ręce. Opowiedział, jak uporał się z dramatem

Ostatecznie ben Sulayem został oczyszczony z zarzutów, a FIA opublikowała listy poparcia z wielu krajowych federacji, które mają świadczyć o tym, że prezydent trzyma się mocno na swoim stanowisku. - Jestem przytłoczony wsparciem członów FIA. Ludzie muszą zrozumieć, że to właśnie przedstawiciele narodowych federacji sprawili, że jestem w miejscu, w którym jestem - powiedział prezydent FIA w rozmowie z agencją AFP.

- To nie media czy zespoły F1 zadecydowały o tym, że jestem prezydentem. Nie zostałem wybrany po to, by przejmować się opinią innych. Nie interesuje mnie, co inni mówią na mój temat. Dbam o to, co zapowiedziałem w programie wyborczym. Chciałbym, aby te oskarżenia przeciwko mnie były tylko oskarżeniami, ale opinia publiczna wydała już na mnie wyrok - dodał.

Ben Sulayem zapewnił, że "nie ma nic do ukrycia". Jest też przekonany, że wszelkie zarzuty pod jego adresem pochodzą ze świata F1, bo postanowił walczyć z licznymi przywilejami królowej motorsportu. - Nie mieli odwagi przyjść do mnie i powiedzieć mi niektórych rzeczy prosto w oczy. Ja mam tę odwagę. Mogę przyznać, że jestem pasjonatem wyścigów i gram zgodnie z zasadami - zadeklarował.

- Wiem, kto stoi za tymi wszelkimi oskarżeniami, ale nie mogę tego powiedzieć - dodał prezydent światowej federacji.

Emiratczyk zaprzeczył, jakoby FIA znajdowała się "w stanie wojny" z Liberty Media, czyli właścicielem F1. - Relacje są bardzo dobre. Właściciel F1 jest naszym partnerem. Nie mam z nimi żadnego problemu. Chcę dalej robić z nimi biznesy - podsumował.

Czytaj także:
- Kłótnia o transfer Verstappena w F1. "Niech się skupi na swoim zespole"
- Efekt Hamiltona. Ferrari zyska potężnego sponsora

Komentarze (0)