Ogromne straty Ferrari. Wszystkiemu winna studzienka kanalizacyjna

Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Carlos Sainz
Materiały prasowe / Ferrari / Na zdjęciu: Carlos Sainz

Carlos Sainz najechał na poluzowaną pokrywę studzienki kanalizacyjnej w pierwszym treningu F1 przed GP Las Vegas. Wyrządziło to ogromne szkody w jego Ferrari. Włoski zespół podliczył już straty. Kwota może robić wrażenie.

W tym artykule dowiesz się o:

Carlos Sainz miał ogromnego pecha w pierwszym treningu Formuły 1 przed GP Las Vegas. Kierowca Ferrari najechał na poluzowaną pokrywę studzienki kanalizacyjnej, która została wessana przez pędzący bolid. Wyrządziła przy tym ogromną dziurę w podwoziu i uszkodziła nawet fotel w kokpicie 29-latka. Przez powstałą szczelinę w maszynie Sainza można było nawet zobaczyć asfalt.

Jeszcze w piątek Ferrari informowało, że w bolidzie Sainza uszkodzeniu uległy elementy silnika, bateria, fotel i podłoga. Kuriozalne jest to, że na Hiszpana nałożono karę w związku z wymianą komponentów jednostki napędowej. W efekcie wystartuje on do GP Las Vegas z dwunastej, zamiast drugiej pozycji.

Kolejny cios dla Ferrari to koszt wymienionych części. "Pierwszy rząd startowy dawałby większe szanse na sukces, to zrozumiałe. Jednak przede wszystkim Ferrari straciło na tych uszkodzeniach ok. 1,5 mln dolarów" - napisał na platformie X (dawniej Twitter) dziennikarz Giuliano Duchessa z portalu formu1a.uno.

ZOBACZ WIDEO: Kogo najtrudniej namówić na wywiad w trakcie meczu? Znany dziennikarz tłumaczy

"Do tej kwoty nie wlicza się jednostki napędowej, bo nie jest ujmowana w limicie wydatków. Biorąc pod uwagę, że zespoły przeznaczają ok. 15 mln dolarów na rozwój maszyn, Ferrari straciło 10 proc. tej sumy, choć w żaden sposób nie zawiniło. Złość Vasseura jest zrozumiała" - dodał włoski dziennikarz.

Sainz jeszcze w piątek mówił, że nie rozumie, dlaczego musi otrzymać karę, skoro zniszczenia w jego bolidzie wynikają z błędu organizatorów. - To wyraźny przykład tego, jak można poprawić ten sport pod wieloma względami. Oczywiście można było w tej sytuacji zastosować klauzulę siły wyższej i wtedy nie dostałbym kary. Jednak zawsze znajdą się ludzie, którzy będą chcieli pogorszyć twoją sytuację - powiedział przed kamerami Sky Sports.

W padoku Formuły 1 pojawiły się sugestie, że o łagodnym potraktowaniu Sainza nie chciał słyszeć Mercedes, który toczy z Ferrari walkę o drugie miejsce w klasyfikacji konstruktorów F1. Stawką tego pojedynku jest kilkanaście milionów dolarów, jakie można uzyskać w ramach wypłat premii od właściciela królowej motorsportu.

Niewykluczone, że casus Sainza sprawi, że regulamin zostanie jednak zmieniony pod kątem sezonu 2024 i kolejnych. 

Czytaj także:
- Mieszkańcy Las Vegas są wściekli. "Oby wyścig doprowadził do bankructwa F1"
- "Niedopuszczalne". Szef Ferrari grzmi po blamażu F1

Komentarze (0)