Nie ma szans na powiększenie F1? Silny opór ze strony ekip

Materiały prasowe / Aston Martin / Na zdjęciu: Fernando Alonso
Materiały prasowe / Aston Martin / Na zdjęciu: Fernando Alonso

- Po co naprawiać coś, co nie jest zepsute? - pyta Lawrence Stroll, miliarder i właściciel Aston Martina. Biznesmen sądzi, że przyjęcie nowych ekip może zaszkodzić F1. Podobnego zdania jest większość padoku.

W tym tygodniu FIA poinformowała o zakończeniu procesu, który może doprowadzić do rozszerzenia stawki Formuły 1. Jedyną ekipą, która przebrnęła pozytywnie przez procedurę jest amerykański Andretti Global. Nie oznacza to jednak, że dołączy on do mistrzostw w sezonie 2025. Zgodę na to musi wyrazić właściciel F1 w postaci Liberty Media oraz obecne zespoły.

Uzyskanie zgody obecnych graczy wydaje się graniczyć z cudem. Bronią one swoich interesów, gdyż dodatkowa liczba podmiotów oznacza dzielenie tortu finansowego F1 na więcej części. Z wstępnych szacunków wynika, że każdy z zespołów będzie tracił co najmniej 11 mln dolarów rocznie.

- Formuła 1 jest obecnie na dobrej drodze. Nasz sport nigdy nie był w lepszej sytuacji. Po co naprawiać coś, co nie jest zepsute? Takie jest moje zdanie. Mocno wierzę, że przy dziesięciu zespołach wszystko działa bardzo dobrze i tak powinno pozostać. Nigdy nie mieliśmy większej liczby fanów, nigdy nie było takich tłumów na trybunach - ocenił Lawrence Stroll w wypowiedzi dla Sky Sports.

ZOBACZ WIDEO: Polski mistrz szczerze o swojej przemianie. "Byłem łobuzem"

Zdaniem kanadyjskiego miliardera i właściciela Aston Martina, dodatkowy zespół w stawce może zepsuć rywalizację w F1, jeśli będzie odstawał poziomem od reszty. - Utrzymujemy obecnie wzrost zainteresowania wyścigami, zwłaszcza w USA, które są największym rynkiem konsumenckim na świecie. Odbywają się tam aż trzy wyścigi rocznie. Dlatego widzę przed F1 ogromne możliwości rozwoju - dodał Stroll.

W podobnym tonie dla "F1 Insider" wypowiedział się Helmut Marko. Doradca Red Bulla ds. motorsportu stwierdził, że zespoły nie zgodzą się na zmniejszenie swoich przychodów na rzecz powiększenia stawki. - Pojawienie się jedenastej ekipy będzie oznaczać nie tylko to, że obecne zespoły będą musiały się podzielić swoim kawałkiem tortu, ale też doprowadzi do spadku indywidualnej wartości każdego z teamów. Nikt tego nie chce, to oczywiste - powiedział 80-latek.

- Na większości torów zaczyna już brakować miejsca. Gdzie zmieścisz kolejny zespół, skoro już teraz w alei serwisowej jest tłoczno? W padoku ekipy musiałyby zmniejszyć liczbę rozkładanego sprzętu. One nie są tym zainteresowane - dodał doradca Red Bulla.

Aby Andretti Global w ogóle myślał o startach w F1, zespół musi uiścić 200 mln dolarów opłaty startowej. Zgodnie z uchwalonym kilka lat temu regulaminem, ta kwota ma stanowić rekompensatę dla obecnych graczy w związku z utratą części dochodów. Ekipy dowodzą jednak, że na przestrzeni sezonów Formuła 1 zyskała na wartości i teraz wpisowe powinno wynosić ok. 600-700 mln dolarów.

Czytaj także:
- Coraz więcej opcji dla Kubicy. Gigant potwierdził plotki
- Lewis Hamilton odrzucił ofertę Ferrari. Ujawnił powody swojej decyzji

Komentarze (0)