Carlos Sainz zdobył drugie z rzędu pole position w Formule 1, czym potwierdził świetną formę Ferrari na torze Marina Bay. Włochom nie udało się jednak zablokować dla siebie całego pierwszego rzędu startowego, gdyż Charles Leclerc okazał się gorszy od George'a Russella o 0,007 s. Dlatego Brytyjczyk na starcie może być zagrożeniem dla kierowców ekipy z Maranello.
Sainz i Leclerc już ostatnio stworzyli kapitalne show, gdy do ostatnich metrów GP Włoch walczyli o trzecią lokatę. Hiszpan i Monakijczyk kilkukrotnie ścierali się na torze, co mogło się zakończyć wypadkiem. Równie agresywna walka w GP Singapuru może mieć opłakane skutki, biorąc pod uwagę wąski tor uliczny.
Kierowcy Ferrari przyznali jednak, że nie będą mieć pretensji, jeśli zespół w GP Singapuru zastosuje team orders. - Przede wszystkim jestem pewien tego, że charakterystyka toru nie pozwala na ciekawą walkę i wspaniałe wyścigi koło w koło, tak jak to mieliśmy na Monzy, gdzie stoczyliśmy kapitalny pojedynek - powiedział Sainz w Sky Sports.
ZOBACZ WIDEO: Kacper Woryna powiedział o stypie w klubie. Teraz tłumaczy
- Ten tor jest zdecydowanie inny. Będziemy patrzeć na sytuację w niedzielę, ale zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby pokonać Mercedesa i zdobyć dublet dla Ferrari - dodał 29-latek z Madrytu.
Leclerc zgodził się z zespołowym partnerem, ale zasugerował, że jeśli razem z Sainzem będzie znajdował się na czele stawki ze sporą przewagą, to ma nadzieję na uczciwą walkę. - Monza pomagała nam w stoczeniu takich pojedynków. Filozofia jest jasna. Jeśli będziemy pod presją Mercedesa, to nasze pozycje zostaną ustalone przez zespół - przyznał 25-latek.
- Jeśli wszystkie inne bolidy pozostaną daleko w tyle, na co mam nadzieję, to zobaczymy, jakie decyzje podejmie zespół. Ostatecznie będziemy jednak postępować zgodnie z tym, co nam powiedziano przez radio - zakończył Leclerc.
Czytaj także:
- Sędziowie debatowali ws. Verstappena. Znany werdykt
- Trafił w bandy przy 240 km/h. Oświadczenie ws. stanu zdrowia kierowcy F1