Królowa prędkości, Autodromo Nazionale di Monza, wita ponownie. Tor gdzie osiągi na prostej dominują nad np. dociskiem aerodynamicznym, ale to nie znaczy, że jest to obiekt mało techniczny. Przed GP Włoch tradycyjnie zastanawiano się w jakich nastrojach do Parco di Monza przyjedzie ekipa Ferrari. Presja ze strony tifosi od lat jest wręcz legendarna.
Aktualny sezon z perspektywy czerwonych bolidów raczej optymistycznie nie wygląda, a niedawne GP Holandii było chyba esencją tych problemów, kiedy Charles Leclerc został ściągnięty do boksów żeby nie robić niepotrzebnie "pustych, bezpunktowych" kilometrów, a Carlos Sainz stwierdził, że piąte miejsce było powyżej aktualnej konkurencyjności teamu.
Małysz i Świątek przykładem dla... Pereza
Monza dla fanów Ferrari to wręcz miejsce święte. Zespół wygrywał tu aż 19 razy, a ostatni raz w 2019 roku. A co w Red Bull Racing? Sergio Perez nadal daleko za Maxem Verstappenem. Osobiście podzielam dominujący pogląd, że Meksykanin przegrzał trochę atmosferę na początku sezonu z ambicjami, deklaracjami itd. To jasne. Każdy psycholog sportowy to potwierdzi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Przeszli od słów do czynów. Ochrona musiała reagować
Adam Małysz zawsze chciał po prostu wykonać dobry skok, tak jak Iga Świątek chce grać dobry tenis. Równie jasne jest, że Verstappen dominuje. Wyraźnie. Nie tylko sprzętowo. Nie należy o tym zapominać. Kiedy ostatni raz zdarzył się Verstappenowi błąd w stylu Leclerca? Jedyna wątpliwość, którą miałem i nadal mam to czy rzeczywiście dominacja wewnątrz Red Bulla powinna być aż tak jednoznaczna. Ja w to wątpię.
Wracajmy jednak do Parco di Monza, bo tu od piątku działo się... i to dużo. Czy rzeczywiście zaskoczeniem było Ferrari? W stosunku do tego, co zaprezentowali w Holandii, to na pewno. Po sobotnim treningu nawet Sainz nie potrafił odpowiedzieć, skąd wziął się nagły skok w konkurencyjności. Dla niektórych wysoka forma włoskiej ekipy była jednak oczywista, choćby biorąc pod uwagę nadwyżkę Ferrari w sensie prędkości maksymalnej.
Ferrari odżyło w GP Włoch
Ferrari miało na Monzy asa w rękawie. Efekt? Inna jakość ścigania. Choćby w Q2 różnica pomiędzy pierwszą trójką była mniejsza niż 0,1 sekundy. To samo w Q3! Sensacja i emocje do ostatniej sekundy kwalifikacji! Verstappen rozminął się z pole position raptem o 0,013 s! O żadnej nudzie mówić nie można. Tym bardziej że pojawił się zarówno Mercedes, jak i coraz bardziej konkurencyjny Williams.
Same w sobie kwalifikacje były genialną rywalizacją, chyba jedną z lepszych sesji tego roku. Ciekawych wątków w kwalifikacjach było dużo więcej jak na przykład wynik George'a Russella, który po raz drugi z rzędu był szybszy od Lewisa Hamiltona, czy bardzo dobry wynik Liama Lawsona zastępującego Daniela Ricciardo w Alpha Tauri.
W kontekście wyścigu dużo mówiła wypowiedź Helmuta Marko, który otwarcie przyznał, że minimalne rozminięcie się Verstappena z pole position jest świetnym wynikiem Holendra. Choćby dlatego, że Red Bull wiedząc o kwalifikacyjnej szybkości Ferrari przygotował auto zdecydowanie pod długi dystans, rezygnując do pewnego stopnia z konkurencyjności w skali jednego okrążenia. Różnica na końcu prostej pomiędzy Red Bullem a Ferrari to na torze Monza wynosiła ok. 4-5 km/h. Zdecydowano więc, że priorytetem powinien być wyścig, a nie pole position. Z kolei Mercedes tracił już na prostej około 12 km/h, a więc tym bardziej czwarte pole startowe Russella robiło duże wrażenie.
Verstappen dojrzał jako kierowca
Bardzo ciekawe kwalifikacje stanowiły preludium do nie mniej interesującego wyścigu. Od startu do mety nie brakowało emocji. Dla wszystkich było jasne, że Verstappen jest zdecydowanym faworytem, że na pełnym dystansie szanse Ferrari, ze względu na tempo zużycia opon, są niemal zerowe, pomimo nadwyżki prędkości na prostej. To było jasne, ale ta wiedza nie powstrzymywała kierowców Ferrari przed próbą walki o zwycięstwo.
Dla Sainza cały wyścig oznaczał mocno defensywną jazdę. Bardzo duża presja i w zasadzie permanentne ataki, od pierwszego do ostatniego okrążenia, najpierw ze strony Verstappena, później Pereza, a w końcówce walka o podium z kolegą z zespołu. Dość powiedzieć, że Carlos minął linię mety niecałe 0,2 s przed Charlesem. Nie był to dla Hiszpana spokojny wyścig, presja z pewnością była duża, a o błąd lub kolizję w takich warunkach niezmiernie łatwo.
Trzeba przyznać, że taktyka obronna Sainza była momentami dyskusyjna, ale nie przekraczała norm regulaminowych. Problemem dla startującego z pole position 29-latka były oczywiście opony, których zużycie przy nieustających atakach okazało się większe niż zakładano.
Patrząc z kolei z perspektywy Verstappena, ten wyścig pokazał jak Max w sensie kunsztu wyścigowego wydoroślał. Jego pierwsze lata w F1 pomimo, iż szybkość i talent były ewidentne, wyglądały jednak zupełnie inaczej. 25-latek na Monzie jechał bardzo świadomie. Wiedział, że jest w skali wyścigu znacząco szybszy od Ferrari, wiedział też, że z wyprzedzaniem nie będzie tak łatwo ze względu na wyższą prędkość maksymalną włoskiej konstrukcji. Oczywiście Max chciał jak najszybciej znaleźć się na prowadzeniu, ale nie szedł na żywioł, czekał na błąd rywala, a kiedy ten się pojawił Max skutecznie zaatakował.
Emocje w trakcie rywalizacji potęgował fakt, iż od początku w zasadzie znana była strategia, a więc pojedynczy postój w boksach. Na Monzie aktualny zjazd do boksów z wymianą opon przekłada się na około 25 s straty, a więc stosunkowo dużo w porównaniu z innymi obiektami. Tym samym możliwości zmian pozycji stosując np. odmienną taktykę były raczej ograniczone, a więc cała walka rozgrywała się właśnie na torze. Zdecydowanie wyższa temperatura w niedzielę w porównaniu z piątkiem i sobotą również nie sprzyjała Ferrari.
W F1 można walczyć co najwyżej o drugie miejsce
Głównym motywem wyścigu była obrona Sainza oraz walka o drugie i trzecie miejsce pomiędzy Sainzem, Perezem i Leclercem. Celem Ferrari było dowiezienie dwóch samochodów na podium. Verstappen z założenia był poza zasięgiem. Perez miał jeszcze trudniejsze zadanie, ponieważ atakując Leclcerca nie mógł, w przeciwieństwie do Verstappena, wykorzystać przewagi DRS. Charles bowiem był w strefie DRS Carlosa.
Dopiero na 32. okrążeniu, kiedy Leclerc nie dysponował już wsparciem DRS, Perez przeprowadził skuteczny atak. Można się zastanawiać, czy lekkie team orders po stronie Ferrari nie wzmocniłoby szans zespołu. Gdyby na tym etapie wyścigu Carlos "poczekał" na kolegę z zespołu i różnica między nimi nie zwiększałaby się, kto wie kiedy doszłoby do ataku Pereza. Dla mnie jednak ta sytuacja, jak i przede wszystkim ostatnie okrążenia z bardzo twardą walką obu Ferrari o podium, udowodniły, że zespół nie ma wyraźnego lidera.
W Ferrari obecnie panuje równorzędność, w przeciwieństwie do zeszłego sezon. W stosunku do roku 2022 zmienił się jednak szef zespołu, a i Leclercowi zdarzały się nierzadko błędy. W efekcie mieliśmy niezwykle emocjonującą walkę na ostatnich okrążeniach. Carlos miał trudne zadanie biorąc pod uwagę fakt, iż oponami w lepszym stanie dysponował wyraźnie Leclerc ze względu na mniejszą liczbę okrążeń "defensywnych".
W całym wyścigu nie brakowało też innych rywalizacji, jak choćby pomiędzy Lewisem Hamiltonem a Oscarem Piastrim. Ostry atak Brytyjczyka, z minimalnym odstępem między bolidami w Curva Grande, gdzie prędkości dochodzą do 300 km/h, zaowocował drobną kolizją, za co moim zdaniem Hamilton został słusznie ukarany.
Mieliśmy zatem podwójne zwycięstwo Red Bulla i jedno Ferrari na podium, a więc w połączeniu z pole position dla włoskich tifosi wyścig słodko-gorzki, choć ważny punktowo dla teamu. W przypadku Verstappena było to dziesiąte zwycięstwo z rzędu i tym samym Max pokonał dotychczasowy rekord Vettela. To niesamowite, że duet Red Bull-Verstappen jest tak niezwykle skuteczny na bardzo różnych przecież obiektach, nieważne czy Monako czy Monza.
Czytaj także:
- Ojciec wykłada miliony na jego karierę. Czy zakręci kurek z pieniędzmi?
- Red Bull dokona głośnego transferu? Ten ruch wywróciłby układ w F1