O tym, jak Red Bull "pompuje" Verstappena. Perez na straconej pozycji [OPINIA]

Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Max Verstappen (po lewej) i Sergio Perez
Materiały prasowe / Red Bull / Na zdjęciu: Max Verstappen (po lewej) i Sergio Perez

Czy Red Bullowi nie powinno zależeć na obronie drugiego miejsca Pereza w F1? Tym bardziej że Verstappen ma gigantyczną przewagę. Tymczasem zespół robi wszystko, aby "pompować" Holendra i robić z niego kierowcę wszech czasów - pisze Jarosław Wierczuk.

Po wakacjach Formuła 1 zameldowała się na wydmach w Zandvoort. Domowy wyścig Maxa Verstappena przyciąga rekordowe rzesze fanów. Ponad 300 tys. kibiców. Kierowca Red Bull Racing przyjechał do Holandii jako zwycięzca ośmiu ostatnich wyścigów, a więc tym samym z szansą na wyrównanie rekordu Sebastiana Vettela - dziewięciu triumfów z rzędu.

Chaos w treningach F1

Krótkie słowo należy się tym razem również treningom. Panował duży chaos. Różnice prędkości pomiędzy samochodami, mix kierowców na szybkim okrążeniu oraz tych dopiero przygotowujących się do szybkiej jazdy tworzył sytuacje potencjalnie niebezpieczne.

Problem w tym, że nie pierwszy raz. Jest to w coraz większym stopniu stały krajobraz treningu czy kwalifikacji, a zdecydowanie głównym powodem są oczywiście opony. Tak wąskie okienko optymalnej pracy ogumienia wymusza często kuriozalne sytuacje i pośrednio obniża poziom bezpieczeństwa. To kolejny, poza sportowym argument za odejściem od oponiarskiego monopolu.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Sabalenka wystartowała. "Szczególne miejsce w moim sercu"

A propos chaosu w treningach... szkoda Daniela Ricciardo, choć ewidentnie nie był bez winy. Pomijając samą jazdę, standardową procedurą w takich sytuacjach, tuż przed samym uderzeniem jest oderwanie rąk od kierownicy, co ma zapobiec dokładnie takim konsekwencjom, jakie dotknęły Australijczyka, czyli skręceniu nadgarstków poprzez bardzo gwałtowny ruch kierownicy po kontakcie z bandą.

Daniel niestety o tym zapomniał, "mentalnie" próbując do końca skręcać mimo, iż nie miał już żadnej kontroli nad samochodem. Szkoda tym bardziej, że sama siła uderzenia była niewielka, a kontuzja wynikała wyłącznie z odbicia kierownicy.

Pogoda urozmaiciła GP Holandii

Najlepszą prognozę pogody na start weekendu zaproponował Toto Wolff. Stwierdził mianowicie, że nie można niczego przewidzieć. Fakt, bezpośrednia bliskość morza często powoduje, że ulewny deszcz od pełnego słońca może dzielić raptem kilka minut. I taka właśnie była sobota. Swoją drogą to jeden z wielu weekendów w aktualnym sezonie ze zmienną pogodą, która wymusza przejście z opon deszczowych bądź przejściowych na slicki w trakcie pojedynczej sesji.

Strategia i wyczucie chwili są w takich warunkach kluczowe i co ważne taka zmienność pogodowa często wyrównuje szanse. Max Verstappen zdobył co prawda kolejne pole position, ale to, że Alexander Albon w Williamsie był najszybszy w Q1, trzeci w Q2 oraz czwarty w Q3 jest chyba małą sensacją.

Ustawienie do startu było niezmiernie ciekawe. W zasadzie poza Verstappenem mieliśmy wiele niespodzianek zarówno pozytywnych, jak wspomniany Albon czy startujący z pierwszej linii Norris, jak i negatywnych w postaci Leclerca, Pereza czy Hamiltona. Kierowca Ferrari nie może jakoś oderwać się od błędów. Nie są one częste i w parze z wysokim zazwyczaj poziomem jeździeckim nie powinny stanowić powodu krytyki. Problem w tym, że zdarzają się zwyczajowo w dość istotnych momentach, tak jak w zeszłym roku na Paul Ricard czy na Imoli.

Co Red Bull zrobi z Perezem?

Z Perezem sytuacja jest dla mnie bardziej zagadkowa. Jeśli zestawimy niebywały ładunek motywacji, ambicji i możliwości ich przełożenia na realną prędkość na początku sezonu z tym co działo (i dzieje) się później, to jest to dziwne. Dodatkowo sam zespół nie do końca ma jednolitą linię informacyjną na temat Meksykanina. Christian Horner mówi, że 33-latek będzie ich kierowcą w 2024 roku, Helmut Marko nie jest już taki pewien, a Daniel Ricciardo czai się w cieniu tych medialnych niedopowiedzeń.

Toto Wolff mówi wprost "Sergio nie jest idiotą". Muszę przyznać, że te ukryte podejrzenia podzielam. Nie sądzę, żeby Perez nagle, z wyścigu na wyścig "stracił prędkość", a tym bardziej zrobił to tak konsekwentnie jak w ostatnich miesiącach. Mielibyśmy ewentualnie większy rozrzut jego wyników, a nie tak długi deficyt. Helmut Marko przyjeżdżając do Zandvoort oznajmił, że oczekuje od Meksykanina wyniku w granicach trzeciej-piątej pozycji. Dlaczego nie drugiej?

Przecież Perez  aktywnie walczy o utrzymanie drugiej pozycji w klasyfikacji generalnej F1. Nikt nie kwestionuje dominacji Verstappena. Nikt nie twierdzi, że mistrzostwo nie jest najważniejsze, ale czy Red Bullowi nie powinno również mocno zależeć na obronie pozycji Pereza w "generalce"? Tym bardziej biorąc pod uwagę gigantyczną już przewagę Verstapena.

Czy nie doszło do poważnych zgrzytów wewnątrz teamu po kontrowersjach z zeszłego sezonu w Brazylii oraz bardzo wysokiej formie Pereza, a przede wszystkim jego ambitnych, publicznych deklaracjach na początku aktualnego sezonu? Przecież te deklaracje, tak typowe w pierwszych wyścigach ucichły tak szybko jak szybko pogorszyły się wyniki. Czy nie wiązało się to przypadkiem z ultimatum Verstappena nie tylko ucinającym potencjalną rywalizację o tytuł w zespole, ale mającym stworzyć wręcz przepaść szybkościową między kierowcami teamu?

Czy jednym z warunków obozu Verstappena nie była promocja Maxa jako kierowcy całkowicie poza zasięgiem konkurencji? To oczywiście pytania celowo, lekko prowokacyjne, ale niektóre sytuacje jak genialnie sfilmowana reakcja Josa  Verstappena na wygraną Pereza w Arabii Saudyjskiej czy trochę "sztucznie laurkowe" wypowiedzi szefostwa Red Bulla, że Max wygrywałby nawet w Haasie dają do myślenia.

Deszcz urozmaicił F1 w Holandii

Pogoda. To główna, niedzielna zagadka. Optymistyczne prognozy zostały na godzinę przed startem zakwestionowane przez mocno ciemne chmury. Trochę deszczu z pewnością dodałoby element niepewności do zmagań. Na suchej nawierzchni Zandvoort nie należy bowiem do torów promujących wyprzedzanie. Start na sucho, ale pierwsze krople już były. Pierwsze okrążenie niby bez sensacji oprócz… Fernando Alonso, który awansował z piątej pozycji na trzecią. Rewelacyjne wyczucie sytuacji wyścigowej wiekowego już przecież Hiszpana. Bardzo dobry start połączony z atakiem przez zaskoczenie na George'u Russellu na słynnym, mocno wyprofilowanym zakręcie toru Zandvoort.

To jednak nie koniec niespodzianek początku wyścigu, ponieważ zaczęło padać. Cała czołówka zdecydowała się na pozostanie na oponach gładkich o jedno okrążenie za długo. Mam wrażenie, że trochę zasugerowano się liderem wyścigu Verstappenem na zasadzie "jeśli on nie zjeżdża, to ja też zostanę". Tyle że Perez po pierwszym okrążeniu zjechał i tym samym, po serii pit-stopów mógł objąć prowadzenie. Nie na długo i przy kolejnej wymianie na gładkie, miękkie ogumienie Red Bull już nie popełnił tego błędu. Ściągnął Verstappena w optymalnym momencie, a Pereza o jedno "kółko" później i tym samym mieliśmy w Red Bullu odwrotną sytuację w stosunku do początku wyścigu.

Perez stracił prowadzenie i chyba dla wszystkich było jasne, że nie miał wyraźnych szans na jego odzyskanie. Co prawda krótka faza neutralizacji po wypadku kierowcy Williamsa zacieśniła trochę stawkę, ale jeszcze przed aktywacją DRS Verstappen był już oczywiście poza zasięgiem. Czuję w kościach, że idzie to w kierunku zmiany w przyszłym sezonie na pozycji kierowcy numer dwa w Red Bullu, a jeśli miałby to być Ricciardo, to historia zatoczyłaby niezłe koło.

Pamiętamy przecież, że słynne odejście Australijczyka do Renault, trochę na zasadzie zagrania na nosie Christianowi Hornerowi przy pozostającej wiele do życzenia współpracy pomiędzy Red Bullem a Renault jako producentem silników, było w dużej mierze podyktowane niechęcią do bezpośredniej konfrontacji Daniela z Maxem.

Końcówka wyścigu stworzyła piękną klamrę do jego początku z kolejnym deszczem. Tym razem ulewnym, a po wypadku Zhou wyścig wstrzymano. Jednocześnie Alonso, rzutem na taśmę, dzięki problemom Pereza, wskoczył na drugą pozycję.

Mamy zatem wyrównanie rekordu Vettela przez Verstappena, a jednocześnie coraz bardziej zaciętą punktowo rywalizację o drugie miejsce pomiędzy Perezem i Alonso. Szkoda trochę dużego potencjału Russella i Leclerca. W przypadku Ferrari nie obyło się bez, już niestety typowego dla tego zespołu, chaosu i kompletnie niepotrzebnych błędów np. podczas pit-stopu. Dla mnie zdecydowanie kierowcą dnia był Alonso. Agresywna jazda, brak błędów, wiele skutecznych ataków, najszybsze okrążenie (a więc dodatkowy punkt) i... zwiększone szanse na drugie miejsce w klasyfikacji.

Jarosław Wierczuk

Czytaj także:
- Czy ktoś zatrzyma Verstappena? Miażdżąca przewaga Holendra w F1
- Zgrzyt w Red Bullu. Sergio Perez oczekuje odpowiedzi

Źródło artykułu: WP SportoweFakty