To już jest prawdziwy bunt w F1. Zmuszą prezydenta FIA do rezygnacji?

Materiały prasowe / Alfa Romeo F1 ORLEN / Na zdjęciu: Mohammed ben Sulayem (w środku), Stefano Domenicali (po prawej)
Materiały prasowe / Alfa Romeo F1 ORLEN / Na zdjęciu: Mohammed ben Sulayem (w środku), Stefano Domenicali (po prawej)

- Wszyscy uważają, że powinien odejść. To powszechna opinia - powiedział szef jednego z zespołów F1. Zakulisowe gierki mają zmusić Mohammeda ben Sulayema do rezygnacji z władzy w FIA. Emiratczyk nie zamierza się jednak poddawać.

Konflikt Formuły 1 z Mohammedem ben Sulayemem rozwijał się na przestrzeni ostatnich miesięcy, aż eskalował do takich rozmiarów, że obu stronom ciężko będzie wrócić do normalnych relacji. Jest to o tyle problematyczne, że kadencja Emiratczyka na stanowisku prezydenta FIA upływa dopiero w grudniu 2025 roku.

Jeszcze w zeszłym roku ben Sulayem torpedował plan zwiększenia sprintów w F1 w sezonie 2023, domagając się dodatkowych pieniędzy dla federacji, a ostatnie tygodnie przyniosły kolejne kontrowersyjne ruchy prezydenta FIA. Wprowadził on zakaz wypowiadania się kierowców w kwestiach światopoglądowych, a także zasugerował możliwość zablokowania sprzedaży F1 funduszowi z Arabii Saudyjskiej.

Prawdziwą furię wśród szefów Liberty Media wywołały słowa ben Sulayema, że Formuła 1 jest warta mniej niż 20 mld dolarów, bo na taką kwotę miała opiewać propozycja Saudyjczyków. Od tego momentu właściciele F1 rozpoczęli zakulisowe gierki, które mają doprowadzić do ustąpienia Emiratczyka z urzędu.

ZOBACZ WIDEO: Ten kibic oszalał. Zobacz, co zrobił w trakcie meczu

- Wszyscy uważają, że powinien odejść. To powszechna opinia - powiedział BBC szef jednego z zespołów F1, pragnący zachować anonimowość.

Aby zdyskredytować ben Sulayema, w brytyjskich mediach wyciągnięto wypowiedzi obecnego prezydenta FIA z 2001 roku. Wtedy poprzez swoją stronę internetową wygłosił on seksistowskie komentarze. Emiratczyk powiedział, że "nie lubi kobiet, które myślą, że są mądrzejsze od mężczyzn, bo tak nie jest".

Zdaniem właścicieli F1 i szefów zespołów, ben Sulayem nie radzi sobie z zarządzeniem federacją i na przestrzeni ostatnich miesięcy doprowadził do wielu niepotrzebnych afer. Nietrafiona okazała się decyzja o nominowaniu dwóch dyrektorów wyścigowych, bo przez to w sezonie 2022 w Formule 1 nie mieliśmy konsekwencji przy podejmowaniu decyzji sędziowskich.

FIA ośmieszyła się też grożąc kierowcom karami za wchodzenie do bolidu z biżuterią. Wprawdzie przepis o nieposiadaniu kolczyków czy łańcuszków w trakcie jazdy funkcjonował od lat, ale dotąd nikt go nie egzekwował. Prezydent federacji postanowił to zmienić i napotkał na silny sprzeciw chociażby Lewisa Hamiltona.

Ben Sulayem dąży też do powiększenia F1 o nowe zespoły, choć ten pomysł nie podoba się większości ekip z obecnej stawki. Jeden z rozmówców BBC stwierdził, że działania prowadzące do przyjęcia do mistrzostw zespołu Michaela Andrettiego to kolejny z "irytujących czynników", przez które prezydent FIA może martwić się o posadę.

- Ciekawe, czy zmieni teraz taktykę? Jeśli popełni kolejny błąd, to nie wiem, jak będzie w stanie przetrwać na stanowisku - ocenił kolejny z informatorów BBC.

Formuła 1 nie ma jednak władzy nad FIA i nie może bezpośrednio doprowadzić do jego odwołania. Wyjściem byłoby oskarżenie ben Sulayema o działalność na szkodę organizacji. Zdaniem BBC, sytuacja jest tak napięta, że kilka krajowych federacji bierze pod uwagę wystąpienia z takim wnioskiem. Byłoby to swego rodzaju wotum nieufności.

Czytaj także:
Dwa nowe zespoły w F1? Padła konkretna data, można składać wnioski
Rosyjski oligarcha poszukiwany. Za to sfinansował synowi zespół

Komentarze (0)