FIA przed sezonem 2023 dokonała zmian w Międzynarodowym Kodeksie Sportowym, wprowadzając zakaz wypowiadania się kierowców Formuły 1 w kwestiach światopoglądowych i politycznych. To cios wymierzony przede wszystkim w Lewisa Hamiltona, który w ostatnich miesiącach wielokrotnie poruszał trudne tematy - dotyczące m.in. łamania praw człowieka na Bliskim Wschodzie.
Na wprowadzony zakaz zareagował Instytut na rzecz Ochrony Praw Człowieka w Bahrajnie z siedzibą w Londynie. Wezwał on Mohammeda ben Sulayema do wycofania się z kontrowersyjnego przepisu.
"Ten ruch wydaje się być reakcją na zachowanie kierowców, w szczególności Lewisa Hamiltona, zgłaszających swoje obawy dotyczące lokalizacji wybranych wyścigów F1, w tym przestrzegania praw człowieka w krajach organizujących F1 i dokonujących interwencji tam, gdzie twoja własna organizacja milczy" - czytamy w liście wysłanym do prezydenta FIA.
ZOBACZ WIDEO: Mróz, wichura, a on wspinał się w takim stroju. Hit sieci!
Sayed Alwadaei przypomniał FIA, że sama angażuje się w tematy polityczne. Dyrektor Instytutu wypomniał federacji, iż po wybuchu wojny w Ukrainie, nałożono sankcje na sportowców z Rosji i Białorusi. "Dokument ws. zakazu wypowiadania się w kwestiach politycznych jest sprzeczny z postawą F1 względem konfliktu Rosji z Ukrainą, czy także między Arabią Saudyjską, ZEA, Bahrajnem a Jemenem" - dodano w liście.
"W całej karierze żadna z wypowiedzi Lewisa Hamiltona nie była bardziej polityczna niż decyzja FIA o rezygnacji z GP Rosji. Potępił pan rosyjski rząd i jego działania, co przyjmuję z zadowoleniem, ale trzeba mieć świadomość, że ta decyzja również ma charakter czysto polityczny" - podsumowano.
- Tam gdzie FIA i F1 zawiodły, kierowcy tacy jak Hamilton domagali się sprawiedliwości. Tak było, gdy Lewis wspierał więźniów politycznych w Bahrajnie. Teraz FIA próbuje uciszyć jego i innych - powiedział Alwadaei w BBC.
W padoku F1 panuje powszechne przekonanie, że Mohammed ben Sulayem wprowadził kontrowersyjny zakaz, by Hamilton i pozostali kierowcy nie krytykowali państw Bliskiego Wschodu. W ostatnich latach to właśnie Katar, Arabia Saudyjska czy Bahrajn znajdowały się na celowniku gwiazd F1 m.in. ze względu na łamanie praw społeczności LGBTQ+. Z tego powodu spora część z nich decydowała się chociażby na start w kaskach posiadających barwy tęczy.
Równocześnie, po tym jak Rosja zaatakowała Ukrainę, FIA zobowiązała kierowców z tego kraju do startów pod neutralną flagą. Muszą oni też podpisać specjalny dokument, w którym zobowiążą się do neutralności politycznej i wyrażą solidarność z narodem ukraińskim. Z kolei F1 odwołała GP Rosji, bo nie chciała być łączona z krajem-agresorem.
Czytaj także:
Lewis Hamilton przeciwko miliarderom. "Pieniędzy może wystarczyć dla wszystkich"
Otwarty konflikt w F1 i FIA. Publiczne pranie brudów