Honda co roku organizuje specjalną imprezę, w trakcie której dziękuje wszystkim zawodnikom związanym z jej marką. To okazja, by na jednym torze spotkali się kierowcy różnych dyscyplin, jak i przedstawiciele świata dwóch kółek. Podczas uroczystości, co niemal staje się tradycją, spore zainteresowanie budził motocykl MotoGP.
O ile w przeszłości Fernando Alonso zdecydował się na treningowy przejazd motocyklem MotoGP, będąc szkolonym przez Marca Marqueza, o tyle tym razem Max Verstappen i Pierre Gasly ograniczyli się do wysłuchiwania porad "na sucho" i jedynie usiedli na japońskiej maszynie.
- Uwielbiam oglądać MotoGP i podoba mi się to, że w tych wyścigach tak wiele ekip ma szansę na odniesienie zwycięstwa. To fantastyczne. Ci motocykliści są szaleni. Obserwowanie tego, jak dużo mają siły, jak pracują nad całym ciałem, jest czymś fenomenalnym - powiedział Verstappen w "La Gazzetta dello Sport".
ZOBACZ WIDEO: Zła atmosfera po powrocie piłkarzy do Polski. "To jest słabe"
Dwukrotny mistrz świata Formuły 1 ujawnił, że chciał nawet przetestować motocykl Repsol Honda Team, ale zabronił mu tego własny zespół. - Chciałbym wypróbować motocykl MotoGP ze względu na prędkość, jaką rozwija on na prostych i przyspieszenie. Jednak Red Bull mi na to nie pozwolił - dodał Holender.
Zachowanie Red Bull Racing nie jest zaskoczeniem, bo od lat kontrakty kierowców F1 są mocno zabezpieczone na wypadek uprawiania innych sportów ekstremalnych. Spora część zawodników ma zakaz startów w rajdach, jazdy na nartach, a nawet uprawiania kolarstwa górskiego. - Cóż, gdybym teraz złamał nogę, to zdążyłbym się wyleczyć do startu sezonu - skomentował Verstappen.
Holender podkreślił, że sama przejażdżka motocyklem, z minimalną prędkością, nie miałaby sensu. Dlatego stara się zrozumieć zachowanie Red Bulla. - Dobrze znam siebie. Gdybym tylko wsiadł na tę maszynę, naciskałbym i jechał na limicie. Problem pojawia się w momencie, gdy coś pójdzie nie tak - podsumował.
Czytaj także:
Lewis Hamilton już bez szans? George Russell przerósł mistrza
Mercedes nie panikuje. Najbliższy sezon będzie zemstą na rywalach?