63 punkty - tyle dzieli Charlesa Leclerca i Maxa Verstappena w klasyfikacji generalnej Formuły 1. Różnica mogłaby być mniejsza, gdyby nie wydarzenia sprzed tygodnia w GP Francji, kiedy to kierowca Ferrari wypadł z toru na prowadzeniu i podarował w ten sposób zwycięstwo głównemu rywalowi.
Pomimo trudnej sytuacji w mistrzostwach, Leclerc wciąż wierzy w końcowy sukces. - Wygląda na to, że mamy mocny bolid. Najbardziej zaskakuje mnie nasze dobre tempo wyścigowe i zarządzanie oponami, to zmieniło się w dobrą stronę od czasów GP Austrii. Tam zmieniliśmy kilka rzeczy po sprincie, zwłaszcza jeśli chodzi o jazdę, i to był duży krok naprzód - powiedział 24-latek, cytowany przez motorsport.com.
Leclerc był najszybszy w drugim piątkowym treningu F1 przed GP Węgier, podczas gdy Verstappen miał spore kłopoty. Sam Red Bull Racing przyznaje, że charakterystyka toru pod Budapesztem nie współgra najlepiej z ich samochodem, co stawia Ferrari w roli faworyta. - Francja i Węgry to tory, na których w przeszłości miałem problemy. Jednak tak samo było z Australią, a wygrałem tam w tym roku. Mam nadzieję, że teraz też uda mi się odwrócić sytuację - przyznał kierowca Ferrari.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: popis nowej gwiazdy Barcy. Tak się przywitał z fanami
Zdaniem Leclerca, unikanie błędów i wykorzystywanie nadarzających się sytuacji będzie kluczem do pokonania Verstappena. - Mamy tempo, by wygrać mistrzostwo. Musimy tylko wszystko poskładać w całość. Niezawodność była w tym sezonie problemem i straciliśmy sporo punktów przez awarie, ale staramy się z tego wyciągnąć wnioski - zdradził Monakijczyk.
- Jeśli nie będziemy mieć problemów z bolidem w dalszej fazie sezonu, to wszystko jest możliwe. Jestem pozytywnie nastawiony. Jeśli wygramy wszystkie wyścigi, a Verstappen będzie za każdym razem drugi, to wciąż my zostajemy mistrzami! Liczę, że to się uda, nawet jeśli to trudne - dodał Leclerc.
Ferrari nie zdobyło tytułu mistrzowskiego od roku 2007, kiedy to na najwyższym stopniu podium stał Kimi Raikkonen. Dlatego w Maranello trwa nerwowe wyczekiwanie na kolejny triumf, co potęguje presję. Jednak Charles Leclerc zapewnia, że o tym nie myśli.
- Nie myślę o tym. Mimo że Ferrari musi się cofać pamięcią do początków XXI wieku, to zespół jest zupełnie inny, jesteśmy w innym miejscu. Ostatnie lata były dla nas trudne. Jednak od ubiegłego sezonu zrobiliśmy ogromny krok naprzód, by znów walczyć o zwycięstwa. Celem pozostaje tytuł mistrzowski. Fakt, że od tylu lat go nie zdobyliśmy, nie zwiększa wcale presji - podsumował.
Czytaj także:
Alfa Romeo podjęła decyzję ws. F1. Teraz już wszystko jasne
Red Bull bez szans z Ferrari. Max Verstappen musi liczyć na pogodę