Oni udanie debiutowali w PGE Ekstralidze. Andrzej Lebiediew pójdzie ich śladem?

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W 2017 roku Andrzej Lebiediew zadebiutuje w PGE Ekstralidze. Dotychczas ścigał się na zapleczu najwyższej klasy rozgrywkowej. Jak poradzi sobie z przeskokiem o klasę wyżej? Pokazujemy przykłady zawodników, którzy nie mieli z tym kłopotów.

1
/ 6

W Nice PLŻ zgarnął wszystko. Czas na podbój PGE Ekstraligi

Od początku kariery Łotysz wykazywał ponadprzeciętne umiejętności. Z każdym kolejnym sezonem nabierał doświadczenia i przekonywał do swojego talentu. Apogeum nastąpiło w minionym roku, kiedy to okazał się być najskuteczniejszym zawodnikiem Nice Polskiej Ligi Żużlowej. Nadszedł najwyższy czas, by odejść z macierzystego Lokomotivu Daguavpils, z którym notabene dwukrotnie zwyciężył w pierwszoligowych rozgrywkach, ale przez obostrzenia regulaminowe klub ten nie mógł awansować do elity.

Andrzej Lebiediew w PGE Ekstralidze w końcu wystąpi. Przeniósł się z Daugavpils do stolicy Dolnego Śląska, czyli Wrocławia. W Betard Sparcie wiążą z nim spore nadzieje. I słusznie, bo to młody (w tym roku skończy 23 lata), ambitny, dobrze wyszkolony technicznie i zadziorny żużlowiec. Wrocławianie lubią na takich stawiać. Kilka sezonów temu zaufali Taiowi Woffindenowi, stworzyli mu kapitalne warunki do rozwoju, które urodzony w Australii reprezentant Wielkiej Brytanii wykorzystał oraz odwdzięczył się Sparcie znakomitymi rezultatami i lojalnością.

Wiadomo jednak, że obie ligi, PGE Ekstraligę oraz Nice PLŻ, dzieli dość sporo. Przed Lebiediewem duże wyzwanie, ale kilku zawodników będących w takim samym położeniu kiedyś, jak on teraz, udowodniło, że można przebojem wedrzeć się do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Wyszukaliśmy kilku z ostatnich sezonów, którzy wcześniej nie liznęli ścigania w naszym kraju na najwyższym poziomie, a wdarli się do Ekstraligi przebojem. Na pierwszy rzut doskonale znany Lebiediewowi Rosjanin.

2
/ 6

Jeśli z kogoś Andrzej Lebiediew ma czerpać przykład, to śmiało może to robić z Grigorija Łaguty, z którym miał okazję startować w Lokomotivie Daugavpils. Sytuacja obu zawodników jest podobna, choć Rosjanin dłużej musiał przekonywać do siebie ekstraligowych działaczy, bowiem w najwyższej lidze w Polsce zadebiutował dopiero w wieku 27 lat. Urodzony w 1984 roku w Bolszoj Kamieniu "Grisza" długo pracował na swoje nazwisko. Jeszcze kilka lat temu zawodnicy ze Wschodu nie wzbudzali takiego zainteresowania, jak teraz. Dopiero Emil Sajfutdinow i właśnie Grigorij Łaguta zaczęli przecierać szlaki, wypuszczając przy tym w eter komunikat: "Hej! my tu w Rosji też potrafimy się ścigać!".

Na Łagutę postawiono w 2011 roku we Włókniarzu. Ówczesnemu prezesowi Lwów Marianowi Maślance bardziej zależało na młodszym od Grigorija o sześć lat Artiomie Łagucie, "Grisza" przybył na Olsztyńską w pakiecie. Tymczasem to właśnie on wypalił jak rosyjska torpeda. Grigorij rozwinął skrzydła na tyle, że po sezonie w Częstochowie drżano o to, czy uda się go zatrzymać. Doszło do tego, że kibice pozytywnie odpowiedzieli na apel klubu, który rozpoczął... publiczną zbiórkę pieniędzy na kontrakt Rosjanina! Dziś Łaguta uznawany jest za zawodnika ze światowej czołówki, mimo że nie startuje w cyklu Grand Prix.

ZOBACZ WIDEO Skład MRGARDEN GKM Grudziądz na sezon 2017!

Szansę daną mu w Częstochowie wykorzystał w stu procentach. Przebojowy debiutancki sezon otworzył mu drzwi do wielkiej kariery. Tak samo było w przypadku Australijczyka, któremu pech w postaci kontuzji odebrał w tamtym roku tytuł Indywidualnego Mistrza Świata. Dobrze zorientowani fani już wiedzą o kogo chodzi.

3
/ 6

Pochodzący z Antypodów zawodnik jeszcze w 2013 roku zdobywał punkty dla Kolejarza Rawicz. Przełomowy w jego karierze okazał się sezon w roku późniejszym, gdy przywdziewał barwy Orła Łódź. Zakończył go on na czele klasyfikacji najskuteczniejszych żużlowców ekstraligowego zaplecza i na intratne oferty nie musiał czekać.

W 2015 roku Doyle trafił do KS Toruń. Poradził sobie z ekstraligowymi trudami, choć w Grodzie Kopernika większego zainteresowania przedłużeniem z nim współpracy raczej nie było. Ciężar ścigania się na najwyższym poziomie w Polsce udźwignął, a rok temu jako zawodnik Ekantor.pl Falubazu Zielona Góra już w ogóle złapał wiatr w żagle. Na swojej drodze napotkał jednak silny sztorm, który w jego przypadku objawił się w postaci kontuzji podczas przedostatniego turnieju Grand Prix na torze w... Toruniu. Na 99 proc. można stwierdzić, że urazy, m.in. zwichnięcie barku, czy pęknięcie kości w łokciu, przekreśliły zdobycie przez niego tytułu Indywidualnego Mistrza Świata.

Udany debiut w PGE Ekstralidze miał też inny były zawodnik Orła Łódź, reprezentant Danii. Wracamy do Częstochowy.

4
/ 6

Gdy w 2013 roku Doyle był reprezentantem rawickiego Kolejarza, Kildemand wyśmienicie spisywał się na polskich pierwszoligowych torach. Podobnie jak Australijczyk, okazał się być znakomitym wyborem łódzkiego Orła. Najskuteczniejszy w całej lidze nie był (został sklasyfikowany na drugim miejscu), ale przekonał do siebie ogromną walecznością. To największy atut Duńczyka po dziś dzień.

W 2014 roku Peter Kildemand podpisał kontrakt z częstochowskim Włókniarzem. Wówczas tamtejszy klub zmagał się z ogromnymi kłopotami finansowymi. Mimo ekonomicznych przeciwności, Kildemand potrafił się świetnie odnaleźć i wyrobić sobie nazwisko. Duńczyk, nazywany "Człowiekiem Pająkiem", zaskarbił sobie sympatię i podziw nie tylko punktami, ale przede wszystkim sposobem ich zdobywania. Jeśli Kildemand dysponuje odpowiednim sprzętem, nie ma dla niego przegranych wyścigów. Do dziś częstochowianie wspominają jego pasjonujące szarże kończące się sukcesem przed samą metą w rywalizacji np. z Jarosławem Hampelem.

Od 2016 roku Kildemand jest zawodnikiem Fogo Unii Leszno. W minionym roku nieco spuścił z tonu, ale wpływ na jego formę miały kontuzje. W sezonie 2014, w ekstraligowym debiucie, wkroczył do czołówki i na razie się w niej utrzymuje. Inny los spotkał Szweda, który po udanych dwóch latach we Włókniarzu Częstochowa przepadł jak kamień w wodę.

5
/ 6

Nermark najpóźniej zapoznał się z Ekstraligą spośród wszystkich zawodników w tym zestawieniu, bowiem w najwyższej klasie rozgrywkowej w naszym kraju zadebiutował w wieku 34 lat. Szansę dał mu, a jakże, Włókniarz Częstochowa.

To był rok 2011. Częstochowianie dysponujący niewielkim budżetem szukali zawodników tanich, którzy mogą pozytywnie zaskoczyć. Ponoć już blisko Lwów był Niels Kristian Iversen, ale został on ostatecznie przekonany przez gorzowską Stal. Włókniarz natomiast sięgnął po Daniela Nermarka, który nigdy wcześniej dotąd nie miał okazji startować w polskiej najwyższej klasie rozgrywkowej, a w naszym kraju występował od 2003 roku.

Eksperci pukali się w głowę, a tymczasem Szwed wszystkich zaskoczył. Wraz z Grigorijem Łagutą w latach 2011 - 2012 ciągnął wynik Włókniarza. Częstochowianie chcieli go zatrzymać na dłużej, Nermark podobno powiedział "tak", ale finalnie się rozmyślił i podpisał umowę ze Stalą Gorzów. Z perspektywy czasu śmiało można powiedzieć, że był to błąd. W Gorzowie nie mógł się odnaleźć, nie pasował mu tor, doznał poważnej kontuzji i rychło opuścił tamten klub. W 2014 roku przeniósł się do grudziądzkiego GKM-u, ale nie potrafił wrócić do dyspozycji z dwóch lat startów we Włókniarzu i zdecydował się zakończyć karierę. Świetnego przeskoku z pierwszej do Ekstraligi nikt mu jednak nie zabierze.

Na koniec w naszych propozycjach najświeższy przykład. Chodzi o zawodnika ROW-u Rybnik.

6
/ 6

Miniony sezon był jak na razie najlepszym w karierze dla tego urodzonego w 1996 roku zawodnika. Aż tak dobrej jego postawy niewielu się spodziewało, najmocniej oczywiście wierzyli w Rybniku, gdzie spełnił pokładane w nim nadzieje. Nie zawodził w drużynie ROW-u, podobnie indywidualnie, o czym świadczy złoty medal w Indywidualnych Mistrzostwach Świata Juniorów.

Rozwój Australijczyka przebiega prawidłowo. Stosując kolokwializm, w 2016 roku otrzaskał się na ekstraligowych podwórkach i teraz będzie musiał się jeszcze bardziej sprężyć, aby osiągać dobre rezultaty. Konkurencja nie śpi i rywale już wiedza, że na tego Fricke'a to trzeba uważać. Czy podobnie, jak on, pozytywnym zaskoczeniem w nadchodzącym sezonie PGE Ekstraligi będzie dwa lata starszy od niego Andrzej Lebiediew?

Źródło artykułu: WP SportoweFakty
Komentarze (11)
avatar
SpartaWKS
25.01.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dodałbym też Kenniego Larsena.  
avatar
Ronaldo Mariusz
25.01.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
bo czy poradzi sobie w PGE ekstralidze to średnio to widze  
avatar
Ronaldo Mariusz
25.01.2017
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
oni debiutowali ze kiedyś debiutowali Australijczycy Angliki , a teraz to jak jezdzi w miare w turniejach indiwidualnych to na Polska lige słaby ciekawe czy czemu bo nie któr Czytaj całość
avatar
pajac
25.01.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
PGE Ekstraliga jest słaba. Jeżdżą w niej tylko ludzie, którzy nie mają innych perspektyw.  
avatar
spajderdog
25.01.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Lebiediew spokojnie poradzi sobie w elidze oczywiscie to nie bedzie 10 pkt co mecz a tu 4 tam 8 tam 9 ale srednia powinna byc kolo 1,6-1,7