Rok 2017 pod znakiem powrotów do Grand Prix. Przed laty tacy jak oni zdobywali medale
Tai Woffinden (Wielka Brytania)
Poprzedni: 2010 - 14. miejsce (49 punktów)
Po powrocie: 2013 - 1. miejsce (151 punktów)
Bez wątpienia przykład jednej z najbardziej spektakularnych metamorfoz w historii Indywidualnych Mistrzostw Świata. W 2010 roku nieco z braku laku i niepisaną zasadą, że w cyklu musi być dwóch Brytyjczyków, a także z opinią utalentowanego młodzieżowca, otrzymał od BSI całoroczną dziką kartę. Woffinden dopiero uczył się wielkiego żużla, stąd też nie mógł dziwić jego końcowy wynik - czternaste miejsce i mniej niż pół setki zdobytych punktów. Dodatkowo, na krótko przed startem sezonu musiał zmierzyć się ze stratą ojca Roba, który zaszczepił w nim żużlowego bakcyla i wzorowo kierował karierą, będąc dla syna nieocenionym wzorem do naśladowania.
Trzy lata później ponownie zagościł w cyklu z dziką kartą. Tym razem "Woffy" zaskoczył i niczym nie przypominał zagubionego młodziana z czasu debiutu. Perfekcyjnie przygotowane maszyny przez Petera Johnsa, świetna współpraca z teamem, którym zarządzał Peter Adams wespół z Jackiem Trojanowskim, duża pewność siebie. Wszystko to sprawiło, że w połączeniu z pechem głównego konkurenta do mistrzostwa Emila Sajfutdinowa, Woffinden cieszył się na koniec ze złota. Sukces ten powtórzył dwa lata później. Obecnie jest wicemistrzem świata.
Historia Grand Prix zna jednak też przypadki, kiedy powroty nie okazywały się być zbawienne i nie były momentami zwrotnymi w karierach.
-
Hessus Zgłoś komentarzJeżeli przejedzie cały sezon bez kontuzji co mu się nie zdarzyło od wielu lat to wyżej powinien być Emil.