Tomasz Lorek zaprasza na mecz Poole - Peterborough

Polsat Sport Extra pokaże w poniedziałek o godz. 20:30 na żywo spotkanie Elite League pomiędzy zespołami Poole Pirates i Peterborough Panthers. Sytuację obu drużyn przybliża komentator Polsatu - Tomasz Lorek.

Podkłady kolejowe pachną identycznie w każdym zakątku planety. Potrafią urzec do nieprzytomności zarówno w meksykańskim Barranca del Cobre (Wąwozie Miedzi) jak i swojskich, idyllicznych Niegosławicach. Człowiek karmi nozdrza ich wonią, marzy o podróżach, ale i zastanawia się nad przemijaniem. Rick Frost, właściciel Peterborough Panthers, uwielbia przycupnąć przy torach kolejowych, gdy chce się odprężyć. Jego firma ma bardzo silne związki z szynami, po których kursują brytyjskie pociągi. Frost prowadzi przedsiębiorstwo zajmujące się profesjonalną obsługą podkładów kolejowych, remontem taboru, naprawą lokomotyw. Gdy wieczór przytula się do nieużywanego fragmentu szyn, a słońce już nie rozpieszcza podkładów promieniami, Rick zamyśla się nad życiem. - Nie lubię być drugi. Gdy prowadzę firmę, chcę, aby klienci kojarzyli mnie z wysoką jakością. Tak samo traktuję Peterborough. Przed sezonem marzyłem, aby zapukać do drzwi z napisem "tytuł mistrza" strzeżonych przez Poole Pirates. Dziś wiem, że sforsowanie wrót jest nierealne, ale w żaden sposób nie osłabia to mej miłości do żużla. Bez speedwaya nie potrafiłbym żyć - mówi Frost, człowiek, który w sierpniu ubiegłego roku uratował Peterborough od bankructwa.

Rick uwielbia prędkość i ryzyko. W 1983 roku w łodzi Trimite Paints, napędzanej silnikiem Johnsona, ustanowił rekord szybkości na jeziorze Windermere - 144 mile na godzinę. Przez lwią część kariery ścigał się w USA, ale uczestniczył również w prestiżowej imprezie w Anglii - w 1984 roku pruł taflę wody na Tamizie w London’s Royal Victoria Docks. Ostatni raz siedział w łodzi w 1987 roku żegnając się ze sportem w Paryżu. - Istnieje wiele podobieństw w wyścigach łódek i speedwayu. Zawrotna prędkość i brak hamulców! Szczególnie kochałem sześciogodzinne wyścigi endurance, które często odbywały się w USA. Gdy rozpędzasz łódź i widzisz jak przemykają obok ciebie ptaki i drzewa, wydaje ci się, że nic nie zatrzyma cię przed przekroczeniem bram piekła. To wspaniały sport, niestety równie drogi jak speedway... - wyznaje były fan Wembley Lions. Frost pamięta chwile, kiedy w przykrótkich spodenkach chadzał z ojcem na żużel w powojennych latach. Na Empire Stadium ścigali się wówczas tacy rycerze jak Bill Kitchen czy bracia Freddie i Eric Williamsowie. Freddie zdobył dwa razy tytuł indywidualnego mistrza świata (1950 i 1953). Eric Williams zajął 4 miejsce w finale światowym w 1955 roku po kontrowersyjnym barażu z Ronnie Moore’m i Barry Briggsem. Trzeci z rodzeństwa, Ian również ścigał się na żużlu broniąc barw Swindon Robins. Tylko siostra Kate nie spróbowała metanolu… Eric, były jeździec Wembley, New Cross, Norwich, Birmingham i Cradley Heath, zmarł w wieku 81 lat w australijskim Queensland. 24 lipca 2009 roku przegrał walkę z rakiem. Został pochowany w białej trumnie, na której ułożono wieniec złożony z czerwonych i białych róż - symbolizujący barwy jego ukochanej drużyny, Wembley Lions. Frost, twardy i nieustępliwy w łodzi, na brzegu zamienia się w oazę wrażliwości. Nie potrafi ukryć łez. - Pamiętam jak Eric walczył jak lew o punkty na Wembley. Ojciec opowiadał mi, że Eric, Freddie i Ian urodzili się w biednej rodzinie na południu Walii. Tata był hutnikiem zakochanym w żużlu. Tą pasją zaraził synów. Warunki bytowe były tak skromne, że chłopcy w dzieciństwie musieli spać w jednym łóżku. Ian był zobligowany do tego, aby kłaść się między nogami Freda i Erica! Sporo osiągnęli zważywszy na drogę jaką przebyli. Przecież u Erica w wieku 14 lat stwierdzono niewydolność nerek. I pomyśleć, że tenże sam Eric był o włos od podium IMŚ w 1955 roku. Bardzo przeżyłem jego śmierć - wspomina Frost. Eric Williams ścigał się również na torach trawiastych, często pożyczał łyżwę od brata Freddiego i uwielbiał naśladować ruchy szczura. "Szczur" to przydomek najlepszego silnika jakim dysponował w czasie kariery Eric Williams. Frost dodaje, że bohater jego dzieciństwa nazywany był przez kolegów "walijskim czarodziejem". Eric rozsiewał magiczny pył, gdy wsiadał na motocykl. Nie okazywał pokory wobec mistrza świata z 1949 roku - Tommy’ego Price’a, pomimo, że byli kolegami klubowymi w zespole Wembley Lions. Już w trzecim występie w barwach "Lwów", Eric uciekł do przodu jadąc w parze z Price’m, lecz ani myślał oglądać się na kolegę. Price nie chciał przejść do rękoczynów w parku maszyn, lecz poprosił Freda Williamsa, aby uświadomił bratu, że nie wojuje się ze starym mistrzem. Fred podszedł do Erica, pouczył go, aby nie obrzucał szprycą partnera i zostawiał mu miejsce na wewnętrznej. Eric odparł, że nie dostosuje się do życzeń Price’a. - Tommy powinien sam podejść do mnie i powiedzieć mi prosto w twarz o swoich zarzutach. Skoro nie ma odwagi, nauczę go szacunku dla młodszego kolegi - rzucił Eric. Prowadzony złością Williams, nie zwolnił tempa do końca zawodów i wciąż raził Price’a szlaką po okularach. Oprócz brata Freda, nikt z zawodników Wembley Lions nie pogratulował mu kompletu punktów. Tommy miotał się ze złości w parku maszyn przeklinając Erica, a Williams powtarzał, że nie ma zamiaru ośmieszać Price’a ani wyrzucać go z zespołu. Eric kochał speedway, notował świetne wyniki, ale obserwował spadającą popularność żużla i malejące wpływy do klubowej kasy, dlatego w 1956 roku wyemigrował wraz z małżonką Helen do Nowej Zelandii. Wrócił jeszcze na chwilę na Wyspy do New Cross w 1960 roku skuszony atrakcyjnym czekiem wystawionym przez Johnnie Hoskinsa. Znów szalał kręcąc wyniki bliskie kompletu, ale zatęsknił za spokojem bytowania w Nowej Zelandii. Stamtąd przeniósł się do Australii dopiero po śmierci żony, aby zakosztować promieni słonecznych, które wedle słów Erica "miały osłodzić mu samotne życie, do którego nie potrafił przywyknąć".

Rick Frost podniósł brwi tak jak mały chłopczyk, który z wysokości torów kolejowych wypatruje nadjeżdżającej ciuchci. - Eric marzył o tym, aby wybrać się do Adelajdy na Grand Prix Australii na żużlu w 2011 roku. Wciąż utrzymywał rytualny kontakt z Regiem Fearmanem, byłym żużlowcem West Ham i Stoke Potters oraz niegdysiejszym menedżerem kadry Anglii. Dzwonili do siebie co sobotę o 8.30 czasu brytyjskiego. Reg wspominał, że Eric był pełen życia, snuł plany o odwiedzeniu swych córek, aż tu nagle śmierć zapukała do drzwi niwecząc marzenia... - Frost zatopił się w myślach, semafory zastygły w bezruchu, wiatr przerzedził czuprynę polnych kwiatów porastających didaskalia podkładów. - Tak, życie bywa okrutne. Wydaje ci się, że mkniesz najszybszą kolejką japońską typu shinkansen, a tymczasem w okamgnieniu możesz znaleźć się na bocznicy, którą z czasem przykryje morze kwiatów i chwastów - zadumał się Rick.

Na bocznicy kolejowej znalazł się nieoczekiwanie Matt Ford, który wielokrotnie zmieniał w tym roku rozkład jazdy, ale nie ulepszył komfortu podróży. Promotor Poole Pirates żonglował nazwiskami przez cały sezon. Przywrócił do życia Hansa Andersena, wypróbował Łukasza Jankowskiego i Karola Barana, odkurzył Carla Stonehewera i Paula Fry, sięgnął po Leona Madsena, ale roszady na niewiele się zdały. 10 września "Piraci" przegrali szalenie ważny mecz z Belle Vue Aces. Matt przesunął termin spotkania ze środy na czwartek, aby uniemożliwić "Asom" skorzystanie z usług Jasona Crumpa. Oficjalnie obawiał się niskiej frekwencji, gdyż w środę 9 września piłkarska reprezentacja Anglii pieczętowała na Wembley awans do MŚ’2010 w RPA gromiąc Chorwację 5:1. Albion utonął w futbolowej gorączce, ale zakochani w speedwayu fani z hrabstwa Dorset i tak nie zostawiliby "Piratów" w potrzebie. Do konfrontacji z Belle Vue specjalnie szykował się dwukrotny indywidualny mistrz Wielkiej Brytanii, Joe Screen. "Maszyna" chciał za wszelką cenę okazać wdzięczność promotorowi "Piratów" za przedłużenie kariery. Screen pragnął pokazać się z jak najlepszej strony, tym bardziej, że 31 sierpnia nie zdobył ani jednego punktu w meczu wyjazdowym ze Swindon. - Smutno mi, gdy czytam zjadliwe opinie internautów na mój temat. Wiem, że przywiozłem 3 zera w Swindon i zdejmuję grzecznie kapelusz z głowy. Kłaniam się "Rudzikom". To był mój najgorszy występ w tym roku. Nie miałem czym się odepchnąć, silnikom brakowało mocy. Puszczałem sprzęgło i toczyłem się jak żółw. Nie rozumiem jednak pretensji ze strony fanów. Mogę nosić wysoko głowę, bo poprawiłem swoją średnią meczową w tym roku. Zacząłem z pułapu 6.03, a teraz mam 6,97. Nie wyśrubowałem jej, bo przez ponad miesiąc jeździłem z kontuzją barku. Walczyłem z poważnym problemem, bo ucisk na nerw powodował, że nie mogłem swobodnie poruszać barkiem i szyją - wyznaje "Screeny". Po dobrym początku sezonu Joe zaczął skarżyć się na słabnące silniki. Zadzwonił do byłego "Pirata", Australijczyka Craiga Boyce’a, który objął opiekę nad jego "szafami". Joe poniósł jednak stratę. Jego przyjaciel, były żużlowiec, Louis Carr, który pełnił rolę mechanika, znalazł pełnoetatowe zajęcie poza speedwayem. - Wiedziałem, że prędzej czy później Louis będzie miał porządną pracę - śmieje się "Screeny". - Mam nowego mechanika, który bardzo się stara, ale Louis sam kiedyś jeździł, więc potrafił wsłuchać się w sprzęt i dokonać właściwych korekt. Umiał ocenić pracę silnika z perspektywy jeźdźca. Myślę, że poza blamażem w Swindon ścigam się na przyzwoitym poziomie i jeśli skończymy sezon na ostatnim miejscu, nikt nie powinien mnie wieszać na szubienicy. Sporo pieniędzy włożyłem w klamoty, aby podkręcić średnią meczową, a trzeba pamiętać, że ja żyję z uprawiania speedwaya. Chciałbym, aby Belle Vue znalazło się na szarym końcu, bo po wszystkich latach spędzonych w Manchesterze poczułem się jak cytryna, z której wyciśnięto wszystkie soki, gdy wyrzucono mnie z drużyny. Nie mogłem pojąć co stało się z Chrisem Mortonem, kiedy jesienią ubiegłego roku powiedział mi, że powinienem rozejrzeć się za innym zajęciem niż jazda na żużlu, bo jestem już za stary i za słaby na Elite League - powiedział z łezką w oku Joe.

"Screeny" bardzo się starał, aby Poole uniknęło baraży z najlepszą drużyną Premier League. Pojechał świetnie w I wyścigu z Hansem Andersenem i "Piraci" objęli prowadzenie 5:1. Czteropunktowa przewaga Poole utrzymywała się do 13 wyścigu. Wówczas dwaj eksperci od toru przy Wimborne Road - Krzysztof Kasprzak i Davey Watt - nie dali szans Andersenowi i Holderowi. Zrobił się remis 39:39. W 14 wyścigu Bjarne Pedersen zrobił to, co do niego należało przywożąc 3 punkty. Niestety, Paul Fry choć początkowo jechał za plecami Duńczyka, nie wytrzymał naporu Jamesa Wrighta i Kevina Doolana. Nerwy sięgnęły zenitu, bo na tablicy wyników widniał wynik 42:42. Holder, który rozpoczął od 3 zwycięstw, doznał zadyszki w czwartym starcie, przywożąc zero. Choć Chris zjawił się pod taśmą w wyścigu 15, to jednak nawet nie wystartował, gdyż sprzęt odmówił mu posłuszeństwa. Osamotniony Hans Andersen nie poradził sobie z Krzysztofem Kasprzakiem, a "Wattie" przywiózł punkt i Belle Vue wygrało cały mecz 46:44. Matt Ford nie mógł uwierzyć w to, co stało się w ostatnich trzech biegach. Davey Watt, który rok temu świętował tytuł mistrzów Elite League z Poole Pirates, teraz wbił gwóźdź do trumny swego byłego chlebodawcy. "Kasper", ulubieniec Matta, zawodnik posiadający wielu przyjaciół w Poole, okazał się katem dla obrońców tytułu. - Bez Crumpa też można wygrać na Wimborne Road - powiedział Chris Morton i utonął w objęciach swoich zawodników.

Belle Vue pogrzebało szanse Poole na zajęcie 8 miejsca, bo trudno przypuszczać, aby "Asy" nie wygrały u siebie choćby jednego z dwóch pozostałych spotkań. Podopieczni Mortona przekreślili też nadzieje Peterborough na awans do play-off minimalnie pokonując przed tygodniem "Pantery" 45:43. Trevor Swales i Rick Frost nie mieli pretensji do żużlowców Peterborough, ale do szefów Belle Vue za stan nawierzchni. - To był najgorszy tor jaki widziałem w życiu - nie tylko w meczach Elite League - powiedział Swales. - Zgłosiłem sprawę sędziemu Ronnie Allanowi, który obiecał mi, że zajmie się skandalicznym przygotowaniem toru przy Kirky Lane. Wiem, że padał deszcz i jeździły stock cars, ale sam fakt, że Jason nie wyjechał na tor w końcowej fazie meczu, wymownie świadczy o tym, że nawet tak doświadczony dżokej jak "Crumpie" nie chciał podjąć ryzyka. Abstrahując od meczu w Belle Vue, uważam, że tabela nie kłamie i moi chłopcy nie zasłużyli na awans do play-off. Nie załamujemy jednak rąk, bo rok temu zajęliśmy 8 miejsce, teraz jest 5, więc poczyniliśmy postęp. W Poole godnie pożegnamy się z sezonem i będziemy walczyć do ostatniego wyścigu o zwycięstwo - zapewnia Trevor Swales.

"Piraci" czują, że zawiadowca stacji wraz z manewrowym nakazują im zjazd na boczny tor. To ironia losu, że świetnie zarządzany klub będący wzorem dla pozostałych ekip jeżdżących w Elite League, musi walczyć w barażach o utrzymanie się w najwyższej klasie rozgrywkowej. W oczekiwaniu na decydujące mecze z mistrzem fazy play-off Premier League, 30 września Poole zorganizuje mecz młodzieżowy pomiędzy Anglią a Australazją. Wszak kibica trzeba szanować, a fani z Poole od 61 lat udowadniają, że speedway przechowują głęboko w sercu. - Oni kochają żużel tak jak ja zapach podkładu i czarno-białe zdjęcia parowozów... - wyznaje Rick Frost spoglądając na kibiców "Piratów".

Tomasz Lorek

14 września, Sky Sports Elite League, Poole Pirates - Peterborough Panthers, Polsat Sport Extra, godz. 20.30.

Powtórki:

15 września, Polsat Sport, godz. 9.10, Polsat Sport Extra, godz. 15.40,

16 września, Polsat Sport, godz. 7.00, Polsat Sport Extra, godz. 12.20.

Komentarze (0)