Kiedy żona Grega Hancocka zachorowała na raka, czterokrotny mistrz świata nie wahał się ani chwili i zawiesił swoją karierę. Niespełna rok później poinformował, że kończy z żużlem.
- Ten rok opieki nad moją żoną i rodziną na wiele sposobów zmienił moje życie i nadał mu nową perspektywę. Jestem zadowolony z moich osiągnięć sportowych, teraz przyszedł czas na nowy rozdział. Podjęcie takiej decyzji było trudne, ale wiem, że dokonałem słusznego wyboru - tłumaczył w lutym 2020 roku.
Wciąż był jednak blisko żużla. Pomaga swojemu najstarszemu synowi Wilburowi, który ma za sobą już pierwszy sezon jazdy w "dorosłym" speedwayu. Pracował także w Betard Sparcie Wrocław.
ZOBACZ WIDEO Spisani na spadek, czy zdolni do niespodzianek? Gajewski o atucie beniaminka
W niedzielę (9 stycznia) ponownie zasiadł na motocyklu żużlowym. Miało to miejsce na 220-metrowym torze w kalifornijskim Perris. Towarzyszył mu tam nie tylko Wilbur, ale także Luke Becker.
Hancock testował przy okazji kombinezon przygotowany przez Alpine Stars. To firma produkująca odzież i sprzęt m.in. dla zawodników startujących w MotoGP. Z kasków tej firmy korzysta Jason Doyle.
Dodajmy, że kevlar posiada system bazujący na elektronicznych czujnikach, które wyłapują nienaturalny ruch, przyśpieszenie i przeciążenie. Dzięki temu poduszki powietrzne działają jeszcze przed upadkiem, a nie po, jak było w przypadku kamizelek stosowanych chociażby przez Chrisa Harrisa.
Wszystkim Hancock pochwalił się w mediach społecznościowych. "Mieliśmy dobry dzień na torze" - napisał na Instagramie. Na zamieszczonym przez niego krótkim nagraniu widać, że mimo 52 lat na karku wciąż ma "to coś".
Czytaj także:
- Wielkie wzmocnienie u polskiego talentu. Mechanik Tomasza Golloba na pokładzie
- Trener beniaminka stawia jasny cel swoim zawodnikom. Mówi o roli weteranów