Tomasz Guzowski to wspólnik Łukasza Mejzy w firmie Vinci NeoClinic, wokół której mamy od kilku tygodni mnóstwo kontrowersji. Teraz jest o nim bardzo głośno, bo w środę pojawił się na konferencji prasowej wiceministra sportu (więcej TUTAJ). Spotkanie z mediami miało być reakcją Mejzy na aferę nagłośnioną przez Szymona Jadczaka i Mateusza Ratajczaka w Wirtualnej Polsce. Jak wynika z ustaleń dziennikarzy, polityk założył firmę, dzięki której zarabiał pieniądze na cierpieniu ciężko chorych dzieci.
Guzowski podczas środowej konferencji w pewnym momencie wstał z wózka inwalidzkiego. W ten sposób chciał pokazać, że w jego przypadku leczenie przyniosło efekty. Nie przedstawił jednak dokumentacji medycznej, ani też nie zdradził nazwisk lekarzy. W dodatku nie zamierzał odpowiadać na pytania zebranych dziennikarzy. Dodajmy, że we wspomnianej firmie Mejzy były żużlowiec miał być dowodem na to, że proponowane przez nią niekonwencjonalne metody leczenia działają.
Od kibica do żużlowca
Na co dzień Guzowski jest doskonale znany w zielonogórskim środowisku żużlowym. - Jeszcze sześć lat temu jeździłem amatorsko na żużlu - mówił kilka lat temu w rozmowie z WP SportoweFakty i chwalił się, że licencję zdawał 27 sierpnia 2009 roku u byłego trenera żużlowej kadry Marka Cieślaka. Poza tym dodawał, że przyjaźni się z wychowankami miejscowego klubu - Grzegorzem Walaskiem i Grzegorzem Zengotą.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Znany młodzieżowiec o zagranicznych juniorach: "To polska liga, więc niech startują Polacy".
Historia jego jazdy na żużlu miała zacząć się przypadkowo. - W 2005 roku nabyliśmy motocykl od Andrzeja Huszczy. To była stara stojąca JAWA. Udało nam się na jednym polu 50 kilometrów od Zielonej Góry zrobić tor żużlowy, gdzie po bokach były dęby, więc zabezpieczaliśmy go oponami, by nikomu nic się nie stało. Jeździliśmy o złote kalesony. Dla przyjaźni i poczucia adrenaliny. Musieliśmy wydeptać bardzo długą drogę, żeby znaleźć się na normalnym torze, na którym rywalizują zawodnicy - wspominał Guzowski.
Po kilku latach usłyszał diagnozę
Po kilku latach od rozpoczęcia przygody z żużlem dowiedział się, że cierpi na X-ALD w wersji dorosłej, czyli adrenomieloneuropatię. - Musiałem przebiec przez ulicę do apteki i nagle poczułem, że nie mogę nabrać rozbiegu. Mogłem co najwyżej iść. Udałem się do lekarza. Najpierw trafiłem do neurologa, który podejrzewał od razu najgorszą chorobę, czyli stwardnienie rozsiane. Zrobiliśmy badania i wyszło, że nic tego nie potwierdza. Przez trzy lata było później szukanie, co może mi być, bo sukcesywnie było coraz gorzej - opowiadał.
Z czasem wylądował w Krakowie w klinice chorób rzadkich. Po wielu badaniach okazało się, że ma chorobę genetyczną. Nie zamierzał się jednak poddawać. Zapowiadał walkę o powrót do zdrowia, a wiele obiecywał sobie po znajomości z mistrzem świata z 2010 roku Tomaszem Gollobem. Mówił, że jest jego przyjacielem. Dodawał, że połączyły ich trudne doświadczenia i że nawzajem mogą sobie pomóc.
Mieli sobie pomóc z Gollobem
Zielonogórzanin prowadził wtedy sprzedaż numizmatów Tomasza Golloba. Zostały one zaprojektowane przez Mennicę Sudecką, której był wtedy współwłaścicielem. Dochód z całej akcji miał być przeznaczony na leczenie mistrza. Guzowski liczył, że w ten sposób pomoże Gollobowi, a ten wesprze go kontaktami. - Mam nadzieję, że dzięki pomocy i kontaktom Tomka Golloba pojadę na leczenie i rehabilitację do Stanów. Do tej samej kliniki, do której lata Tomek - nie ukrywał.
Guzowskiego zna wiele osób związanych z Falubazem, bo legendarny klub w przeszłości pomagał zbierać pieniądze na jego leczenie. - To był kibic naszego klubu, a także osoba z żużlowej rodziny. Wiedzieliśmy, że ten sport to jego wielka pasja, więc chcieliśmy pomóc, jak zawsze w takich przypadkach. Robiliśmy wszystko w dobrej wierze. Wsparcie polegało wtedy na udostępnieniu linku do internetowej zrzutki - wyjaśnia Michał Kociński z Falubazu Zielona Góra.
Ostatecznie przy pomocy Falubazu i Guzowskiego udało się wtedy zgromadzić około 337 tysięcy złotych. Zbiórka została zamknięta na początku 2020 roku. Guzowski w końcu trafił do USA i właśnie tam miał poznać Łukasza Mejzę.
Popełnił błąd, ale jest ofiarą?
- Dla mnie Tomek był zawsze konkretny facet z dobrymi pomysłami biznesowymi. Nigdy nie miałem o nim złego zdania. Uważam, że został w to wszystko medialnie wmanewrowany i obecnie jest ofiarą tego bałaganu. Po części mogły to spowodować zmiany w jego życiu prywatnym - mówi nam anonimowo jeden ze znajomych Tomasza Guzowskiego z kręgów zielonogórskich.
- Nigdy bym nie pomyślał, że zostanie wkręcony w taką historię. Jego jedyny błąd polegał na tym, że w środę wziął udział w tym spektaklu politycznym. To było zupełnie niepotrzebne, bo teraz musi brać na klatę różne rzeczy. Zastanawiam się tylko, kto go do tego namówił - podsumowuje znajomy Tomasza Guzowskiego.
Zobacz także:
Rzucił żużel i graf w golfa z Bondem
Co z pieniędzmi dla rodziny Tomasza Jędrzejaka?