- Można powiedzieć, że pracownicy strzelili Stali dwa samobóje - mówi nam były prezes gorzowskiego klubu.
- Nie mam wątpliwości, że nawalili. Cofnięcie licencji toru to kuriozalna pomyłka. Uważam, że za takie rzeczy odpowiada kierownik drużyny. Jestem zdziwiony, że Krzysztof Orzeł tego nie dopilnował. Zawsze uważałem go za najlepszego w swoim fachu w całej PGE Ekstralidze - podkreśla Władysław Komarnicki.
Dodajmy, że Moje Bermudy Stali utraciła licencję, bo wyjechała na tor ciężkim sprzętem i nie zgłosiła tego do GKSŻ. Cała sprawa ma związek z rozbudową lóż na gorzowskim stadionie.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Patryk Dudek: ciężko będzie bić się o pierwsze miejsce. Najważniejsze utrzymanie
- Szkoda, że do tego doszło, bo cała inwestycja to świetny pomysł. Miasto nie wydaje na ten cel żadnych pieniędzy. Klub robi to we własnym zakresie, żeby zarabiać. Prezes dobrze to wymyślił, ale pracownicy się nie popisali. Nie ma sensu jednak robić sensacji, bo Stal odzyska za chwilę licencję toru. Nic wielkiego się nie dzieje - podkreśla Komarnicki.
Druga wpadka miała miejsce w ubiegłym tygodniu, kiedy trener Piotr Paluch podczas konferencji prasowej zaczął opowiadać dziennikarzom, że wpływy z nowej umowy telewizyjnej nie wystarczą do powołania drugiej drużyny. Później szkoleniowiec z tych słów się wprawdzie wycofał i tłumaczył, że miał na myśli coś innego. Niesmak jednak pozostał.
- Piotr Paluch miał chyba bardzo słaby dzień. Gdyby spokojnie usiadł i wszystko przeanalizował, to nie mówiłby takich rzeczy. Powinien pamiętać czasy, kiedy byłem w klubie. Wtedy nikt nie chciał dać nam złotówki. Gdyby sobie to przypomniał, to nie opowiadałby takich niestworzonych historii. Drugie drużyny to świetny pomysł i konieczność. Kto tego nie rozumie, nie powinien w ogóle zabierać głosu - podsumowuje Komarnicki.