Wie coś o tym Jozsef Tabaka. 10 lat temu był nadzieją na lepsze jutro przeżywającego głęboki kryzys węgierskiego żużla. Dziś jest już na sportowej emeryturze. Jazda na motocyklu odcisnęła piętno na jego zdrowiu.
- Jako dziecko bałem się lekarzy, a potem dość stopniowo nie powiem, że się w nich zakochałem, ale wizyta w szpitalu stała się rutyną. Oba moje nadgarstki i obojczyk zostały złamane sześć razy, a moja kość ogonowa i strzałkowa, łopatka, miednica, piszczel, kostki, palce oraz ramiona również były kontuzjowane. Ponadto miałem pęknięte płuco, oparzenie łydki i nawet nie pamiętam ile dokładnie wstrząśnień mózgu - opowiedział w rozmowie z serwisem "haon.hu".
Jeszcze jako młodzieżowiec Tabaka czynił spore postępy. Nie należał co prawda do światowej czołówki w swojej kategorii, ale był wyróżniającym się zawodnikiem, finalistą europejskich i światowych czempionatów. Na zapleczu polskiej Ekstraligi potrafił przywozić dwucyfrowe zdobycze punktowe, a na torze wyróżniała go zadziorność.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Patryk Dudek ubolewa w związku z brakiem kibiców na trybunach. "My jesteśmy dla nich, oni dla nas"
Jako senior nie zrobił kroku naprzód. Zdarzały się małe sukcesy, jakim dla niego było choćby wygranie z Gregiem Hancockiem, czy zdobycie srebrnego medalu Mistrzostw Europy Par w Pile. W ostatnich sezonach coraz turniej było mu jednak ścigać się na konkurencyjnym poziomie. W związku z tym w 2018 roku, jeszcze w pierwszej części sezonu, podjął decyzję o zaprzestaniu jazdy na żużlu.
- Ten sport jest dla mnie zbyt niebezpieczny, aby być hobbystą. Zawsze robiłem wszystko z maksymalną koncentracją i nie da się tego zrobić na poziomie, jakiego bym się od siebie spodziewał przy pracy i zerowym przygotowaniu - wyjaśnia Tabaka, którego pochłonęło prowadzenie własnego warsztatu samochodowego. Założył go wraz z przyjacielem, który w trakcie kariery był jego mechanikiem.
- Kochałem jazdę na żużlu będąc w kompletnej formie, co oznacza, że uwielbiałem montować sprzęt, czyścić go, trenować i oczywiście ścigać się. Wyjazdem na zawody byłem podekscytowany niczym dziecko. Pierwsze 10 lat mojej kariery było bardzo dobre. Żużel cieszył nie tylko mnie, ale i moich bliskich. Jednak ostatnie kilka lat to był duży stres i nie potrzebowałem tego - mówi Węgier, który powiedział "pas" w wieku 29 lat. Nie ukrywa, że dla rodziny była to ulga, choć nikt nie wywierał na nim presji.
Dziś Jozsef Tabaka adrenaliny szuka jeżdżąc na rowerze. Na łamach "haon.hu" przyznał też, że usunął konta w mediach społecznościowych, dzięki czemu dziennie jest w stanie zaoszczędzić dwie godziny. Na zawodach żużlowych, odkąd skończył z jazdą, nie był ani razu. Dopiero w zeszłym roku przemógł się i oglądał w telewizji turnieje Grand Prix.
Dodajmy, że Węgier przez kilka lat ścigał się w lidze polskiej. Najdłużej w barwach Speedway Miszkolc, związanego z naszym krajem w latach 2006-2010. Następnie przeniósł się na dwa lata do Wandy Kraków, gdzie miał niezłe momenty. Później trudno było mu już przebić się do naszej ligi. W 2013 roku pojechał jeden mecz dla KSM-u Krosno. Na kolejny musiał czekać trzy lata. W barwach Stali Rzeszów przywiózł w Rawiczu płatny komplet 15 punktów, skończył sezon ze średnią bieg. 3,0 i na tym jego przygoda z ligą polską dobiegła końca.
Zobacz także:
- W Polsce dostałby za to mandat. Zobacz, co zrobił Daniel Bewley [WIDEO]
- Wariat z Chicago. Szalony kibic Motoru Lublin