Żużel. Bartosz Smektała o tym, jak z amatora stał się mistrzem świata i podobieństwach do Zmarzlika [WYWIAD]

Materiały prasowe / Włókniarz Częstochowa / Na zdjęciu: Bartosz Smektała
Materiały prasowe / Włókniarz Częstochowa / Na zdjęciu: Bartosz Smektała

- Marzyłem od dziecka, by być żużlowcem, ale wydawało mi się to nierealne. Zaczynałem u amatorów. Kocham motocykle i całe moje życie kręci się wokół żużla podobnie jak u Bartosza Zmarzlika - mówi imiennik dwukrotnego mistrza świata, Bartosz Smektała.

[b]

Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: To prawda, że nawet na wakacjach tęskni pan za motocyklami i ogląda ich zdjęcia?
[/b]
Bartosz Smektała  (żużlowiec Eltrox Włókniarza Częstochowa): Tak. Uwielbiam przesiadywać w warsztacie. Żużel to całe moje życie. Oczywiście potrafię sobie powiedzieć stop i zresetować głowę, kiedy jestem zmęczony. Prawda jest taka, że na co dzień żyję żużlem i myślę o tym sporcie. Lubię to co robię.

Pana imiennik, Bartosz Zmarzlik dwukrotny mistrz świata mówi otwarcie, że jego całe życie kręci się wokół żużla. W pana przypadku jest chyba bardzo podobnie. Żeby dojść do sukcesu, trzeba poświęcić się bezgranicznie?

Widocznie Bartki tak mają. Ale tak na serio Bartosz Zmarzlik jest dwukrotnym mistrzem świata i znajduje się o wiele wyżej w żużlowej hierarchii niż ja. Wydaje mi się, że to jest kwestia podejścia. Jedni przyjeżdżają na mecz, robią swoje i może wracają do rzeczywistości. Dla mnie żużel to nie tylko sam mecz, ale także praca w warsztacie, którą uwielbiam. Zimą również dużo czasu spędzam przy motocyklach. Śmieję się, że moi mechanicy mają ze mną ciężko, bo lubię czasami zrobić coś po swojemu.

Od dziecka chciał pan być żużlowcem?

Motocykle w moim życiu były od najmłodszych lat. Bawiłem się w żużel.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Czy start ligi należy przełożyć, jeśli kibice nie będą mogli wejść na trybuny? Reprezentanci Polski komentują

To znaczy?

Pochodzę z małej miejscowości Księginki położonej 45 kilometrów od Leszna. Przed domem mamy takie rondo. Na motocyklach czy rowerach zawsze bawiłem się w żużel. Nigdy jednak nie sądziłem, że zostanę żużlowcem.

Jednak trafił pan do żużla. Jak to się stało?

Mój tata amatorsko jeździł na żużlu. Bawił się w tą dyscyplinę sportu, a ja od najmłodszych lat chciałem zostać żużlowcem. Tata dał mi spróbować i tak to wszystko krok po kroku zmierzało w stronę żużla, choć cały czas wydawało mi się to nierealne.

Dlaczego myślał pan, że zostanie żużlowcem jest nierealne? Bo to drogi sport, bo ciężko się w nim przebić?

Tymi kategoriami też myślałem, ale byłem wtedy za młody, żeby zdawać sobie sprawę, jakie finanse wchodzą w grę w przypadku zawodowego uprawiania żużla. Odległość 45 kilometrów od Leszna także powodowała, że wydawało mi się mało możliwe, żebym mógł uczęszczać do szkółki żużlowej.

A jednak się udało…

Pierwsze kroki na żużlu stawiałem wśród amatorów z Leszna, gdzie wskazówek udzielał mi trener Bernard Jąder. Bardzo dużo mu zawdzięczam. Do dzisiaj pamiętam jego rady. Nawet wówczas, gdy jeździłem z amatorami, wciąż nie wierzyłem, że mogę zostać żużlowcem. Dla mnie to wciąż była zabawa.

Ile miał pan wtedy lat?

Dwanaście. Pewnie rzeczy do mnie jeszcze wtedy nie docierały.

Jak w końcu trafił pan do szkółki żużlowej Unii Leszno?

Sami amatorzy powiedzieli mi, że mam dopiero 12 lat i powinienem spróbować dostać się do szkółki żużlowej. Widzieli bowiem mojej postępy. Trener Roman Jankowski zobaczył jak jeżdżę. Warunkiem wstąpienia do szkółki było posiadanie własnego sprzętu. Wtedy było tylu młodych chłopaków w szkółce, że brakowało wolnych motocykli. Na szczęście mój tata miał motocykl, na którym wtedy jeździłem. Cały osprzęt żużlowy, kevlar, kask i inne akcesoria też posiadaliśmy, dzięki temu mogłem zaczynać.

Kto był wtedy pana idolem?

Było ich dużo. Między innymi Jarosław Hampel, który był wtedy w wybitnej formie. W 2010 roku sięgał po tytuł indywidualnego wicemistrza świata. Ceniłem sobie zawsze Przemysława Pawlickiego, który potrafił wziąć szkółkowiczów pod swoje skrzydła. Potrafił do nas zagadać i pomóc nam zaadoptować się w tym środowisku.

Mówił pan o nierealnym marzeniu, by zostać żużlowcem. To co pan czuł stojąc na najwyższym stopniu podium w Pardubicach, gdy zdobywał pan tytuł mistrza świata juniorów? Musiał ktoś pana uszczypnąć, by dotarło, jaki sukces pan osiągnął?

Tak. Skala tego sukcesu nie docierała do mnie na początku. To najważniejszy tytuł, jaki zdobyłem indywidualnie. Bardzo ciężko na niego pracowałem. To było spełnienie marzeń. Postawiłem sobie taki cel i do niego dążyłem. Jak to się spełnia, radość jest ogromna. Pamiętam, że po tych zawodach całą noc nie spałem, bo nie mogłem zmrużyć oka. Na drugi dzień miałem przecież finał play-off w Lesznie ze Stalą Gorzów.

Emocje nie pozwalały zasnąć?

Głowa była pełna emocji. Nie było opcji, by zasnąć. Przyjechałem w niedzielę na mecz, a w parku maszyn wszyscy wokół mi gratulowali. Summa summarum w tym finale dobrze pojechałem, ale towarzyszyły temu ogromne emocje.

Na bazie entuzjazmu pewnie nie czuć było w ogóle nieprzespanej nocy i zmęczenia?

Wszystko było robione z głową. Dla mnie jednak to była nowa sytuacja. Ludzie mnie zaczepiali, gratulowali. Ja wiedziałem, że muszę zachować skupienie na kolejnym ważnym meczu, który mnie czekał.

Kiedy jest dzień zawodów, ma pan jakieś swoje rytuały? Jest to inny dzień niż zwykle, czuje pan poddenerwowanie?

Kiedy jest mecz, organizm już wie, że coś się będzie działo. Jest stres. Tak jest przed każdym meczem. Oczywiście zależy to od dnia. Każdy zawodnik radzi sobie z tym inaczej.

A jak pan?

Lubię ten czas spędzać w gronie najbliższych, z rodziną. Lubię, gdy mecze są wieczorami. Mogę wtedy w niedzielę spokojnie zjeść z rodzicami obiad. Stres odreagowuje podczas spotkań z bliskimi, aczkolwiek zdarzają się takie dni, że muszę się ruszyć i na przykład pojeździć rowerem. Robię przykładowo 30 kilometrów, wracam do domu, biorę prysznic i jadę na mecz. Te rytuały zależą po prostu od nastroju.

Żużel to niebezpieczny sport. Myśli się w ogóle o tym, że może się coś stać?

Raczej zawodnicy nie dopuszczają do siebie takich myśli. To może paraliżować. Wychodzę z założenia, że jeśli dobrze przepracuję zimę, czuję się dobrze przygotowany i mam wszystko poukładane, to głowa jest spokojna. Jeśli zimą się obijało, nie zrealizowało się swoich planów, to pewne znaki zapytania mogą się pojawić, gdy podjeżdża się pod taśmę startową.

Uprawianie profesjonalnie żużla to nie tylko trening na torze i zimowe przygotowania. Zwraca pan uwagę również na inne aspekty, choćby dietę?

Staram się zimą budować formę, a w sezonie ją pielęgnować. Dbać o swoje ciało, odżywianie, bo wiem, jakie niuanse decydują o sukcesie w sporcie.

Jaki jest pan prywatnie? Sprawia pan wrażenie ułożonego, spokojnego człowieka? Denerwuje się pan w ogóle?

Pewnie, jak każdy, czasami się zdenerwuję, aczkolwiek staram się mieć emocje na wodzy. Raczej nie dzieje się w moim życiu coś, co mogłoby mnie wyprowadzić z równowagi. Lubię mieć wszystko uporządkowane.

Charakter w żużlu jest potrzebny do sukcesów. Mówi się, że osoby charakterne, nawet zawadiackie wygrywają w tym sporcie. Pan też jest charakterny, ale w takim pozytywnym znaczeniu tego słowa?

Z natury jestem spokojny i niekonfliktowy. Jeśli pojawia się jakiś problem, staram się pierwszy wyciągać rękę. Nie szukam kłopotów. Uważam jednak, że w przypadku podejścia do sportu mam charakter. Może czasami jestem za delikatny, ale zapewniam, że nie lubię przegrywać.

Jakie ma pan pasje, hobby? Oczywiście poza żużlem. Ma pan na to czas?

Czas na realizację innych pasji trzeba znajdować. Chciałbym, żeby jakikolwiek inny sport zainteresował mnie tak jak żużel. Fajnie byłoby czasami zrobić coś innego, co sprawiałoby też taką frajdę. Na siłę jednak nie będę niczego szukał. Żużel jest nie tylko moim hobby, ale i pracą. Przy żużlu też odpoczywam. Ostatnio jednak znalazłem też inną pasję.

A jednak, jest życie poza żużlem.

Pewnie, że jest. Odkryłem, że lubię zajmować się domem. Sprzątanie mnie odstresowuje.

Odnoszę wrażenie, że pan jest trochę podobny charakterem do Bartosza Zmarzlika, który u Kuby Wojewódzkiego mówił, że przed zawodami lubi sobie zrobić "pranko".

Muszę powiedzieć, że kiedy oglądałem występ Bartka Zmarzlika u Kuby Wojewódzkiego to sobie pomyślałem, jak komuś może sprawiać przyjemność robienie "pranka". Teraz już zwracam honor. Wiem, o czym mówił Bartek. Prace domowe też mi się podobają i wyciszają.

Dokonała się w pana karierze pierwsza zmiana barw klubowych. Kiedy rozmawia się z doświadczonymi żużlowcami mówią, że właśnie odejście od macierzy jest najtrudniejsze. W pana przypadku też?

Bez dwóch zdań, tak. Choć nie jechałem jeszcze żadnego meczu w barwach klubu z Częstochowy, nie trenowałem nawet z drużyną, wiem, że będzie to dla mnie wszystko nowe i pewnie ciężkie. Uważam, że dobrze przepracowałem zimę i przygotowałem się do zmiany barw klubowych. Chcę poznać coś nowego. To jest inne doświadczenie i swego rodzaju sprawdzian. Najważniejsze, żebym wyciągnął z tego pozytywne wnioski. Oczywiście podstawą jest dobre pokazanie się w nowym klubie i bycie solidnym zawodnikiem. Chcę zrobić wszystko, by w Częstochowie nie żałowali tego transferu. Mam świetny team, znakomicie przygotowane motocykle i silniki. Myślę, że to wszystko pozwoli na to, by ten sezon był dla mnie bardzo dobry.

Sprawdzał już pan w terminarzu, kiedy z Włókniarzem przyjedzie pan na mecz do Leszna?

Nie wiem dokładnie, jak to w terminarzu wygląda, ale na pewno będzie to wyjątkowy mecz. Na razie skupiam się na inauguracji. Wiem, że pierwszy wyjazd mamy do Lublina. Przyjazd do Leszna po drugiej strony barykady na pewno będzie wydarzeniem.

Zobacz także: Bartosz Zmarzlik w Rajdzie Dakar?
Zobacz także: GM kontra Graversen. Co z żużlowcami?

Źródło artykułu: