Przypomnijmy - na przełomie stycznia i lutego Nicolas Covatti rywalizował w mistrzostwach Argentyny. W tych zawodach miało go nie być, ale udało mu się przedłużyć pobyt w Ameryce Południowej. W jednym z wyścigów został staranowany przez Facundo Albina, który stracił panowanie nad motocyklem. U 35-latka doszło do złamań: prawego przedramienia z przemieszczeniem, kości promieniowej, łokciowej, piszczelowej i strzałkowej.
Lekarze zalecali mu ośmiomiesięczną przerwę, ale on był zdeterminowany, by znacznie szybciej wrócić na tor. Nie był to jednak dobry pomysł. Wiele razy przegrywał z bólem i ostatecznie po kilku próbach ścigania podjął decyzję o odwieszeniu kevlaru na kołek i przygotowaniu się do kolejnego sezonu.
W ostatnich dniach Covatti był gościem radia La Pena de a Las Chapas, w którym opowiedział o planach związanych z powrotem do ścigania. Skuteczna rehabilitacja i przestrzeganie zaleceń lekarskich pozwala mu myśleć realnie o tym, by znów stanąć pod taśmą.
ZOBACZ WIDEO: Artur Siódmiak przyszedł do poprawczaka. Straszne, jak zareagował jeden z chłopców
- Czuję się coraz lepiej, a kiedy zdrowie dopisuje, to od razu wraca ochota do ścigania. Mam mnóstwo energii i nie mogę się doczekać rozpoczęcia europejskiego sezonu - przyznał otwarcie.
Nie ukrywał, że minione miesiące były dla niego prawdziwą próbą wytrwałości. - Dałem z siebie wszystko. Gdy nie widziałem żadnej poprawy, a kolejne wizyty lekarskie nie przynosiły dobrych wiadomości, kilka razy przyszło mi do głowy, żeby się poddać. W lipcu musiałem zrobić przerwę, bo w ręce pękła mi tytanowa płytka, co wiązało się z dużym ryzykiem. To był zdecydowanie najgorszy moment całego procesu - mówił.
Covatti nie ukrywał, że kontuzje od wielu lat były jego zmorą, ale ostatnia kraksa szczególnie mocno go przybiła. Tym bardziej że teraz nie może sobie pozwolić na tak poważne kontuzje. I choć nie jeździł od wielu miesięcy, to miał sporo propozycji kontraktowych.
- Odrzuciłem oferty z Anglii i Danii. Moim celem jest udział w mistrzostwach Włoch oraz kilku międzynarodowych zawodach, jeśli nadarzy się taka okazja. Nie planuję jednak więcej niż 15-20 startów w sezonie - skomentował.
Dla Covattiego zakończenie kariery przez kontuzję nie było opcją. - Nie chciałem kończyć w ten sposób, zwłaszcza że miałem wiele planów. Poza tym wciąż mam ogromną motywację i pasję do tego sportu. Lata mijają, ale nie tracę tej iskry. Co więcej, w ostatnich latach, nawet mimo niewielkiej liczby startów, osiągałem bardzo dobre wyniki - podsumował.