[b][tag=62126]
Jarosław Galewski[/tag], WP SportoweFakty: Prezes Marek Grzyb mówi, że swoimi wypowiedziami doprowadził pan do ingerencji komisarza w gorzowski tor i odebrał Moje Bermudy Stali atut. Co pan o tym sądzi?[/b]
Krzysztof Cegielski, menedżer Janusza Kołodzieja, żużlowy ekspert: Sprawa jest wielowątkowa, a ja mam mieszanie uczucia. Z jednej strony powinienem się cieszyć, bo wychodzi na to, że mam wielką moc, skoro jestem w stanie doprowadzić do tego, żeby komisarz przygotował tor pod mojego kolegę. Jednak gdyby prezes choć trochę interesował się żużlem, to zapewne wiedziałby, że Janusz to ośmiokrotny złoty medalista DMP, który w ostatnich kilkudziesięciu wyścigach w meczach o złoty medal nie przyjechał na gorszym miejscu niż drugie. A poza tym, to mogę powiedzieć, że jest mi przykro. Mam wrażenie, że najłatwiej obrać sobie Cegielskiego za cel i bić w niego bez opamiętania. Moim zdaniem warto byłoby jednak spojrzeć na własne poczynania.
To znaczy?
Zadam w tym miejscu wszystkim kibicom pytanie: które mecze bardziej im się podobały? Ten piątkowy w Gorzowie? A może ten w Zielonej Górze lub poniedziałkowe spotkanie Moje Bermudy Stali z Betard Spartą? Ja akurat uważam, że finał z Fogo Unią był prawdziwą wizytówką żużla. To było świetne widowisko z pięknymi wyścigami. Taka promocja jest zdecydowanie lepsza od wypadków, kontuzji i szpitali.
ZOBACZ WIDEO Limitery miały doprowadzić do oszczędności, ale poszło to w drugą stronę
To wszystko się zgadza, ale mam wrażenie, że nie zauważa pan w tej sprawie jednej niezwykle istotnej kwestii. Czy Stal zasłużyła na taką ingerencję w tor, skoro dzień po meczu z Betard Spartą usłyszeliśmy, że ten wcale nie był w takim złym stanie? Takie słowa padły przecież z ust Wojciecha Stępniewskiego.
Nie wiem, czy Stal na to sobie zasłużyła. Zapewniam pana, że przyjeżdżam na każdy stadion w Polsce z czystym sumieniem i radością. Później oceniam to, co widzę. Jeśli są upadki spowodowane złym stanem nawierzchni, to o tym mówię. Od początku tego roku tory mi się nie podobały i artykułowałem to bardzo wyraźnie. To przecież nie działo się tylko w kontekście Gorzowa.
Wróćmy jeszcze raz do meczu Moje Bermudy Stali z Betard Spartą. Czy upadki były wtedy spowodowane złym stanem toru?
Tego nie powiedziałem, ale uważam, że tor się do tego przyczynił. Nie przez przypadek upadków było nagle tak wiele. Nie chodzi jednak tylko o Gorzów, ale także o Zieloną Górę i mecz o brąz. To są bardzo podobne sytuacje. Tory w wielu miastach w tym roku były zbyt miękkie i zbyt mokre. Ostatnio był także problem z ich przygotowaniem pod opady. Pod tym względem mieliśmy prawdziwą tragedię. Nawierzchnia często czekała rozmiękczona na deszcz. Wcale się nie dziwię, że później mieliśmy takie, a nie inne sytuacje. Poza tym proszę policzyć złamane kości po meczach w Gorzowie i Zielonej Górze. Nie sądzi pan, że już wystarczy? Gdybyśmy jechali w ten sposób od początku rozgrywek, to teraz w składach mielibyśmy samych gości z pierwszej i drugiej ligi. Do tego mamy dążyć? Poza tym w Gorzowie przed piątkowym meczem też padał deszcz. Tak samo, jak w Zielonej Górze. Wilgotność też była zbliżona, a zobaczyliśmy dwa zupełnie inne widowiska.
Myślę, że nadal się nie rozumiemy. Zapytam inaczej: czy powinno być tak, że jeden klub ma nad sobą przez kilka dni komisarza a inny nie?
Różnica polega na tym, że Stal Gorzów i Unia Leszno są w finale.
A czym się różni finał od innego meczu? Przecież to nie powinno mieć żadnego znaczenia. Zmierzam do tego, że wszystkich powinny obowiązywać te same zasady. Skoro PGE Ekstralidze zależy na widowiskach, to należy powiedzieć wprost: od tej pory to my będziemy szykować tory, które umożliwiają świetne ściganie.
Bardzo słuszne spostrzeżenie. Uważam, że w ciągu kilku lat dojdziemy do tego, że tory na wszystkie mecze będzie szykować właśnie PGE Ekstraliga. Taki finał jest nieunikniony, jeśli trenerzy i inni ludzie będą kombinować jak w tym roku. To naprawdę kwestia czasu.
Problem polega jednak na tym, że z ust trenerów i zawodników słychać, że w gronie komisarzy nie wszyscy znają się tak samo dobrze na swojej pracy.
Też docierają do mnie takie sygnały, ale uważam, że nie ma innej drogi niż ta, o której przed chwilą powiedzieliśmy. Kombinacji i oszustw jest za dużo. Tory mają być bezpieczne i widowiskowe. A atut własnego obiektu? On nadal będzie, bo zawodnicy znają geometrię. Poza tym chciałbym wyraźnie podkreślić, że nigdy nie obarczałem Stali winą za przygotowanie toru podczas meczu z Betard Spartą. Po ostatniej rozmowie z prezesem Stali wydawało mi się, że sobie pewne rzeczy wyjaśniliśmy i dlatego jestem zdziwiony atakiem.
A to była taka rozmowa?
Rozmawialiśmy kilka dni temu i odniosłem wrażenie, że Markowi Grzybowi zależy na promocji żużla w Gorzowie. W związku z tym nie pojmuję, dlaczego podnosi takie kwestie po tak pięknym widowisku i wygranej swojej drużyny. Rozumiem, że Stal chciała wygrać wyżej, ale to nie jest wina Cegielskiego ani PGE Ekstraligi. Tak wyszło w rywalizacji z mistrzem Polski. A czy tor był zupełnie inny? Myślę, że prezes powinien porozmawiać ze swoimi zawodnikami. Anders Thomsen w czasie transmisji mówił, że dobrał źle przełożenia i motocykl miał za mało mocy. To nie oznacza, że było za twardo. Zawodnikowi się wydawało, że tor jest twardszy niż w rzeczywistości. Różnica nie była diametralna. Twardo było na spotkaniu Stali z Fogo Unią w rundzie zasadniczej. Apeluję zatem o spokój. Jest mi przykro, że jestem personalnie atakowany. Szczególnie mi szkoda, że takie głosy płyną z Gorzowa.
Dlaczego?
Stal to mój klub, a Gorzów to moje miasto. Tam się urodziłem, pamiętam o tym i mam to w sercu. Oddałem Stali bardzo wiele, także swoje zdrowie. Nie tylko jeździłem, ale byłem również pracownikiem w pomarańczowym kubraczku, który stał na łukach i ściągał gracą kamienie oraz zawodników po wypadkach. Robiłem to wszystko w latach, kiedy prezes Grzyb nie interesował się jeszcze żużlem i Stalą Gorzów. Przykro mi również dlatego że w wielu kwestiach służę radą gorzowskim zawodnikom. Jedną bardzo ważną sprawę pomogłem rozwiązać Bartkowi Zmarzlikowi, który zdobył tytuł mistrza świata. Myślę, że zasługuję na sprawiedliwszą ocenę.
Ostatnio zacząłem także odnosić wrażenie, że prezes Stali ma w tym roku do wszystkich pretensje. Jeśli nie do komisarzy, to do sędziów o drukowanie wyników, warunków torowych na wyjazdach, a teraz do ekspertów. Przeczytałem nawet o tym, że firma wykonująca testy na COVID-19 jest podejrzana.
Poza tym nikt nie będzie decydować, jak mam się wypowiadać. Jedyną moją intencją w kwestiach torowych jest walka o bezpieczeństwo zawodników. Proszę mi wierzyć, że coś na ten temat wiem. Mam kontakt z zawodnikami po kontuzjach lub z rodzinami tych, których już z nami nie ma. Teraz nikt nie mówi już o Tomku Jędrzejaku i jego żonie, a ja walczę dla niej o pieniądze, które zalegają mu kluby. Robię to sam. Zdążyłem zatem poznać ciemną stronę żużla. Wiem o niej więcej niż prezesi i dlatego nikt nie będzie mi dyktować, co mam mówić o torach. Zapewniam, że nie interesuje mnie telewizja, ekspert, prezes ani żaden kibic. Zdrowie żużlowców jest dla mnie wartością nadrzędną i pod tym względem Cegielski się już nie zmieni.
A nie ma pan wrażenia, że czasami przesadzamy? Rozumiem, że na torach twardych jest lepsze widowisko i zgadzam się, że powinniśmy do nich dążyć. Czy nie jest jednak tak, że należy również wymagać od zawodników, by poradzili sobie z nawierzchnią po opadach deszczu?
To jest kwestia szkolenia. Nikt nie broni trenerom przygotowywania torów trudnych i przyczepnych. Oczywiście, to nie może być reguła, ale ma pan rację, że czasami pada deszcz, nikt nie ma na to wpływu i powinniśmy oczekiwać, by zawodnicy sobie poradzili. Trzeba to zaakceptować i nie gadać wtedy o tym, że widowisko jest złe, ale taki mecz odjechać. Nie musi mnie pan zresztą do tego specjalnie przekonywać. Przeszedłem angielską szkołę. Byłem także w Australii. Jeździłem na długim torze z prędkością 160 km/h, gdzie były betonowe bandy i w nie uderzałem. Nie zgadzam się jednak z tymi, którzy mentalnie wpychają zawodników na trudne tory.
Naprawdę nie chodzi mi o to, żeby szykować trudne i przyczepne tory, kiedy mamy idealną pogodę.
Rozumiem, o co panu chodzi i się zgadzam. Zawodnicy powinni być gotowi na trudniejsze warunki, kiedy spowoduje je siła wyższa. To jednak wina trenerów, którzy nie organizują treningów, gdy popada lub nie robią zajęć w bardziej wymagających warunkach. Nie róbmy jednak z tego reguły i nie opowiadajmy, jaka ta Anglia jest cudowna. Owszem, to niezastąpiona szkoła żużla, ale nie można jej w ogóle porównywać do polskich realiów. Musimy pamiętać o tym, że mamy teraz zupełnie inne silniki i tłumiki, które nie pozwalają na bezpieczną jazdę na torach przyczepnych i dziurawych. Warto o tym pamiętać.
Zobacz także:
Mecz Falubaz - Sparta odjechany na siłę?
Majewski: Mniej kibiców na stadionach nie oznacza większej liczby przed telewizorami