Hymnem tegorocznej PGE Ekstraligi będzie niedługo utwór Czerwonych Gitar "Ciągle pada". Ileż to zawodów było już przekładanych o kilka dni z powodu niekorzystnych prognoz, a za nami dopiero trzy pełne kolejki.
Czwarta runda rozpoczęła się w Lublinie i przywitała nas, a jakże delikatnym deszczem. Ktoś złośliwy powiedziałby, że to niebo zapłakało nad wyjazdowym losem PGG ROW-u Rybnik.
Zespoły miały rachunki do wyrównania za finał sezonu 2018 w pierwszej lidze. Rybniczanie wysoko wygrali spotkanie na Górnym Śląsku i prezes Krzysztof Mrozek nie czekając na rewanż wyjechał do kibiców na quadzie wymachując tryumfalnie flagą w barwach klubowych. W Lublinie musiał zbierać szczękę z ziemi, ponieważ gospodarze dokonali wydawało się niemożliwego, odrobili stratę i awansowali wyżej.
ZOBACZ WIDEO Twarde zderzenie Bewleya z PGE Ekstraligą. Śledź: Każdego dnia zastanawiamy się, co poprawić
Tyle kartki z kalendarza. Pojedynek był reklamowany jako najmniej ciekawy w tej serii. I rzeczywiście, pisząc nieco żartobliwie, nie rozczarował. Jego historię można zawrzeć w dwóch słowach: odbył się, choć kilka biegów trafiłoby nawet w najwybredniejsze gusta.
Na niespodziankę nie było widoków, a nadzieja na przyzwoity rezultat ulotniła się już pod drugim wyścigu, kiedy formacja juniorska Motoru dała sygnał do odjazdu i powiększania przewagi.
Lech Kędziora nie poszedł za zasadą, że zwycięskiego składu się nie zmienia i zdecydował się na jedną roszadę względem zawodów z Moje Bermudy Stalą Gorzów.
Mateusza Szczepaniaka zastąpił ponoć lepszy na treningach Adrian Miedziński.
W pierwszym swoim starcie Miedziński przedłużył czarną serię z inauguracji. Do dwóch zer dorzucił wykluczenie, czym śrubuje niechlubny rekord wyrzuceń z wyścigu spowodowanych upadkiem. To było jego trzydziesty siódmy taki wybryk!
Po dwóch spotkaniach pauzy i czyszczenia głowy nad morzem, debiut przed własną publicznością zaliczył Jakub Jamróg, którego podmieniono z Pawłem Miesiącem. Znając ambicję wychowanka Unii Tarnów, po meczu był umiarkowanie zadowolony. Wynik indywidualny się zgadzał, ale na starcie zasypiał snem zimowym. W biegu nominowanym już się nie pojawił, ale nie dał menedżerowi Jackowi Ziółkowskiemu powodów, żeby znów go odesłać do zamrażarki.
Klasą dla siebie byli Mikkel Michelsen i Grigorij Łaguta. Obcokrajowcy Motoru przyjeżdżali w pierwszej, najważniejszej fazie z kosmiczną przewagą nad rywalami. Duńczyk w wywiadzie telewizyjnym chwalił swojego tunera Flemminga Graversena. - Przygotował mi nowe, rakietowe silniki - mówił. Rosjanin natomiast nie chciał za bardzo żyłować swojego sprzętu i po zaklepaniu wygranej, wspaniałomyślnie oddał gonitwę Oskarowi Boberowi.
Ależ powrót na stare śmieci Roberta Lamberta! Młodzian koncertowo zagrał na nosie swojemu niedawnemu pracodawcy. To co ten facet wyrabiał przechodziło ludzkie pojęcie! To był LamboJet! Anglik fruwał po całej szerokości toru i tradycyjnie grał w ROW-ie pierwsze skrzypce. Jedyne trójki po stronie rybniczan były autorstwem 22-latka. Reszta nie miała pojazdu do lublinian z trudem łapiąc się na szprycę.
Jedni powiedzą, że zwycięstwa Lamberta rodziły się w bólach, ale my wolimy stwierdzenie, że to było show, koncert, efektowne szarże i pogonie, które trzymały w napięciu do ostatnich metrów. Robert raz minął Jamroga, dwukrotnie stoczył genialną partię na żyletki z Matejem Zagarem, którego pozbawił płatnego maksa. Bilans 2-1 dla Słoweńca, ale wrażenia artystyczne bez dwóch zdań wędrują na konto pocisku z Wielkiej Brytanii.
Cieniem samego siebie był Kacper Woryna. Kapitan ROW-u nie ma dobrego wejścia w rozgrywki i daleko mu do miana lidera beniaminka. Być może na postawę zawodnika miał wpływ upadek w siódmym biegu. Zaraz po wyjściu spod taśmy Woryna został wzięty w kanapkę, stracił równowagę i uderzony motocyklem wylądował jeszcze pod bandą.
Na szczęście skończyło się na strachu, ale Polak woził za plecami wyłącznie partnerów z ekipy. W mix-zonie był załamany. - Jak się nie ma pod czterema literami odpowiedniej jakości sprzętu, tak to wygląda - przekazał kręcąc głową. Tyle, że z wyjątkiem Lamberta nikt nie podjął walki. Rekiny były bezzębne. Vaclav Milik zakręciłby się koło kompletu, gdyby wyścig trwał dwa okrążenia. Siergiej Łogaczow przeszedł zupełnie niezauważony.
Punktacja:
Motor Lublin - 59 pkt.
9. Grigorij Łaguta - 11+1 (3,3,3,-,2*)
10. Jakub Jamróg - 7+1 (3,2*,0,2)
11. Jarosław Hampel - 8+1 (0,3,2*,3,0)
12. Matej Zagar - 12+2 (2*,2*,3,2,3)
13. Mikkel Michelsen - 13+1 (3,3,3,1*,3)
14. Wiktor Lampart - 4+1 (2*,1,1)
15. Wiktor Trofimow jr - 4 (3,0,1)
16. Oskar Bober - 0 (0)
PGG ROW Rybnik - 31 pkt.
1. Vaclav Milik - 6+3 (1*,1*,2,1,1*,0)
2. Adrian Miedziński (gość) - 5+1 (w,2,1*,2,-)
3. Andrzej Lebiediew - Z/Z
4. Siergiej Łogaczow - 2 (2,0,0,-,-)
5. Kacper Woryna - 3 (1,1,1,0,-)
6. Kamil Nowacki - 0 (0,0,0)
7. Mateusz Tudzież - 1 (1,0,0)
8. Robert Lambert - 14 (2,1,2,3,3,2,1)
Bieg po biegu:
1. (66,21) Łaguta, Lambert, Milik, Hampel - 3:3 - (3:3)
2. (67,67) Trofimow jr, Lampart, Tudzież, Nowacki - 5:1 - (8:4)
3. (66,33) Michelsen, Zagar, Woryna, Miedziński (w) - 5:1 - (13:5)
4. (67,44) Jamróg, Łogaczow, Lampart, Nowacki - 4:2 - (17:7)
5. (66,90) Hampel, Zagar, Lambert, Łogaczow - 5:1 - (22:8)
6. (66,35) Michelsen, Miedziński, Milik, Trofimow jr - 3:3 - (25:11)
7. (67,62) Łaguta, Jamróg, Woryna, Tudzież - 5:1 - (30:12)
8. (67,33) Michelsen, Lambert, Lampart, Łogaczow - 4:2 - (34:14)
9. (67,23) Łaguta, Milik, Miedziński, Jamróg - 3:3 - (37:17)
10. (67,29) Zagar, Hampel, Woryna, Nowacki - 5:1 - (42:18)
11. (67,07) Lambert, Zagar, Milik, Bober - 2:4 - (44:22)
12. (66,35) Hampel, Miedziński, Trofimow jr, Tudzież - 4:2 - (48:24)
13. (67,11) Lambert, Jamróg, Michelsen, Woryna - 3:3 - (51:27)
14. (67,31) Zagar, Lambert, Milik, Hampel - 3:3 - (54:30)
15. (67,83) Michelsen, Łaguta, Lambert, Milik - 5:1 - (59:31)
Sędzia: Michał Sasień
CZYTAJ TAKŻE: Woryna tłumaczy przyczyny wtopy w Lublinie
CZYTAJ TAKŻE: Michelsen bliski ideału. Pomógł nowy silnik od Graversena