Brytyjskie BSI, które już wkrótce przestanie pełnić rolę promotora Speedway Grand Prix, stąpa po omacku w dobie pandemii koronawirusa. W pozostałych dyscyplinach motorsportu mamy już wizję tego, jak i kiedy ma dojść do wznowienia sezonu. Tymczasem w żużlu w kalendarzu SGP ciągle widnieje lipcowe Grand Prix Wielkiej Brytanii na ogromnym stadionie w Cardiff, choć wszyscy wokół wiedzą, że rząd Borisa Jonhsona nie da zgody na organizację tej imprezy.
Formuła 1 najpewniej ruszy w lipcu w Austrii, a właściciele F1 opracowali już specjalny dokument, jaki przedstawili tamtejszemu rządowi - zakłada on m.in. skoszarowanie personelu F1 w hotelach, poddawanie pracowników testom na obecność koronawirusa, itd. W lipcu ma też ruszyć MotoGP - zaczynając od rund w hiszpańskim Jerez. Motocyklowe mistrzostwa świata też opracowały specjalne procedury, aby zminimalizować ryzyko zachorowania na COVID-19.
Co się dzieje w żużlowych mistrzostwach świata? Cisza. BSI, poza przełożeniem pierwszych rund, nie zrobiło do tej pory nic. Chociaż przepraszam, ogłoszono nową datę turnieju w Pradze - odbędzie się on 19 września. Późny termin najpewniej wynika z tego, że promotor SGP liczy na to, że w tym okresie będzie mógł już wpuścić kibiców na trybuny, a co za tym idzie - zarobi pieniądze.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams
Podczas gdy F1 czy MotoGP biorą pod uwagę, że większość wyścigów w tym roku trzeba będzie rozgrywać przy pustych trybunach, nie wiemy co sądzi na ten temat BSI. Czy Brytyjczycy wysłali choć jeden jasny komunikat do kibiców? Nie. Nawet nie pokuszono się o stworzenie "mapy drogowej", która doprowadziłaby do próby zorganizowania turnieju Grand Prix w roku 2020.
F1 czy MotoGP mają testować swoich pracowników na obecność koronawirusa, w przypadku królowej motorsportu badania mają się odbywać nawet co dwa dni. Nie wymagam, aby BSI robiło to samo z żużlowcami, bo mowa o innych kwotach i budżetach, ale z drugiej strony jeden test komercyjny w polskiej placówce kosztuje ok. 500 zł.
Jeśli założymy, że w turnieju SGP razem z rezerwowymi bierze udział 18 zawodników, do tego dodamy kilkanaście pracowników funkcyjnych mających bezpośredni kontakt z żużlowcami, to łącznie do przebadania byłoby jakieś 50 osób. Daje to 25 tys. zł. To nawet nie jest nawet 5 tys. funtów, a mówimy przecież o firmie, która za prawa do organizacji SGP potrafi wyciągać miliony złotych od polskich miast.
BSI woli jednak nie robić nic. Lepiej czekać aż pandemia sama minie, może wtedy uda się zrobić jedną czy dwie imprezy, w idealnym wariancie z kibicami na trybunach. A najlepiej dla Brytyjczyków byłoby, gdyby sezon 2020 w mistrzostwach świata w ogóle nie doszedł skutku. W końcu zawsze winę można zwalić na PGE Ekstraligę, która zabroniła obcokrajowcom opuszczania Polski do końca rozgrywek.
Czytaj także:
Legenda Stali apeluje o otwieranie stadionów etapami
Żużlowiec na kwarantannie. Plan rozpisany co do minuty