Żużel. Koronawirus. Gdy dzwonił mój telefon, odbierałem z nadzieją, że to nie sanepid

Materiały prasowe / Mariusz Sądy / Na zdjęciu: Bartosz Komsta (z lewej) i Leon Madsen (z prawej)
Materiały prasowe / Mariusz Sądy / Na zdjęciu: Bartosz Komsta (z lewej) i Leon Madsen (z prawej)

Decyzja o rozpoczęciu sezonu żużlowego zapadła, a więc już wkrótce żużlowcy wrócą do swojej normalnej pracy. Trochę im zazdroszczę i zastanawiam się, kiedy my - medycy - wrócimy do "normalnych" dyżurów sprzed wybuchu epidemii.

W tym artykule dowiesz się o:

Bartosz Komsta, dziennikarz WP SportoweFakty, a zarazem ratownik medyczny z Rzeszowa, dzieli się swoimi spostrzeżeniami z pierwszej linii frontu walki z z pandemią koronawirusa w Polsce.
***

Ostatnie dni były niezwykle intensywne w żużlowym świecie, ponieważ trzeba było podpisać aneksy do umów. Większość zawodników zagranicznych startujących w PGE Ekstralidze zgodziła się na proponowane przez kluby zrenegocjowane warunki.

Wielu żużlowców zamieszcza na swoich profilach społecznościowych zdjęcia i filmy z podróży do Polski, gdzie zaraz po przyjeździe do kraju zaczynają przymusową czternastodniową kwarantannę. Relacje z wyprawy do Polski na swoich profilach zamieścili m.in. Fredrik Lindgren, Nicki Pedersen, Tai Woffinden oraz Jason Doyle, którego zaskoczył nakaz noszenia maseczek w przestrzeni publicznej w Polsce.

Po odbyciu kwarantanny zawodnikom zostaną wykonane testy na obecność koronawirusa. Jeśli wszystko pójdzie pomyślnie, to żużlowcy wyjadą na tor. W temacie liczby wykonywanych testów oraz braku ich regularnej dostępności dla personelu medycznego powiedziano już chyba wystarczająco dużo. Osobiście nie mogę jednak narzekać, bo w moim miejscu pracy przebadano wszystkich, dzięki czemu każdy z nas wrócił do najbliższych z przekonaniem, że nie przynosi do domu wspomnianego wcześniej wirusa.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Czy zabraknie pieniędzy na polski sport? "Liczę na to, że budżet ministerstwa sportu będzie wyglądał tak samo"

Żaden z pracujących ze mną kolegów, ratowników medycznych, nie otrzymał telefonu ze stacji sanitarno-epidemiologicznej. To oznacza, że u każdego ratownika wynik wymazu wyszedł negatywny, a to z kolei oznacza, że wszystkie dotychczasowe procedury wykonaliśmy wystarczająco starannie i w poczuciu zbiorowej odpowiedzialności. W moich wcześniejszych tekstach wielokrotnie próbowałem zwrócić uwagę na niewyobrażalnie istotne znaczenie poprawnej dezynfekcji karetki po transporcie pacjenta z podejrzeniem lub potwierdzeniem obecności wirusa SARS-CoV-2. Wyniki wymazów współpracowników potwierdzają, że każdy z nas przykładał się do tego starannie, nawet będąc bardzo zmęczonym po powrocie z wyjazdu o godzinie piątej nad ranem. Cieszę się, że mogę pracować z profesjonalistami.

Swoją drogą nie wyobrażam sobie sytuacji, w której komukolwiek z nas wyszedłby wynik pozytywny. Sparaliżowałoby to pracę - pracę w obrębie pogotowia - i to nie tylko. Wielu z nas pracuje w kilku miejscach i często kończąc jeden dyżur gna na kolejny. To sprawia, że siatka kontaktów w obrębie każdego medyka i pacjenta, z którym miał kontakt, jest kolosalna.

Nie wyobrażam sobie również, aby któremuś z zawodników odbywających aktualnie kwarantannę wyszedł pozytywny wynik testu na obecność SARS-CoV-2. Nikomu oczywiście tego nie życzę, ale zakładając, że zawodnik przechodziłby chorobę bezobjawowo, bo rzecz jasna stan zdrowia jest priorytetowy, to wyobraźmy sobie, jak utrudniłoby to koncepcję przygotowań do sezonu w obrębie klubu, który dany zawodnik reprezentuje. Tym bardziej jeśli dotyczyłoby to właśnie któregoś ze stranieri, którzy najczęściej pełnią rolę liderów zespołu.

Wracając do tematu ratownictwa mogę śmiało powiedzieć, że liczba wyjazdów do podejrzeń COVID-19 zdecydowanie zmalała w ostatnich dniach. Mówię to na przykładzie moich dyżurów, ale oczywiście ktoś z kolegów medyków może się z tym nie zgodzić. Miesiąc temu zdarzały się dyżury, podczas których dwanaście godzin spędzaliśmy w karetce w środkach ochrony osobistej, które ściągaliśmy po dezynfekcji ambulansu tylko po to, aby ubrać nowe - czyste, bo już czekał na nas kolejny podobny wyjazd.

Wówczas praktycznie co drugi pacjent manifestował objawy charakterystyczne dla zakażenia koronawirusem. Niestety głównym objawem jest gorączka, która jest niezwykle nieswoistym objawem i występuje w niezliczonej ilości jednostkach chorobowych. Kolokwialnie mówiąc wystarczy zwykły ból zęba, aby reakcja zapalna wywołała gorączkę. Aktualnie zbierając wywiad medyczny duży nacisk kładzie się na ustalenie etiologii podwyższonej temperatury ciała. Dla porównania podczas dzisiejszego nocnego dyżuru nie musieliśmy ubierać kombinezonów ani razu.

Dużym problemem w pracy ratowników w obrębie zespołów ratownictwa medycznego okazują się pacjenci, u których wywiad medyczny jest niemożliwy do zebrania ze względu na stan, w jakim się znajdują. Mam tu na myśli pacjentów, którzy grzecznie mówiąc lubią wypić więcej i częściej niż jest to wskazane. Podobnie jest chociażby podczas wypadków komunikacyjnych, gdzie często mamy do czynienia z osobami nieprzytomnymi, od których nie możemy się dowiedzieć, czy nie są na kwarantannie lub czy akurat nie wracali zza granicy.

W kwestii kierownika zespołu leży podjęcie decyzji o ewentualnej konieczności założenia białych kombinezonów i masek, które kojarzą Państwo z obrazków medialnych. Nie są to decyzje łatwe w szczególności w sytuacji zagrożenia życia pacjenta, gdzie liczy się każda minuta.

Miejmy nadzieję, że tych konkretnych trudnych decyzji do podjęcia będzie już coraz mniej, a sytuacja wkrótce się unormuje i jako kibice żużla będziemy mogli wspólnie cieszyć się ze stadionowych emocji, a jako ochrona zdrowia wrócimy do "starych" dyżurów, na które kiedyś narzekaliśmy, a teraz za nimi tęsknimy.

Zobacz też: [urlz=/zuzel/879604/koronawirus-bartosz-komsta-ratownik-medyczny-weekend-spedzilem-zastepujac-kolego]Koronawirus. Bartosz Komsta, ratownik medyczny: Weekend spędziłem zastępując kolegów, którzy wpadli na minę

C[/urlz]zytaj także: Żużel. Łukasz Kuczera. Szpila tygodnia: Piotr Pawlicki w Tesco? Szczerze wątpię [KOMENTARZ]

Źródło artykułu: