Żużel. Bez Hamulców 2.0: Brawo Stal, brawo panie Grzyb! A pies mnie nie pogryzł (felieton)

WP SportoweFakty / Dawid Lis / Na zdjęciu: Szymon Woźniak, Krzysztof Kasprzak
WP SportoweFakty / Dawid Lis / Na zdjęciu: Szymon Woźniak, Krzysztof Kasprzak

Kiedy miasto Gorzów wstrzymało dotację, a truly.work zrezygnował z tytułu sponsora tytularnego Stali, usłyszałem, że chyba jednak sprawdzą się pogłoski, że Częstochowa wysłała prezesa Grzyba po to, żeby żużel w Gorzowie rozłożył na łopatki.

Bez Hamulców 2.0, to cykl felietonów Dariusza Ostafińskiego, redaktora prowadzącego dział żużel na WP SportoweFakty.

***

O pandemii koronawirusa rozmawiam ostatnio bez przerwy. Od kolejnych rozmówców słyszę, że niszczy zdrowie, uderza do głowy, demoluje finanse, że poruszanie się w świecie w czasach pandemii przypomina stąpanie po polu minowym. Dlatego tym bardziej cieszy, że w tak trudnych czasach Stal Gorzów  dosłownie poleciała na Bermudy, Moje Bermudy.

Nie tak dawno Stal była na ostrym wirażu. Był taki moment, że miasto wstrzymało wypłatę dotacji, że zarządziło dyskusję na komisji sportu. Nie minął dzień, a firma Prosupport (autor projektu truly.work) ogłosiła rezygnację z roli tytularnego sponsora. W tym momencie klub stracił grubo ponad pół miliona. Dziś po tamtym przykrym momencie zostało jednak wspomnienie, bo wraz z nowym tytularnym sponsorem pół miliona wraca do kasy. A, że wcześniej miasto uruchomiło kolejną transzę, to i tu sytuacja jest pod kontrolą.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Billy Hamill

W tej sytuacji chyba można odwołać alarm i wyrzucić do kosza historię o wywodzącym się z Częstochowy prezesie Stali, który do gorzowskiego żużla miał zostać delegowany po to, by rozsadzić go od środka. Brawo panie Grzyb, teraz mamy jasność, że ta opowieść jest co najwyżej dowcipem. Dla klubu mało śmiesznym, ale jednak nieprawdziwym. To fajnie, że zabiera pan gorzowski żużel na Bermudy.

A teraz pragnę uspokoić tych, którzy jakoś tam niepokoją się o moje zdrowie i o to, że po ostatniej rozmowie na Twitterze z prezesem Fogo Unii Leszno Piotrem Rusieckim pogryzł mnie jego pies. Nie pogryzł, a mnie udało się z panem Piotrem raz, czy dwa porozmawiać. Normalnie, rzeczowo, bez wrzasków, krzyków, wzajemnych pretensji.

Szczegółów nie zdradzę, bo traktuję te ostatnie konwersacje jako coś poufnego. Zaprosiłem prezesa do #MagazynuBezHamulcow, mam nadzieję, że się pojawi i wiele spraw nam wyjaśni. Tak byłoby najlepiej, a myślę, że kibice mistrza Polski chętnie posłuchaliby, jaką receptę na klub ma jego prezes w tych trudnych czasach. Jednak nie naciskam, czekam.

Wracamy do świata koronawirusa, gdzie mimo gorzowskiego promyka nadziei, wciąż trudno o jakiś większy optymizm. Jeszcze trzy tygodnie temu wierzyłem, że jest szansa na start ligi w czerwcu, po tygodniu przesunąłem się o miesiąc. Wciąż wierzę, że wakacyjna premiera jest możliwa (nie wiem tylko, czy lipiec, czy sierpień), choć opcji z kibicami na trybunach daję najwyżej 1 procent szans. To oczywiście pociąga za sobą straty i przykre konsekwencje w postaci kontraktowych cięć.

A propos cięć, to muszę się pochwalić (choć może w tym przypadku nie ma czym), że kiedy nasz ekspert Jacek Gajewski prognozował, że kontrakty pójdą w dół o 30 procent, to ja stawiałem opcję 50-procentowej obniżki. Krótko mówiąc: 3, zamiast 6 tysięcy za punkt, bo taka jest teraz średnia. To znaczy taka była, zanim przyszedł do nas wirus. I chyba taką zaproponują prezesi zawodnikom.

Piszę jednak o spodziewanych obniżkach bez satysfakcji. Może i żużlowcy zarabiają za dużo, może i niektórzy mają rozdmuchane teamy i tu i ówdzie dałoby się co nieco przyciąć, ale nie w ten sposób, nie w takich warunkach. Wyobrażam sobie, co teraz dzieje się w głowach zawodników, którzy są bombardowani informacjami, że będą cięcia, cięcia i jeszcze raz cięcia. Mamy taki czas, w którym to słowo jest niczym wystrzał armatni, a może raczej przerażająco dokuczliwy dźwięk syreny alarmowej. Nic tylko uciekać do schronu, zatkać dodatkowo uszy, tylko po to, by tego nie słyszeć i nie nabijać tym sobie głowy.

Pozostaje mieć nadzieję, że uda się w tym roku cokolwiek odjechać. Bez ludzi, ale jednak. Nie w tej formie, którą sobie wymarzyliśmy i którą znamy, ale jednak. Jeśli alternatywą jest to, że nie będzie niczego, to wolę cokolwiek. Byle tylko znowu poczuć ten zapach i emocje.

PS: Trzymajcie się, zdrowia wam wszystkim życzę. Nie tylko z okazji świąt.

Czytaj także:
Sponsor Apatora: nie będzie możliwości awansu, to nie pojedziemy
Rok temu jeździł na żużel, teraz zbiera wymazy

Źródło artykułu: