Mam nadzieję, że ta historia zostanie zapisana i zapamiętana - rozmowa z Tomaszem Gollobem

Żużlowcy powołani do reprezentacji Polski na Drużynowy Puchar Świata trenowali w czwartek na torze w Lesznie. Celem treningu było dopasowanie sprzętu na wypadek uzyskania awansu do finału bezpośrednio z eliminacji, które odbędą się w poniedziałek w Peterborough. W rozmowie z naszym portalem Tomasz Gollob twierdzi, że bardzo zależy mu na kolejnym medalu Polaków.

W tym artykule dowiesz się o:

Jan Gacek: Czy potrafiłby pan porównać drużynę, która wygrała w 2007 roku w Lesznie zawody Drużynowego Pucharu Świata do tej, która już niedługo będzie starała się powtórzyć ten sukces?

Tomasz Gollob: Ta drużyna odrobinę różni się od tej, która zdobywała złoto w Lesznie przed dwoma laty. Zmieniła się trochę jej obsada. Teraz mamy w składzie Piotra Protasiewicza, który prezentuje się ostatnio naprawdę doskonale oraz Adriana Miedzińskiego. Wrócił też Krzysiu Kasprzak co zapisałbym na plus. Myślę, że to jest naprawdę dobry zespół.

Członkowie drużyny mobilizują się we własnym zakresie, czy wspieracie się nawzajem?

- W przypadku treningu, który odbyliśmy w Lesznie chodziło o dopasowanie motocykli do toru. Każdy skupiał się więc na sobie. Inaczej będzie podczas zawodów. Na pewno będziemy się bardzo wspierać i stworzymy zgraną ekipę.

Wiele mówi się o tym, że zarówno Polacy jak i Australijczycy chcą wziąć udział w leszczyńskim barażu przed DPŚ…

- Jazdy próbne, które odbyliśmy w Lesznie miały dać nam cenną wiedzę na wypadek gdybyśmy awansowali do finału już z turnieju w Peterborough i nie jechali w barażu.

Czy w sporcie żużlowym można w przekonujący sposób udawać zaangażowanie w walkę na torze?

- Zaangażowanie jest albo go nie ma. Uważam, że żadnemu z naszych zawodników nie brakuje woli walki. Powiem szczerze, strasznie zależy mi na medalu w tej imprezie. Dużo myślę o rywalizacji, która nas czeka. Każdy medal byłby dużym sukcesem polskich żużlowców.

Jakie emocje towarzyszyły panu przed wyścigiem, w którym przypieczętował pan zdobycie Drużynowego Pucharu Świata przez Polaków w 2007 roku?

- Czułem wielką odpowiedzialność. Zdawałem sobie, że praca, która została wykonana przez cały zespół w tym wyścigu może pójść na marne. Oczywiście nikt nie miałby pretensji gdyby się nie udało. Kiedyś Jarek Hampel jechał w takim decydującym biegu, nie udało mu się i nikt nie miał do niego żalu. Takie rozstrzygające wyścigi są dla mnie bardzo ważne i cieszę się, że zwykle udaje mi się stanąć na wysokości zadania.

Odnoszę wrażenie, że bardzo dojrzał pan jako człowiek i zawodnik. Myślę, że teraz traktuje pan żużel z pewnym dystansem i dzięki temu czerpie z niego więcej przyjemności niż kilka czy kilkanaście lat temu…

- Myślę, że prawidłowo pan to ocenia. Staram się jeździć poprawnie technicznie i wyciągać wszystko co najlepsze z tego sportu. Nie oszukujmy się, nie zostało mi już wiele czasu. Staram się dzielić doświadczeniem z młodszymi kolegami. Możliwość pomagania też daje satysfakcję. Ciągle jednak zależy mi na tym, żeby przywozić dla naszego kraju jak najwięcej medali zarówno indywidualnych jak i drużynowych.

Patrząc na to co prezentuje pan na torze trudno jest mi zgodzić się ze stwierdzeniem, że zostało panu niewiele czasu. Ciągle zachwyca pan akcjami, które można podsumować tylko w jeden sposób -

"Tomasz Gollob... i wszystko jasne".

(śmiech) - Sądzę, że po prostu nie zapomniałem jak się jeździ w lewo tym bardziej, że nieźle mi to ostatnimi czasy wychodzi. Mógłbym wręcz powiedzieć, że jeździ mi się coraz lepiej. To trochę tak jak z winem - im starsze tym lepsze. Przede mną jeszcze dobre kilka lat kariery. Ważne jest pozytywne myślenie i czerpanie przyjemności z tego co się robi. Kiedyś to się przecież wszystko skończy i nie będę już mógł chłonąć emocji jakie daje jazda na żużlu.

Dwa lata temu przed rozpoczęciem cyklu Grand Prix powiedział pan - cytuję: "…należy mi się ten cholerny tytuł". Trudno nie zgodzić z tym stwierdzeniem. Czy jest pan przygotowany psychicznie na to, że zakończy karierę bez mistrzowskiej korony?

- Myślę, że moje dotychczasowe dokonania sprawią, że przejdę do historii jako wielki zawodnik. Sukcesów, które już osiągnąłem jak choćby brązowe medale z mistrzostw świata oraz tytułu wicemistrzowskiego nikt mi już nie odbierze. Bardzo cenię sobie także triumfy odnoszone z drużyną narodową. Myślę, że braku indywidualnego złota z mistrzostw świata nie należy rozpatrywać w kategoriach niezrealizowanych celów. Czuję się spełniony jako sportowiec. Jeżdżę na motocyklach od blisko trzydziestu lat. Ciągle jednak czerpię z tego radość, po prostu się tym bawię.

Nie wspomina pan czasami ze złością wypadku z Wrocławia z przed dziesięciu lat, który odebrał panu szansę na tytuł mistrzowski?

- Rzeczywiście tę sytuację można rozpatrywać jako minus tej całej zabawy. Długo prowadziłem wówczas w cyklu a jak się zakończyło? Myślę, że kibice pamiętają… Szkoda bo cała Polska mogła cieszyć się ze złotego medalu. Ta sytuacja to już historia. Historia, która - mam nadzieję - zostanie zapisana i zapamiętana. Nikt nie miał wpływu na to, że to się tak potoczyło. W mojej karierze to był drobny epizod, ale myślę, że może to być cenna lekcja dla innych.

Co dzieje się w głowie zawodnika, który ogląda swój makabrycznie wyglądający wypadek?

- To jest nasza praca i jesteśmy oswojeni z takimi sytuacjami. Poprzez pracę nad sobą można nauczyć się radzić z takimi przypadkami. Lepiej jest, kiedy zawodnik nie emocjonuje się takimi zdarzeniami i traktuje je jako historię, która już się nie powtórzy. Trzeba jednak podjeść do tego również w sposób konstruktywny, wyciągnąć wnioski i jeszcze lepiej przygotować się do kolejnej imprezy, żeby takie sytuacje nie miały już miejsca.

Komentarze (0)