Piotr Baron przyszedł na świat 5 lutego 1974 roku. Już od wczesnego dzieciństwa zdradzał talent sportowy, a szczególnie pociągały go motocykle. W jednym z wywiadów wspominał, że zanim nauczył się alfabetu, potrafił już operować manetką gazu.
Nie było zatem zaskoczeniem, że wielu widziało w nim przyszłość sportów motorowych. On sam jednak początkowo planował inną ścieżkę kariery - marzył o grze w hokeja na lodzie i wiązał swoją przyszłość z Pomorzaninem Toruń. Chciał podążyć śladami takich zawodników jak Henryk Gruth, Jerzy Potz czy Walery Ziętara.
Los sprawił jednak, że zamiast na lodzie, wylądował na żużlowym torze. Decydującą rolę odegrał ówczesny trener Apatora, Jan Ząbik.
ZOBACZ WIDEO: Nowy pomysł PGE Ekstraligi. Szczera opinia Cegielskiego
- Kiedyś poszedłem zapisać się do sekcji hokejowej, ale jeździłem też motocyklem w okolicy domu. Właśnie wtedy przejeżdżał obok Ząbik i powiedział, abym spróbował swoich sił w żużlu. Nie byłem do tego przekonany, ale poszedłem. I... zostałem - wspominał Baron w rozmowie z "Tygodnikiem Żużlowym".
Wielki talent
Pierwsze treningi na torze przy ul. Broniewskiego potwierdziły, że drzemie w nim ogromny potencjał. Jego talent porównywano do takich wychowanków Apatora jak Marian Rose czy Wojciech Żabiałowicz. Wyróżniał się nie tylko umiejętnościami na torze, ale także ogromnym zaangażowaniem - zarówno podczas treningów, jak i w pracy nad sprzętem oraz przygotowaniach fizycznych.
W niektórych publikacjach można natrafić na wzmianki o tym, że miał pewne fory względem rówieśników, ponieważ szczególną sympatią darzył go Jan Ząbik - człowiek, który zachęcił go do żużla.
Na portalu speedway.hg.pl można znaleźć informację, że wśród kibiców Apatora krążyła nawet plotka, jakoby Baron był przybranym dzieckiem Ząbika. Było to oczywiście nieprawdziwe, jednak faktem jest, że już jako 15-latek potrafił wygrywać zawody.
W wieku piętnastu lat udało mi się już wygrać w Toruniu pierwsze zawody. Był to turniej o Srebrną Ostrogę Ilustrowanego Kuriera Polskiego. Sędzia nie dojechał na zawody i można było to zrobić nieoficjalnie, a to dało mi "zielone światło" do startu - wspominał Baron.
Szybko zyskał zaufanie
Podobnie jak wielu młodych żużlowców, początkowo skupiał się na nauce i zbieraniu doświadczenia. Mimo to wyróżniał się na tle starszych juniorów, co potwierdzały jego wyniki. Dotarł do finału Brązowego Kasku, jednak nie miał w nim szczęścia.
Rywalizacja miała odbywać się w dwóch finałach – w Krośnie i w Tarnowie. Pierwszy turniej odwołano, a w Mościcach Baron zdobył pięć punktów w trzech wyścigach. W dwóch pozostałych przytrafiły mu się defekt i taśma, co finalnie dało mu jedenaste miejsce w klasyfikacji.
Był kluczowym zawodnikiem Apatora w walce o Młodzieżowe Drużynowe Mistrzostwo Polski. W 1990 roku toruński klub sięgnął po złoty medal.
Dobra forma Barona nie umknęła uwadze trenera, który 7 czerwca 1990 roku po raz pierwszy powołał go do ligowej drużyny. Tego dnia Apator podejmował ROW Rybnik, a Stanisław Miedziński wystawił Barona pod numerem dwunastym. Debiut nie był udany - jeden start zakończył się zerowym dorobkiem. Szkoleniowiec zdawał sobie jednak sprawę, że młody zawodnik ma duży potencjał i regularnie dawał mu kolejne szanse. Baron odwdzięczał się ambitną jazdą, a z czasem także pierwszymi punktami i zwycięstwami.
Przełomem było zwycięstwo w rundzie play-off oraz świetny występ w derbach z Polonią Bydgoszcz, gdzie zdobył dziewięć punktów i pokonał samego Tomasza Golloba w ostatnim biegu dnia.
Sezon 1990 zakończył z dorobkiem 27 biegów, 29 punktów i 5 bonusów, co przełożyło się na średnią 1,259. Apator sięgnął po mistrzostwo Polski, a Baron zapisał się jako jeden z najbardziej obiecujących juniorów.
Torunianie pokładali w nim wielkie nadzieje i widzieli w nim przyszłą legendę klubu. Niespodziewanie, mając 17 lat, Baron zdecydował się na transfer do derbowego rywala - GKM-u Grudziądz.
- Tak pokierowało mnie życie. Moi rodzice przeprowadzili się do Grudziądza i przeszedłem wraz z nimi. To były bardzo stare dzieje. Po części zaważyły też kwestie sportowe, bo mój pierwszy trener Jan Ząbik właśnie wtedy szedł do GKM-u jako trener i tak to się złożyło - mówił w wywiadzie dla WP SportoweFakty.
W nowym klubie stał się kluczowym zawodnikiem. Wystąpił w 104 wyścigach, zdobywając 210 punktów i 6 bonusów. Zaledwie dziesięć razy nie zapisał się na listę punktujących. Po roku przeniósł się do Sparty Wrocław, gdzie spędził osiem sezonów.
- Tak, to był dobry wybór. We Wrocławiu mogłem rozwinąć skrzydła, ale kto wie, jak potoczyłaby się moja kariera, gdybym został w Toruniu. Wrocław stał się moim domem - mówił w wywiadzie.
Mógł zostać mistrzem świata
Baron szybko dołączył do reprezentacji Polski i dwukrotnie wystąpił w finałach Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów (1993, 1994). Największy niedosyt pozostawił ten pierwszy, gdzie był o krok od medalu.
Rywalizacja w Pardubicach zaczęła się dla niego pechowo. Po pierwszych dwóch startach miał tylko jeden punkt i defekt.
- Na początek tych zawodów wziąłem silnik, który miał być "samolotem". Tak mówił tuner Weiss. Po dwóch biegach odstawiłem go i wziąłem swój motocykl - opowiadał Baron.
Zmiana przyniosła efekt - trzy kolejne biegi wygrał. W końcowej klasyfikacji uzyskał tyle samo punktów co Rune Holta, ale przegrał wyścig o brązowy medal.
Kontuzje przyczyniły się do przedwczesnego zakończenia kariery w wieku 28 lat. Po kilku latach poza sportem wrócił jako ekspert i komentator, a od 2011 roku zajął się menedżerką żużlową.
Pracował w Sparcie Wrocław i Unii Leszno, z którą zdobył cztery mistrzostwa Polski (2017-2020), budując jedną z najmocniejszych drużyn w historii klubu. Obecnie zatrudniony jest w Apatorze.
Pozdro dla szystkich