"Półtora okrążenia" to cykl felietonów i opinii Marty Półtorak, byłej prezes Stali Rzeszów.
Kwestia komisarzy torów jest dla mnie zależna od tego, kto nimi zostaje. Spotkałam się z takimi, którzy wsadzali gwóźdź w tor. To była chyba najbardziej absurdalna sytuacja. Równie dobrze mogłam pójść w butach na obcasach i w ten sposób sprawdzić, gdzie się mocniej wbija w nawierzchnię. To była już lekka kpina.
Komisarze bez wątpienia mnożą liczbę osób pracujących przy meczach ligowych w Polsce. Stąd pytanie, czy są oni potrzebni? Pozostałe osoby nie są w stanie ocenić jakości toru? Według mnie, chociażby sędzia powinien wiedzieć, czy owal jest na całej długości oraz szerokości jednolity i nadaje się do jazdy. Jak tak dalej pójdzie, będziemy mieli osobnych ludzi odpowiedzialnych za kontrolowanie polewaczki czy czystości motoru. Oczywiście przejaskrawiam, lecz osobiście nie popieram mnożenia funkcji.
Dodatkowo trzeba się zastanowić czy posiadamy fachowców, którzy będą w stanie obiektywnie ocenić jakość owalu. Z mojego doświadczenia wynika, że nie zawsze były to osoby mająca aż tak rozległą wiedzę dotyczącą torów, przez co nie wiedzieli, co znaczy, że jest on bezpieczny lub na odwrót. Jeżeli mamy tendencję do ubijania nawierzchni, to jaka tutaj rola komisarzy?
ZOBACZ WIDEO: Stanowcza reakcja miliardera. Falubaz będzie pozywał dziennikarzy?
Zabili oni atut własnego toru, a jeśli nie, na pewno się do tego przyczynili. Od dłuższego czasu mamy modę na ubijanie nawierzchni. Wówczas jest ona dobrze przygotowana. Na asfalcie rozgrywa się zupełnie inne dyscypliny. Odnoszę wrażenie, że w przeszłości bardziej liczyła się technika zawodników, a samego ścigania było więcej. Nie jestem fachowcem, ale z pozycji widza odbieram to, jakby liczył się głównie start. A później ważne, aby nie popełniać błędów. Zawody są coraz mniej ciekawe.
Kiedyś przygotowywało się owale, które podczas jazdy trochę zmieniały swoje warunki, odsypywały się. Wówczas podróżowało się szerzej i było to efektowniejsze. Potrzeba było niemało techniki. Wiadomo, że na torze bardziej wymagającym, ale oczywiście bezpiecznym i bez dziur, żużlowiec musi wykazać się większymi umiejętnościami.
Dobrze, że zaplanowano spotkanie trenerów z komisarzami (więcej TUTAJ). Ujednolicenie torów nie będzie stanowiło o jakości widowiska. Teraz wszędzie mamy beton, co tam może się odsypać? Wydaje mi się, że idziemy na łatwiznę. Nie sądzę, żeby kilka czy kilkanaście lat temu gospodarze spotkań specjalnie wykopywali dziury na trasie, aby tworzyć pułapki na przyjezdnych. A przynajmniej byliby szaleńcami, żeby coś takiego robić.
Zresztą przypominam sobie mecz Stali Rzeszów w Lesznie, gdy tor naprawdę nie był równomiernie przyczepny na całej długości i szerokości. Istniały miejsca grząskie, gdzie człowiek się zapadał, ale też bardzo twarde. I co z tego, że organizator dostał karę za jego przygotowanie, jak zawody się odbyły. Co to nam w takim razie daje?
Co więcej, same równianie toru powinno się odbywać wtedy, kiedy jest konieczne. Jeden owal potrzebuje kosmetyki częściej, a drugi rzadziej. Dbajmy o bezpieczeństwo. Jednocześnie pamiętajmy, że są różne warunki i nie róbmy tego zawsze w ten sam sposób. Czasami nie ma powodów, aby równanie następowało po czwartym, siódmym, dziesiątym i trzynastym biegu. W innych przypadkach z kolei może być ono potrzebne częściej.
Wiadomo, że te przerwy są istotne dla telewizji, żeby przeprowadzić wywiady, porozmawiać w studiu czy pokazać reklamy. Aczkolwiek nikt nie mówi, że trzeba z tego zrezygnować. Po prostu w tym czasie nie muszą wyjeżdżać traktory.
Marta Półtorak
Kolejna kasa w błoto taki komisarz toru