ROW Rybnik wjechał do PGE Ekstraligi przy zielonym stoliku w roku 2016 i wówczas wielu ekspertów wieszczyło mu szybki spadek z elity. Słabym punktem zespołu miała być przede wszystkim formacja krajowa, którą tworzyli wówczas Damian Baliński oraz Rune Holta.
Szybko okazało się jednak, że zespół zbudowany w oparciu o Grigorija Łagutę i wschodzące młode talenty w postaci Maxa Fricke czy Kacpra Worynę potrafi postawić się rywalom. "Rekiny" pewnie się utrzymały i miały ambitne plany również względem roku 2017. Zwłaszcza, że do klubu trafił Fredrik Lindgren. Drużyna nie odczuła też mocno odejścia Holty, którego zastąpił Tobiasz Musielak.
Czytaj także: Bartosz Zmarzlik osłodził nam rok 2019
Dopingowa wpadka Łaguty, który w roku 2017 został przyłapany na stosowaniu meldonium, zniszczyła wszystkie plany prezesa Krzysztofa Mrozka. Lindgren odszedł do Częstochowy i nie zamierza się stamtąd ruszać, o czym świadczy wieloletni kontrakt. O jeździe w niższej lidze nie chciał też słyszeć Fricke, który obrał kurs na Wrocław i pozostaje wierny Betard Sparcie.
ZOBACZ WIDEO #MagazynBezHamulców: Gorąca linia Ostafińskiego z Kryjomem. Co ma Pawlicki do Zmarzlika
W tej sytuacji w kategoriach cudu można upatrywać pozostanie w klubie Kacpra Woryny, który dla dobra macierzystego klubu poświęcił dwa lata swojej kariery i startował w Nice 1.LŻ, podczas gdy w swoim składzie widziało go sporo klubów z PGE Ekstraligi.
Mrozek kolejny cios otrzymał od tego, który wpakował go w problemy. Mowa oczywiście o Łagucie, który w lutym 2019 roku postanowił wycofać się z deklaracji startów w ROW-ie po wygaśnięciu jego zawieszenia i podpisał umowę ze Speed Car Motorem Lublin.
Sternik PGG ROW-u Rybnik nóż w plecy otrzymał też minionej jesieni, po tym jak Daniel Bewley postanowił zamienić PGG ROW Rybnik na Betard Spartę Wrocław. W tym przypadku młodego Brytyjczyka udało się jednak zastąpić równie utalentowanym Robertem Lambertem. Dopiero za kilka lat będzie można ocenić, kto zrobił lepszą transakcję. Zwłaszcza, że Bewley po poważnej kontuzji w ekstraligowych warunkach jest kotem w worku.
Jak mógłby wyglądać skład PGG ROW-u, gdyby nie wpadka Łaguty z roku 2017? Bardzo ciekawie. Łaguta, Lindgren, Woryna, Fricke i krajowy senior z lepszymi perspektywami niż Mateusz Szczepaniak. Bo najpewniej Mrozek zdołałby przekonać solidnego Polaka do startów w kevlarze "Rekinów". Byłaby to drużyna, która mogłaby namieszać w play-offach.
Czytaj także: Drabikowi niewiele zabrakło do ideału w roku 2019
Mrozek czasu jednak nie cofnie i musi żyć ze świadomością, że przez Łagutę stracił życiową szansę. Do sezonu 2020 przystępować będzie bowiem ze znacznie gorszym składem, w którym znajdą się Troy Batchelor czy Andrzej Lebiediew. Z drugiej strony, spadek z elity pozwolił rybniczanom znaleźć nową perełkę w postaci Siergieja Łogaczowa. Rosjanin ma ważną umowę na lata 2020-2021.