Liczyliśmy na wielkie widowisko, spektakularny mecz, a zobaczyliśmy jeśli nie najgorszy, to jeden z najsłabszych spotkań we Wrocławiu w tym sezonie. Panowie komisarze chyba się zdrzemnęli i pozwolili gospodarzom na zbyt wiele. Co prawda tor był przygotowany regulaminowo, ale mógłbym się założyć, że gdyby nie fakt finału, to oglądalibyśmy obrazki związane z ubijaniem toru i poprawą nawierzchni na krótko przed godziną rozpoczęcia meczu. Swoją drogą czapki z głów przed Fogo Unią Leszno. Mistrzowie Polski ani przez chwilę nie narzekali na nawierzchnię i podeszli do spotkania jak przystało na najlepszą drużynę w kraju.
Trochę szkoda, że takim wynikiem zakończyło się spotkanie we Wrocławiu, bo wygląda na to, że historia tegorocznego finału PGE Ekstraligi spektakularnej historii może już nie mieć. Ciężko sobie wyobrazić, że za tydzień w Lesznie dojdzie do jakiegoś sensacyjnego przełamania. Po prostu w tym zestawieniu osobowym nie ma mocnych na podopiecznych Piotra Barona. Rywale mogą szykować kopiasty tor, twardy jak beton, a i tak siła rażenia tego zespołu jest tak duża, że zasadniczo nie da się ich zaskoczyć.
Osobny akapit z gratulacjami dla dwóch panów. Przede wszystkim dla Janusza Kołodzieja. W Grand Prix to zupełnie inny zawodnik, ale w polskiej lidze jest niczym skarb, o którym marzy każdy prezes (no, może prawie każdy). Wychowanek Unii Tarnów słynie zresztą z tego, że gdy idzie o Drużynowe Mistrzostwa Polski, jest istnym multimedalistą. Zanosi się na to, że za tydzień na jego szyi zawiśnie już siódmy mistrzowski tytuł! Piękna historia. Gdy Januszowi wszystko spasuje, wówczas z przyjemnością można podziwiać jego jazdę.
ZOBACZ WIDEO Vaculik zdradza jak wyglądała męska rozmowa Pedersena z Jensenem
Brawa też dla Maksyma Drabika. Tak zwana choroba żołądkowa chyba nie okazała się aż tak groźna, a junior Betard Sparty ratował wynik swojej drużyny. Aż trudno sobie wyobrazić przebieg tego meczu, gdyby tego zawodnika miało zabraknąć. Działacze wrocławskiego klubu muszą stanąć na głowie, aby zatrzymać go na kolejny sezon. Udźwignął presję, dał show i resztki jakiejkolwiek nadziei na tytuł.