Żużel. Grand Prix Polski. Bartosz Zmarzlik: Tomasz Gollob mnie natchnął. Zrobiłem jak kazał (wywiad)

WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik
WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Bartosz Zmarzlik

- Nie uwierzycie, ale przed południem rozmawiałem z panem Tomaszem Gollobem i mówił mi - zrób tak jak ja w 1999 roku. Odpowiedziałem, że zrobię, ale bez odbijania się od bandy – śmiał się po zwycięstwie w GP Polski we Wrocławiu Bartosz Zmarzlik.

W tym artykule dowiesz się o:

Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: W końcowej fazie zawodów był pan niesamowicie szybki. Ciężko było znaleźć właściwe ustawienia na ten tor?

Bartosz Zmarzlik: Cała sztuka w żużlu polega na tym, by jak najszybciej znaleźć te najlepsze ustawienia zarówno na start jak i na trasę. W pierwszej części zawodów wyjścia spod taśmy nie miałem złe, ale na prostej nie było tak jak chciałem. Na wirażach motocykl się zbierał dobrze. Później zgubiłem to całkiem, ale na ostatnie dwa wyścigi pozmienialiśmy w drugą stronę.

[b]

I to okazało się kluczowe?[/b]

Był plan, który realizowaliśmy i wszystko zagrało, tak jak powinno. Czasami trudno jest od razu zaryzykować. Coś, co na pierwszy wyścig by nie pasowało, to pewnie nie wróciłbym do takich ustawień na ostatni bieg. To wszystko musi się tak poukładać, żeby było dobrze. Gdybym takie ustawienia zrobił na początku, przyjechałbym pewnie na końcu stawki, bo znacznie przyczepniej było niż w końcówce. To jest naprawdę twardy orzech do zgryzienia z tymi ustawieniami. Powiem tylko, że zdecydowanie najlepiej czułem się w półfinale. W finale też, ale nie aż tak jak w półfinale, gdzie od pierwszego momentu przez cztery okrążenia motocykl mi tak kleił, że aż jadąc pomyślałem sobie, że w końcu to jest to, czego szukałem przez całe zawody.

Przed finałem były jakieś zmiany?

Nie ruszaliśmy ustawień, bo miałem finał zaraz po drugim półfinale. Po tak udanym wyścigu, jak tu coś zmieniać. Trochę się przesuszyło i było minimalnie za mocno.

ZOBACZ WIDEO Prezes Stali Gorzów zaatakował Martę Półtorak. Padły bardzo mocne słowa

Wybór czwartego pola w półfinale i finale był oczywisty dla pana?

Byłem zdecydowany. Wiedziałem, jak mam motocykl doregulowany, stąd też taka decyzja. Pierwsze pole startowe było moim zdaniem najlepsze, ale tylko sam metr, później było ostre wejście i twardo. Po dużym było więcej ścieżek, tak jak w finale, gdzie ściąłem do krawężnika i wyprzedziłem kolegów. W półfinale pojechałem po balonie i też dało efekt. Sugerowałem się tym, że czwarte pole dawało więcej dróg. Żeby jednak zdecydować się na start spod bandy, musiałem mieć odpowiednio doregulowany motocykl, bo jakby był za mocny, to by mnie skantowało i jechałbym z tyłu.

Kibice uwielbiają Grand Prix, gdzie wiele się dzieje i jest sporo ścigania. A wy żużlowcy lubicie tak przygotowany tor do ścigania?

Powiem szczerze, że nie pamiętam takiego Grand Prix, nawet jak za dzieciak oglądałem w telewizji. Owszem, były mijanki, ale żeby tyle w jednych zawodach. We Wrocławiu od pierwszego wyścigu wiele się działo. Kiedy oglądałem z parku maszyn inauguracyjny bieg, pomyślałem sobie tylko: co tu się będzie działo. Zawodnicy wyjechali na pierwszą pozycję, nagle za chwilę jechali na końcu stawki. Za moment ci z czwartej pozycji wychodzili na prowadzenie. Tasowali się non stop. Coś fantastycznego.

Jeden wyścig w pana wykonaniu też był taki, że z ostatniej pozycji przedarł się pan na prowadzenie. Jak to się robi? Zamyka się oczy i jedzie?

Miałem wrażenie, że kilka takich momentów było w tych zawodach. Kiedy zjeżdżałem po biegu do parku maszyn pytałem się brata, jak to wyglądało, bo sam nie pamiętałem. Tak szybko się to wszystko zmieniało i tak szybkie decyzje trzeba było podejmować. Z chęcią obejrzę jeszcze raz ten turniej i to wszystkie wyścigi. Kiedy z parkingu oglądałem biegi kolegów, to tyle się działo, że ręce same składały się do oklasków.

Takie zawody, gdzie jest tyle ścieżek do ścigania, są trudne dla zawodników?

Pewnie, że tak. To był chyba pierwszy turniej w Grand Prix, odkąd jeżdżę w cyklu, gdzie tyle się działo. To jednak bardzo trudne dla nas. Nawet, jak się jechało pierwszym, to przed kolejnym wirażem człowiek zastanawiał się, jak pojechać, krawężnikiem czy szeroko? Wejście wąskie i szerokie wyjście? Człowiek dosłownie wariował. Trzeba było w ułamku sekundy podejmować bardzo ważne decyzje. Tor był rewelacyjnie przygotowany. Atmosfera znakomita. Kapitalne Grand Prix.

Jest pan liderem cyklu razem z Emilem Sajfutdinowem i Leonem Madsenem...

Tak? A to nawet nie wiedziałem. Fajnie. Co mam kłamać, że jest niefajnie? Po to pracuję, jeżdżę i ścigam się, żeby zbierać punkty. Naprawdę jednak to nic jeszcze nie oznacza. Przed nami jest jeszcze mnóstwo rund i sporo pracy. Apeluję o spokój, a nie pompowanie balonika. Dajcie jeździć i pracować przy tym wszystkim w spokoju.

Pana idol Tomasz Gollob takie show dał we Wrocławiu w sezonach 1995 i 1999, kiedy wygrywał Grand Prix Polski. Pan przypomniał dziś tamte czasy, choć to zupełnie inny żużel...

Właśnie dzisiaj przed południem rozmawiałem z panem Tomaszem Gollobem. Powiedział mi tylko - zrób tak jak ja w 1999 roku. Odpowiedziałem, dobrze panie Tomku, ale nie będę odbijał się od bandy. Zaznaczył jednak, że teraz są dmuchawce i taka akcja, jaką on przeprowadził, może teraz się nie udać. Potwierdziłem, że nie będę próbował powtórzyć jego manewru, ale obiecałem walczyć. Dodał również, że w 1995 roku w jego wykonaniu akcja w finale też była niezła. Ja mu tylko odpowiedziałem, że w 1995 roku to ja się dopiero urodziłem. Skwitował to tylko stwierdzeniem: niezła historia.

Zobacz także: Nikt we Wrocławiu nie jeździł tak jak Tomasz Gollob
Zobacz także: Kosmiczny speedway. Zwycięstwo rewelacyjnego Bartosza Zmarzlika

Źródło artykułu: