Speedway of Nations: jest życie po Gregu Hancocku. Amerykanin nie zostawi spalonej ziemi

WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Na zdjęciu: Greg Hancock i Luke Becker
WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Na zdjęciu: Greg Hancock i Luke Becker

Amerykanie skończyli półfinał Speedway of Nations z 16 punktami na koncie. Byli bliscy sprawienia niespodzianki, jaką byłby awans do finału SoN. I to bez Grega Hancocka w składzie. Luke Becker udowodnił, że istnieje życie bez byłego mistrza świata.

Greg Hancock w tej chwili myślami daleko jest od speedwaya. Choroba nowotworowa żony sprawiła, że były mistrz świata musiał odłożyć starty na bok i pozostać przy najbliższych w Stanach Zjednoczonych. Rodzina jest bowiem najważniejsza (czytaj o tym więcej TUTAJ).

Być może Hancock znalazł czas, by w sobotę zobaczyć półfinał Speedway of Nations w Manchesterze. Jeśli tak było, to z pewnością na jego twarzy rysował się uśmiech. Amerykanie udowodnili bowiem, że istnieje życie bez Hancocka. Reprezentacja w składzie Luke Becker, Broc Nicol oraz Austin Novratil zdobyła 16 punktów i otarła się o awans do finału.

Czytaj także: Duńczycy nie potrafią jechać parą 

Jeszcze kilka lat temu, Amerykanie w zawodach parowych mogliby celować w 16 punktów, ale mając Hancocka w składzie. Wyniki zawodów w Manchesterze dobitnie pokazują, że 48-latek powoli może myśleć o sportowej emeryturze. Zwłaszcza w obliczu choroby małżonki. Nie zostawi po sobie spalonej ziemi.

ZOBACZ WIDEO Artiom Łaguta: Grisza jest twardy, ale to nie oznacza, że będzie lepszy

Cieszyć może zwłaszcza występ Beckera, który pod nieobecność Hancocka został liderem Amerykanów i zdobył 11 punktów. Widać efekty pobierania nauk pod okiem mistrza. Przecież to właśnie Becker startował przed rokiem w barwach Stali Rzeszów wspólnie z bardziej utytułowanym rodakiem, to on trenował z nim na niektórych torach w Polsce, bywa też na zawodach w Szwecji.

Hancock w postaci Beckera doczekał się żużlowego potomka. Należy jednak pamiętać, że powoli rozwija się też kariera Wilbura Hancocka, który może liczyć na porady ojca i trenuje pod jego okiem. Nie ma wątpliwości, że Greg zadba o to, by jego syn miał dostęp do najlepszego sprzętu, a jego kariera rozkwitała jak należy.

Efekt jest taki, że być może Amerykanie wcale nie znikną z żużlowej mapy świata. Przez tyle lat obawialiśmy się o następców Hancocka, a na ostatnim etapie jego kariery okazuje się, że nie jest z nimi najgorzej. Ktoś powie, że Becker czy Nicol nie mają potencjału na tytuł mistrza świata.

Jednak to samo można by powiedzieć kilka lat temu o Jasonie Doyle'u. Australijczyk na pewnym etapie był solidnym II-ligowcem, żużlowcem specjalizującym się w jeździe na Wyspach Brytyjskich. Czy ktoś zakładał, że po kilkunastu latach zostanie on mistrzem świata i na stałe wpisze się do światowej czołówki?

Czytaj także: Kuriozalna sytuacja na starcie do wyścigu w Manchesterze

- Amerykanie stopniowo wracają do światowego żużla. To sprawia, że jesteśmy z tego dumni. W tej chwili chodzi nam o zbieranie doświadczenia - przekazał Hancock w mediach społecznościowych jeszcze przed półfinałem SoN. Publikując ten wpis, chyba nawet nie zakładał, że jego młodszym rodakom pójdzie tak dobrze w Manchesterze.

Źródło artykułu: