Sam Masters załamał się po drugim biegu. Nie pomógł mu nawet silnik od Grzegorza Walaska (antybohater kolejki)

WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Sam Masters
WP SportoweFakty / Anna Kłopocka / Na zdjęciu: Sam Masters

Arged Malesa TŻ Ostrovia miała szansę na sprawienie niespodzianki w Łodzi. Ostatecznie przegrała z Orłem, bo katastrofalnie pojechał Sam Masters. Australijczyk jedyny punkt zdobył tylko dzięki temu, że defekt zanotował Hans Andersen.

Spotkanie w Łodzi stało na znakomitym poziomie. Dużo walki na dystansie, głośny doping kibiców jednej i drugiej drużyny, a także emocje do ostatniego biegu. Niespodzianka była bardzo blisko. Arged Malesa TŻ Ostrovia napsuła sporo krwi łodzianom.

Ostrowianom do końcowego sukcesu zabrakło punktów Sama Mastersa. Australijczyk był przerażająco wolny. W swoim drugim biegu przegrał z juniorem gospodarzy Piotrem Pióro. Prawdopodobnie ten moment sobotniego spotkania okazał się dla niego kluczowy. - Widziałem, że po tym wyścigu się załamał. Próbowałem go pocieszyć, ale niewiele to dało. Złapał niesamowitego doła. Do końca nie był już sobą. Głowa nie pracowała tak, jak powinna - komentuje prezes Ostrovii Radosław Strzelczyk.

Zobacz także: Musielak odzyskuje radość z jazdy

Ostrowianie pomagali Mastersowi, jak tylko mogli. Po trzech słabych wyścigach Australijczyk dostał czwartą szansę, choć teoretycznie mógł za niego pojechać Kamil Nowacki. - Doszliśmy do wniosku, że w przypadku juniora start bieg po biegu byłby ryzykowny. Poza tym Sam dostał motocykl Grzegorza Walaska. Wierzyliśmy, że to pomoże. To był jeden z silników, który nasz lider zdążył dopasować do łódzkiego toru - podkreśla prezes.

ZOBACZ WIDEO Kacper Woryna: Zapełnić trybuny i będzie jeszcze lepsze show

Niestety, Masters kolejny raz zawiódł. Łodzianie wygrali wyścig trzynasty podwójnie i nie oddali już prowadzenia do końca spotkania. Po meczu zawodnik Ostrovii był załamany. Przez około godzinę rozmawiał z trenerem Mariuszem Staszewskim. - Dawno nie widziałem u niego takiej skruchy - przyznaje prezes Strzelczyk.

- Australijczyk nie do końca potrafił wyjaśnić, czy to wina sprzętu, czy problem leżał po jego stronie. Moim zdaniem motocykle nie były prawdziwą przyczyną. Wiemy, że przyjedzie do nas trenować w tym tygodniu, ale decyzja i tak została podjęta. Ze Startem Gniezno szansę otrzyma Renat Gafurow. Żadnego eliminatora ani wyścigów o miejsce w składzie nie planujemy - podkreśla szef Ostrovii.

Dodajmy, że decyzja o odsunięciu Mastersa od składu zapadła kilka minut po zakończeniu spotkania w Łodzi. To tylko pokazuje, jak dużym rozczarowaniem był występ Australijczyka, który wrócił do Ostrowa, żeby się odbudować. Sezon zaczął jednak od falstartu. Działacze Ostrovii nie zamierzają go jednak przekreślać.

- Nie płaczemy już nad rozlanym mlekiem. W treningach punktowanych Sam pokazał, że potrafi jechać. Prezentował się podobnie do Renata Gafurowa. To nie był ewidentnie jego dzień. Zamykamy ten rozdział i bierzemy się do roboty - podsumowuje Radosław Strzelczyk.

Komentarze (27)
avatar
JarekLUBLIN
1.04.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Mastersa passa dalej trwa. 
avatar
Kacperek
1.04.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Panie Strzelczyk a ładnie to tak puszczać na tor " chorego na głowę " Mastersa ? skoro mówi pan że mu się musiało stać coś z głową to do szpitala chłopa a nie na Czytaj całość
avatar
Goldi
1.04.2019
Zgłoś do moderacji
2
1
Odpowiedz
Szans dostawal sporo w Lublinie i zawodzil 
avatar
to ja Leclerc
1.04.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
SAM !!! TRZYMAJ SIĘ !! Teraz trzeba na spokojnie potrenować , pojeździć w innych ligach. Może jakaś rozmowa z psychologiem !! Będzie dobrze !!! 
avatar
Wschodni Płomien
1.04.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Chlopak jechal na sprzecie z lat 90 to co sie dziwic. Jezdzic potrafi tylko drugi sezon nie bardzo ma na czym