Krzysztof Cegielski. Podaj Cegłę: Hancock nie jest dowodem na to, że żużel się zwija (felieton)

WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Na zdjęciu: Greg Hancock dziękuje rywalowi za walkę na torze. Diamond Cup.
WP SportoweFakty / Marcin Inglot / Na zdjęciu: Greg Hancock dziękuje rywalowi za walkę na torze. Diamond Cup.

- Ma pięćdziesiątkę na karku i wciąż jest przedmiotem pożądania. Co casus Grega Hancocka mówi nam o żużlu? Na pewno nie świadczy o słabości dyscypliny. Raczej o tym, że mamy do czynienia z kimś wyjątkowym - pisze Krzysztof Cegielski.

W tym artykule dowiesz się o:

Podaj Cegłę, to cykl felietonów Krzysztofa Cegielskiego, byłego żużlowca, eksperta nSport+, szefa stowarzyszenia żużlowców Metanol.

***

Gdybym miał Grega Hancocka przedstawić, pokrótce napisałbym, że to fenomen, odporny na żużlowe wstrząsy i rewolucje, dlatego tak długo jeździ na żużlu. To, że jest często lepszy i szybszy od młodszych nie świadczy o słabości dyscypliny, ale o tym, że mamy do czynienia z kimś bardzo wyjątkowym. Ma swoje różne momenty, ale ja go podziwiam za to, że wciąż mu się chce, choć już niczego nie musi udowadniać. Nie liczyłbym też na to, że za chwilę da sobie spokój z jazdą na żużlu.

Czytaj także: Motywacja Hancocka nie słabnie. Chce być mistrzem świata

Idąc dalej, nazwałbym Hancocka człowiekiem z innej gliny, który od lat trzyma się ponad powierzchnią i to pomimo tego, że różne opinie o nim krążą. Zwraca się jednak uwagę na jego grzeszki, zapominając o tym, że każdy kij ma dwa końce. Z jednej strony może i ten Greg trochę balansuje, a czasami kombinuje, ale z drugiej warto sobie zadać pytanie, ile on razy został w polskiej lidze oszukany.

ZOBACZ WIDEO: Jacek Gajewski zapowiada korekty w przygotowaniu toru na Stadionie Śląskim

Historii z prezesami, którzy nie wywiązywali się z obietnic, przeżył Hancock wiele. Nie dziwmy się w tej sytuacji, że do wszystkiego podchodzi z dużym dystansem, biznesowo. To jest zresztą klucz do funkcjonowania w tym światku. Jakby się kierował tylko sentymentem, to już pewnie by go nie było. Zresztą w żużlu takich przypadków prawie nie ma, więc on tak bardzo nie różni się od innych.

A to, że Hancock przeżył w żużlu różne wzloty i upadki (był w tym sporcie, kiedy płacono za dużo, za mało i w sam raz) to też świadczy o jego klasie, osobowości i doświadczeniu. Nikt już nie pamięta tych, którzy funkcjonowali obok niego, czyli Billy'ego Hamilla i Sama Ermolenko, a on wciąż jest na ustach wszystkich. To świadczy o jego sile. Pamiętajmy też, że poza wszystkim Greg jest człowiekiem, o którym dobrze mówią zawodnicy, bo jest dobrym i skorym do pomocy kolegą. To nie przypadek, że tam, gdzie włoży się do składu Hancocka, tam jest przeważnie atmosfera. On jest lubiany.

Lata lecą, Greg ma już pięćdziesiątkę na karku, ale wciąż jest pożądany przez kluby i osiąga dobre wyniki w lidze i w Grand Prix. Myślę sobie jednak, że to kwestia doświadczenia. Ono jest bardzo ważne, a w sportach motorowych wręcz niezbędne do odnoszenia sukcesów. Doświadczenie musi oczywiście iść w parze z formą fizyczną i choć Gregowi już ciężko dorównać młodszym pod tym względem, to jednak utrzymuje dobre przygotowanie fizyczne przez całą karierę. Co jest równie ważne, mimo upływu lat utrzymuje praktycznie taką samą wagę ciała.

Siła Grega tkwi w detalach. Gdy młodsi są lepsi fizycznie i sprzętowo, on nadrabia właśnie doświadczeniem i umiejętnością skoncentrowania się na sprawach najważniejszych. Nie marnuje czasu na próby, testy, rozbudowywanie żużlowego przedsiębiorstwa do granic możliwości. Jego energia kumuluje się na rzeczach najważniejszych, na kluczowych wyścigach. Tam, gdzie musi pojechać dobrze, zwykle mu się to udaje. I naprawdę nie liczyłbym na rychły koniec kariery Grega. Jak nie przytrafi mu się bolesna kontuzja, to jeszcze trochę pojeździ. Mam nadzieję, że jeszcze kilka lat pojeździ.

Z tego, że 50-latek jest zawodnikiem, którego kluby wciąż chcą, który rozstawia innych po kątach, nie wysnuwałbym wniosku, że żużel się zwija, że jest coraz słabszy. Nie pomniejszajmy w ten sposób zasług Grega i nie budujmy kiepskiego obrazu dyscypliny. Ja odkąd chodzę na żużel, słyszę, że to idzie w złym kierunku, ale lata lecą, a ten sport jakoś nie potrafi upaść. Może nie jeżdżą już na Węgrzech, w Austrii czy Bułgarii, ale nie jest tak źle. Oczywiście wszystko się skomercjalizowało, ale jeśli będzie trzeba, to wrócimy do tego, co jest najpiękniejsze, czyli do samej jazdy na motocyklu. Nawet jak już nikt za to nie będzie chciał płacić, to miłości do uprawiania tego sportu nikt zakochanym nie zabierze.

Pewnie, że angielska liga nie jest tak mocna, jak kiedyś, że w Danii mają swoje problemy, ale już Szwecja, choć płacą tam mniej niż w Polsce, ma się całkiem nieźle. Jeśli zawodnicy godzą się na to, żeby tam jeździć to bardzo dobrze. Nie tylko pieniądze są wyznacznikiem poziomu ligi.

Czytaj także: Minusy zamiany Milika na Hancocka

Hancock też nie jest dowodem na słabość żużla. Jakby w czołówce światowej było dziesięciu powyżej czterdziestki, to moglibyśmy dyskutować o braku zmiany pokoleniowej. Zmiana warty jest jednak widoczna. Nie ma już Tomasza Golloba, Jasona Crumpa, Tony'ego Rickardssona czy Leigh Adamsa. Jednych dłużej, innych krócej, ale jednak dziś na żużlowych salonach jest inne pokolenie. Wśród nich wciąż jest Greg, bo ma chęć, za którą go podziwiam. Niewielu jest takich, co chciałoby im się jeździć wciąż w te same, często niezbyt atrakcyjne miejsca. On mógłby rozkoszować się życiem, ale bawi się żużlem i z tego się cieszmy.

Źródło artykułu: