10 Years Challenge: Orzeł był obiektem kpin, dziś to wzór dla innych klubów

Orzeł Łódź na przestrzeni ostatnich 10 lat niezwykle się rozwinął, wliczając w to sferę sportową i organizacyjną. Największą zmianą na plus jest przeprowadzka na nowoczesny stadion żużlowy.

Ostatnia dekada była niezwykle udana dla Orła Łódź. Przełomowym momentem dla łódzkiego żużla był jednak rok 2006 i przejęcie klubu przez rodzinę Skrzydlewskich. Od tego czasu czarny sport pod wodzą Witolda Skrzydlewskiego bezustannie się rozwija, a wszyscy kibice mają nadzieję na awans do upragnionej PGE Ekstraligi.

2009 - Ślączka znokautował Skrzydlewskiego

Witold Skrzydlewski zawsze stara się maksymalnie wykorzystywać możliwości. Takie standardy starał się przenieść ze swojej rodzinnej firmy do klubu. Na początku historii Orła, władze klubu tak naprawdę uczyły się żużla. Z czasem przyszła jednak ochota na awans do I ligi. Przez kilka lat ta sztuka nie udawała się łodzianom. Przełomowy miał być sezon 2009, kiedy to trenerem drużyny został Zdzisław Rutecki. W osiągnięciu sukcesu mieli pomóc tacy zawodnicy jak Mariusz Franków, Piotr Dym czy Maciej Piaszczyński. Prawdziwym hitem okazało się jednak ściągnięcie Henrika Gustafssona oraz jego syna Simona.

Drużyna w drodze do finału tylko dwa razy przegrała, a w ćwierćfinałach i półfinałach zmiażdżyła odpowiednio zespoły z Piły i Krosna. Dla wielu finał ze Speedway Miszkolc miał być tylko formalnością. Pierwszy mecz łodzianie przegrali jednak 40:50 i przed rewanżem do zespołu wdarła się nerwowość. Co ciekawe, trenerem Węgrów był wtedy Janusz Ślączka, czyli trener obecnie doskonale znany w Łodzi. Po rewanżowym pojedynku finałowym wielu łódzkich kibiców musiało jednak rzucać pod jego adresem wiele niepochlebnych słów. Wszystko za sprawą Siemiona Własowa, rosyjskiego asa w jego talii, który dzięki złotej rezerwie taktycznej zdobył aż 22 punkty i zapewnił Węgrom wygranie finałowego dwumeczu.

ZOBACZ WIDEO Będzie zz-tka za Joannę Cedrych? Co z Tomaszem Dryłą?

Co nie udało się w 2009 roku, zrealizowano jednak w następnym sezonie. Po pasjonującej walce z Motorem Lublin, łodzianie cieszyli się z historycznego awansu.

CZYTAJ TAKŻE: Kai Huckenbeck do dziś nie wie, co stało się w Rzeszowie. Orzeł przekonał go w tydzień

2014 - Ślączka utrapieniem Orła

Po awansie do I ligi, Witold Skrzydlewski podziękował za pracę Zdzisławowi Ruteckiemu i postanowił zatrudnić Janusza Ślączkę. Ten przez trzy lata ze zmiennym szczęściem prowadził Orła. Przed sezonem 2014 odszedł jednak do Stali Rzeszów. Władze łódzkiej drużyny zdecydowały się na angaż Lecha Kędziory. Prawdziwym hitem było zakontraktowanie Antonio Lindbaecka.

Jak się okazało Szwed nie spełnił jednak oczekiwań. Dobrym podsumowaniem jego występów był mecz w Daugavpils. Wtedy to pojawił się na stadionie, jednak bez mechaników i motocykli. Gdy już udało mu się wystartować, jeszcze przed biegiem upadł na tor i doznał kontuzji. Braki przez cały sezon nadrabiali jednak Jason Doyle i Mads Korneliussen, którzy okazali się odkryciami sezonu. W przypadku Duńczyka był to jednorazowy wyskok, jednak Doyle to w Łodzi rozwinął karierę i na stałe wskoczył do światowej czołówki.

Łodzianie przez cały sezon radzili sobie bardzo dobrze, a w półfinale sensacyjnie wyeliminowali GKM Grudziądz. W decydujących meczach trafili na... Janusza Ślączkę, który znów triumfował. Orzeł jednak w kilka lat zmienił się z drużyny walczącej o I ligę, w pretendenta do awansu do PGE Ekstraligi.

2019 - Nowy stadion, nowe możliwości

Patrząc na ostatnie 10 lat łódzkiego żużla, największą metamorfozę można dostrzec patrząc na stadion. w 2009 roku łódzcy kibice musieli znosić szydercze komentarze fanów z innych miast. Wtedy mało kto wierzył, że to się zmieni. Upór Witolda Skrzydlewskiego przyniósł jednak skutek i w sezonie 2018 zainaugurowano starty na nowym stadionie. Tak naprawdę obiekt w stu procentach będzie jednak gotowy dopiero w 2019 roku. To daje ogromne możliwości marketingowe. Na takim stadionie warto startować w PGE Ekstralidze.

W osiągnięciu sukcesu ma pomóc powrót Lecha Kędziory, który podczas pobytu w Łodzi dwukrotnie wprowadził drużynę do finału. W obu przypadkach znosił gorycz porażki, ale teraz może być zupełnie inaczej. Witold Skrzydlewski nie wywiera na zawodnikach niepotrzebnej presji. Nie ma także drużyny zbudowanej z gwiazd. Czasem jednak cisza i spokój są zdecydowanie najlepsze.

Nawet jeśli Orzeł w tym sezonie nie wywalczy awansu, to jego kibice mogą być dumni. Klub niesamowicie się rozwinął i może się pochwalić jednym z najnowocześniejszych stadionów żużlowych na świecie. Dodatkowo Orzeł wychodzi z cienia innych dyscyplin w Łodzi, a komplet kibiców na stadionie nie jest już dla nikogo zaskoczeniem.

Komentarze (4)
avatar
eba1
13.02.2019
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
No wlasnie i co niekturzy nam takiego prezesa zazdrosci. 
avatar
sympatyk żu-żla
12.02.2019
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Owszem można przyznać słuszność jak wyglądał żużel w Łodzi, powyższemu opisowi. Dzięki panu Witoldowi mamy żużel w Łodzi.Takich panów prezesów co należy się uznanie w moim odczuciu jest w pol Czytaj całość
avatar
nataszek
12.02.2019
Zgłoś do moderacji
0
7
Odpowiedz
Czy już nikt nie pamięta zeszłorocznej kompromitacji, kiedy Orzeł nie potrafił przygotować toru po 10 h od opadów i spotkanie z Wybrzeżem odbyło się w 4. terminie? Dla mnie to obciach zeszłego Czytaj całość