Mateusz Szczepaniak: Zamiatanie problemu pod dywan (wywiad)

WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Mateusz Szczepaniak
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Mateusz Szczepaniak

- Kiedyś ich nie było i wszystko było bardziej przejrzyste - mówi o tzw. umowach sponsorskich Mateusz Szczepaniak. Zawodnik ROW-u Rybnik nadal czeka na pieniądze, jakie zarobił w sezonie 2017 w barwach Wandy Kraków.

Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: Rozmawiamy już po okresie transferowym. Pozostanie w Rybniku było łatwą decyzją?

Mateusz Szczepaniak, zawodnik ROW-u Rybnik: Tak. Propozycja z Rybnika była konkretna i na pewno szybko się dogadaliśmy z prezesem Mrozkiem. Nie miałem w pełni udanego sezonu, bo początek był słaby. Dopiero później coś się działo, ale nie tak jak powinno. Cieszę się, że mogłem zostać w klubie i liczę, że w przyszłym roku będzie dużo lepiej.

Końcówka sezonu była dużo lepsza. Czy Mateusz Szczepaniak wie, co zrobić, by równie udanie zacząć kolejny rok?

Myślę, że tak. Wiem, co poszło nie tak i sądzę, że nie będzie tych błędów. Wyeliminowaliśmy niektóre przyczyny i powinno od początku być dobrze. Jednak to jest tylko sport. I nie zawsze można być pewnym wszystkiego i zakładać zwycięstw, bo pod taśmą stoi czterech zawodników i każdy chce wygrać.

Bardzo długo tłumaczył pan swoją słabszą postawę brakiem sprężyn zaworowych na rynku. Czy dziś w żużlu taki detal może mieć decydujące znaczenie?

Niestety, często tak jest, że od sprzętu bardzo dużo zależy. Wystarczy, że jedna część w silniku jest nieodpowiednia i już nie pracuje on tak jak powinien. Wtedy zawodnik nie ma jakichkolwiek szans. Kondycja fizyczna nie zawsze ma odzwierciedlenie na torze. Przygotowanie mentalne też na nic się zdaje, gdy sprzęt zawodzi. Bez niego nie ma jazdy.

A jak było z przygotowaniem mentalnym w tym roku? Szczególnie, gdy na początku sezonu zdarzało się siadać na trybunach.

To jest ciężki moment dla zawodnika. Każdy z nas chce jeździć jak najwięcej, zdobywać jak najwięcej punktów. Jeśli nie mamy możliwości jazdy, to robi się coraz trudniej. Rośnie wtedy w człowieku przekonanie, że są jakieś problemy. Nie można się poddawać, bo w życiu raz jest lepiej, raz gorzej. Trzeba ciężko pracować, aby forma wróciła. Mnie to się udało pod koniec sezonu i oby odpowiednie wnioski były wyciągnięte w kontekście roku 2019.

Tej jesieni był temat ściągnięcia do Rybnika Michała Szczepaniaka. Jak pan się zapatrywał na rywalizację o skład z bratem?

Wiedziałem o tym. Rozmawiałem z Michałem o tym, że prezes rozpoczął z nim negocjacje. On nie chciał przychodzić do Rybnika po to, by walczyć ze mną o skład. Nie chciał rywalizacji z bratem o miejsce w składzie. Tym bardziej, że był po rozmowach z innym klubem. To była szybka piłka między prezesem Mrozkiem a Michałem.

Pojawił się za to Zbigniew Suchecki, więc znów zapowiada się walka trzech seniorów o dwa miejsca w składzie.

Wszystko zależy od punktu siedzenia. Gdy jest ktoś trzeci, to walka wydaje się być pewnym utrudnieniem. Może jednak też być motywacją, bo musimy ciężko pracować, aby znaleźć się w składzie. Z punktu widzenia prezesa, to jest zabezpieczenie na wypadek kontuzji. Są plusy, są minusy tego, że jest nas więcej niż miejsc w drużynie.

Zmienia się za to postać trenera, bo do Rybnika wrócił Piotr Żyto. W środowisku mówi się, że prezes Mrozek potrzebował takiego "bulteriera".

Miałem okazję z nim współpracować w Częstochowie przez jeden sezon. Czy taki "bulterier" w parku maszyn jest potrzebny? Zdarzają się takie sytuacje. Piotr Żyto to dobry trener. Ma ogromne doświadczenie w żużlu i na pewno to dobra osoba na to stanowisko. Myślę, że poprowadzi nas we właściwym kierunku.

W tym roku wielokrotnie pojawiał się temat przyczepnego toru w Rybniku, na który rywale się skarżyli. Czy nie przesadzamy z tendencją, by robić tylko tory twarde?

Żużel się zmienia. Silniki też są inne. To też ma przełożenie na to. Kiedyś na przyczepnych torach było więcej walki. Teraz silniki generują większe obroty i nie oglądamy aż takiego widowiska na przyczepnej nawierzchni. Jest start, pierwszy łuk i jazda gęsiego, bo przy ciężkiej szprycy trudno się wyprzedza i atakuje. Szpryca hamuje zawodników jadących z tyłu. Twarde tory są bezpieczniejsze i mamy na nich też dużo walki. My w Rybniku mieliśmy twardszą nawierzchnię pod koniec sezonu, a na dystansie sporo się działo. Jednak ciężko mi mówić. Nie mogę wszystkiego powiedzieć, bo wisi ryzyko kary nade mną. Tak to wygląda, że nie możemy w pełni wyrazić swojego zdania, jeśli chodzi o komisarzy toru, ich pracę.

Ciągnie się za panem też temat zaległości finansowych w Wandzie Kraków.

To dalej trwa i się ciągnie. Aczkolwiek, w ostatnich dwóch-trzech tygodniach kontakt z prezesem krakowskiego klubu jest lepszy. Trochę ten dług zmalał. Jest jakiś progres. Zobaczymy jak to się skończy, bo do końca listopada działacze mają okres spłaty. Zobaczymy jak zajmie się tym tematem PZM. Bo w zeszłym roku wyglądało to jak wyglądało.

Piotr Szymański stwierdził niedawno, że GKSŻ nie zrezygnuje z regulaminu finansowego i nie zabroni też podpisywać zawodnikom umów sponsorskich, które zaczynają być bolączką żużla. Co pan o tym myśli?

Według prawa polskiego i prawa Unii Europejskiej, PZM nie ma prawa ingerować w umowy czy kontrakty sportowca z klubem. To są dwa odrębne podmioty. My nie mamy wyjścia. Pewnych praw powinni przestrzegać wszyscy. Nie tylko zawodnicy, ale też kluby czy działacze. PZM podlega pod prawo polskie i prawo Unii Europejskiej, do której należymy. Działacze ze związku mają pewne zasady nad sobą i powinni o tym pamiętać.

Bo dla mnie to zamiatanie problemu pod dywan. Łatwiej wprowadzić regulamin finansowy i nie kontrolować umów sponsorskich, a potem przyznać, że kluby dostały licencje, bo nie mają problemów finansowych wynikających stricte z zobowiązań regulaminowych.

Tak właśnie jest. To jest łatwiejsze dla PZM, by tak stwierdzić, bo klub musi przede wszystkim spłacić pieniądze z głównego kontraktu. Te kolejne, chociażby z umów sponsorskich, jeśli ktoś takowe posiada, one się dla związku nie liczą. To ładniej wygląda niż faktycznie jest. Kiedyś tego nie było, wszystko było bardziej przejrzyste. Wydaje mi się, że wtedy było lepiej. Jednak zaczęły się problemy finansowe niektórych klubów, niektóre ośrodki zaczęły upadać. PZM musiał coś z tym zrobić. Może nie tyle po to, by mieć ingerencję w finanse klubów, ale mieć czystsze ręce.

Rozmowę przeprowadzono 9 listopada. 

ZOBACZ WIDEO Kacper Woryna: Nie wyobrażam sobie klubu bez prezesa Mrozka. On zna się na żużlu, a takich ludzi brakuje

Komentarze (24)
avatar
RECON_1
21.11.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Dla centrali jest wszystko cacy bo regulamin sobie taki wymyślili, inna brocha że nikt zawodnikom lufy do głowy nie przystawia by takowe lewe umowy podpisywali. 
avatar
Saddam
20.11.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Umowy sponsorskie to jedynie furtka dla klubów, aby otrzymały licencję na następny sezon, choćby nadzorowaną, nawet jeśli zalegają zawodnikom pieniądze. I nie mówimy o kilku stówkach, czasem je Czytaj całość
avatar
Rybnik for life
20.11.2018
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
Hi. Żużel dobry sport do prania pieniędzy pierwsza liga w mniejszym stopniu ale ekstraliga to maszyna dla kombinatorów miejmy nadzieje ze w końcu ktos rozbije ten burdel i będzie więcej sportu Czytaj całość
avatar
Mirosław Kolarczyk
20.11.2018
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
e-lipa, gksż i pzm to czysta amatorszczyzna. 
avatar
zawodowiec
20.11.2018
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Trzeba mniej placic to umowy sponsorskie nie beda potrzebne...